Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Piłka coraz mniej okrągła

Radosław PATRONIAK
Polską piłkę od wielu lat niszczy korupcyjna choroba. Jej najświeższym przykładem jest afera barażowa, związana z podejrzeniami o sprzedanie spotkań przez piłkarzy Świtu Nowy Dwór.

Polską piłkę od wielu lat niszczy korupcyjna choroba. Jej najświeższym przykładem jest afera barażowa,
związana z podejrzeniami o sprzedanie spotkań przez piłkarzy Świtu Nowy Dwór.
Futbol w niższych klasach też nie jest wolny od nieuczciwych praktyk. Także ten w Wielkopolsce.

Półzawodowymi, a czasami nawet amatorskimi rozgrywkami w naszym regionie zawiaduje Wielkopolski Związek Piłki Nożnej. Na podsumowaniu, zakończonego przed kilkunastoma dniami sezonu, trudno było oprzeć się wrażeniu, że działacze WZPN nie dostrzegają na własnym podwórku niepokojących zjawisk. – Przedstawiciele klubów próbują coś załatwić, kupując czekoladę albo zapraszając na kawę, ale my wciąż mamy pełne zaufanie do naszych pracowników – mówił wiceprezes piłkarskiej centrali, Hilary Nowak. W jego opinii kontrowersje budzą nie wyniki, tylko uproszczenia, stosowane przy ocenach organizacji sportowych. W poznańskim związku przebieg rozgrywek nadzorują i kontrolują 33 osoby. Pracują społecznie, ale nawet jak na społeczników zbyt często popełniają błędy. Pytanie tylko czy z przepracowania, czy też z chęci zysku...

Naśladowanie wyższych sfer

Za utratę resztek moralności w rodzimym futbolu nie mogą jednak ponosić odpowiedzialności wyłącznie pracownicy WZPN. Kiedy kibice z zapartym tchem zaczęli śledzić zeznania prezesa i piłkarzy Świtu Nowy Dwór przed Wydziałem Dyscypliny PZPN, kiedy zrobiło się głośno wokół propozycji użycia wykrywacza kłamstw i kiedy prezes Wojciech Szymański przyznał się do tego, że chciał wywieźć swojego zawodnika w samochodzie na... tylnym siedzeniu, w Krotoszynie postanowiono naśladować wyższe sfery.

Miejscowa Astra grała pierwszy mecz barażowy o wejście do III ligi z Mieszkiem Faber Gniezno. Przegrała go 1: 2, choć stworzyła mnóstwo sytuacji strzeleckich. – Gospodarze prowadzili grę, a bramki strzelali goście. Można różnie to interpretować – przyznał jeden z działaczy.

Tajemniczy brak motywacji

Prawdziwe kłopoty w krotoszyńskim klubie nastąpiły dopiero po końcowym gwizdku. Piłkarze nagle poczuli się chorzy, a trener nie tylko martwił się o frekwencję na treningach, ale również o brak motywacji u swoich podopiecznych. Dzień przed wyjazdem na rewanż do Gniezna nie miał wątpliwości, kto wyjdzie zwycięsko z konfrontacji o III ligę. – Sytuacja jest chora. Nie potrafię powiedzieć, kto wyjdzie na boisko, bo moi zawodnicy mają inne sprawy na głowie.
Pojadą ci, którzy będą chcieli grać, niewykluczone, że będą to juniorzy – mówił rozżalony Grzegorz Wesołowski. Zgodnie z przewidywaniami piłkarze Astry nie zepsuli święta Mieszkowi i jego kibicom, ale też nie wiadomo, czy zechcieliby poddać się badaniu na prawdomówność.

,,Szopka’’ kartkowa

Nie o awans, a jedynie o utrzymanie w IV lidze, lecz z równie wielką determinacją, co Mieszko, walczył Biały Orzeł Koźmin i SKP Słupca. Drugi z klubów szybciej przystąpił do ofensywy „kartkowej’’, polegającej na tym, że przekonał działaczy WZPN do tego, że płacił kary regulaminowe za żółte kartki swoich piłkarzy przy okazji, uiszczając inne opłaty w związkowej centrali. Początkowe walkowery zamieniono więc na wyniki z boiska. „Szopka’’ na tym się nie skończyła, bo działacze postanowili, że doprowadzą do spotkania, którego nie rozegrano z powodu choroby słupeckich piłkarzy. W trakcie sezonu WZPN uznał, że wymyślili sobie oni chorobę. W końcówce rozgrywek zmienił jednak zdanie i pozwolił drużynie ze Słupcy zainkasować kolejne trzy punkty.

Gdy wydawało się, że SKP wygra wyścig z czasem i rywalami, nastąpiła kontrofensywa Białego Orła Koźmin. Już po ostatniej kolejce okazało się bowiem, że w pojedynku koźmińskiej jedenastki z Sokołem w Kleczewie w drużynie gospodarzy występował nieuprawniony zawodnik. Tym samym Biały Orzeł przechytrzył SKP. – Dla mnie ważne jest to, co na boisku. Zamieszanie poza nim to najgorsza rzecz, jaka może być. Jak wyeliminować rozstrzygnięcia przy zielonym stoliku? Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. My pracujemy w IV lidze społecznie, a przecież w zawodowej piłce dzieją się też dziwne rzeczy – zauważył szef Białego Orła, Mieczysław Ambroszkiewicz.

Sędziowie się nie spieszą

Zasięg manipulacji byłby ograniczony, gdyby w Poznaniu Wydział Gier spotykał się wcześniej niż pięć dni po każdej kolejce spotkań. – Zbieramy się dopiero w piątek, ponieważ sprawozdania z meczów spływają do nas z opóźnieniem. Sędziowie mają na ich przesłanie lub dostarczenie 48 godzin, ale rzadko kiedy postępują zgodnie z wytycznymi. Poza tym obowiązek liczenia kartek spoczywa na kierownikach drużyn. Jeśli oni gubią się w rachubach, to wyjściem byłoby jedynie zlikwidowanie kar finansowych dla klubów – wyjaśnił wiceprzewodniczący WG WZPN, Kajetan Olszewski.
Nie wszyscy w Polsce chlubią się opieszałością. Na przykład w Łodzi ten sam wydział spotyka się już w czwartek i dzięki temu informacja o nieuprawnionych piłkarzach dociera do klubów przed następną rundą spotkań, a nie wtedy, gdy nie ma już znaczenia. – Nie mamy praktycznie żadnych problemów z weryfikacją wyników. Walkowerów unikamy jak ognia – stwierdził Piotr Kubisiak z ŁZPN.

Wysoka i... niska stawka

O tym, co wydarzyło się na finiszu pilskiej klasy okręgowej najlepiej opowiedział prezes GLKS Wysoka. – Drużyny, które naszym kosztem utrzymały się w lidze, dostały walkowery. Ostatnia kolejka była kolejką cudów. Ponadto na działaczy Sokoła Szamocin padło podejrzenie o kupienie ostatnich meczów, chociaż nikt nikogo za rękę nie złapał. Nie boję się tego nazwać aferą piłkarską na poziomie lokalnym – żalił się Stanisław Jankowski.

Jego zdaniem „nieszczęśliwy zbieg okoliczności’’ może doprowadzić do katastrofy w Wysokiej, czyli rozwiązania drużyny. – Nie wykluczam zmowy działaczy innych klubów i sędziów. Bezpośrednio po ostatnim spotkaniu dwóch moich graczy zgłosiło chęć gry w Szamocinie. Co ja o tym sądzę? Kluby, które mają pieniądze rządzą. Biedni nie mają czego szukać – dodał prezes Wysokiej. Nieoficjalnie mówi się, że do poczucia małego szczęścia zespołowi z obrzeży Wielkopolski zabrakło... 2500 zł.

W końcu pogodzą się ze spadkiem

Nieco inaczej widzi tę sprawę prezes pilskiego OZPN-u, Zygmunt Świtała. – Spadła Wysoka, bo nie miała wpływu na wyniki innych spotkań. Teraz tamtejsi działacze i piłkarze są rozgoryczeni, ale w końcu pogodzą się z degradacją. Czy o tym zadecydował układ, stworzony przez inne kluby? Tego nie wiem, ale prawdą jest, że w Wysokiej goście niemal zawsze narzekają na stan boiska i zachowanie kibiców. Nie pochwalam jednak takiego sposobu myślenia. Tym, którzy mają pretensje, nieważne nawet czy uzasadnione, trzeba pomagać, gdyż bez nich nie byłoby w Polsce piłki – mówił z przekonaniem Świtała.

Czy piłka mogłaby być jednak u nas czysta jak łza? Zamiast odpowiedzi można sobie zadać pytanie, czy tak bardzo różni się ona od innych dziedzin życia, ogarniętych w naszym kraju plagą defraudacji. Akcja „czyste ręce’’ jeszcze do Polski nie dotarła, więc pewnie za rok znowu dowiemy się, że nikt nikogo za rękę nie złapał...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wielkopolskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto