MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Chcę być kimś więcej niż tylko ligową ciekawostką

Rafał Romaniuk, Hubert Zdankiewicz
Dong Fangzhuo był pod wrażeniem warszawskiej starówki i meczu Legii z Cracovią
Dong Fangzhuo był pod wrażeniem warszawskiej starówki i meczu Legii z Cracovią fot. Bartłomiej Ryży
Rozmowa z Dongiem Fangzhuo, nowym napastnikiem Legii Warszawa i pierwszym Chińczykiem w polskiej ekstraklasie

Takie pytania trącą prowincjonalizmem, ale w tych okolicznościach chcemy od niego zacząć. Jak się Panu podoba w Warszawie?
Niewiele na razie widziałem, ale mam wrażenie, że to bardzo przyjemne miasto do życia. Podobają mi się zwłaszcza takie miejsca jak to (spotkaliśmy się na Starówce - red.).

Ma Pan pojęcie, że to miejsce było kiedyś niemal zrównane z ziemią?
Piotr (Karpiński - red.), mój tłumacz, jest warszawskim przewodnikiem, więc podczas spacerów opowiada mi o historii miasta. Wiem również, czym była druga wojna światowa.

A co Pan wiedział o Legii Warszawa, zanim tu trafił? Nie prosił Pan agenta, żeby powtórzył, gdy wspominał o przyjeździe do Polski?
My, Chińczycy, jesteśmy ciekawi świata, więc dobrze wiedziałem, gdzie leży Polska. Miałem też pewne wyobrażenie o waszej lidze, w Manchesterze United spotkałem przecież waszego rodaka - Tomka Kuszczaka - który trochę mi o niej opowiadał.

Najpierw Anglia, później Belgia (Royal Antwerp). Czy przyjazd do Polski nie jest przypadkiem dla Pana zesłaniem?
Absolutnie nie. Według mnie to dobre miejsce, by pokazać, że potrafię grać w piłkę.

Na razie wszystkich interesuje Pan jednak bardziej jako ciekawostka - nigdy wcześniej nie grał u nas Chińczyk. Nie denerwuje to Pana?
Nie, przyjeżdżając do Polski zdawałem sobie sprawę, że tak będzie. To zresztą działa w dwie strony, bo w mojej ojczyźnie również zauważono, że jestem pierwszym Chińczykiem w waszej ekstraklasie. Nie przeszkadza mi to, choć muszę przyznać, że chciałbym zapracować sobie na zainteresowanie występami na boisku. Chcę być kimś więcej niż tylko ligową ciekawostką.

Wspomniał Pan o zainteresowaniu chińskich mediów. Czy jest duże?
Nie śledzę wszystkiego, co ukazuje się w prasie i internecie, ale raczej tak. Informację o moim transferze do Legii podały wszystkie znaczące media zajmujące się piłką nożną. Pisały o tym oczywiście również wszystkie lokalne gazety z moich rodzinnych stron.

Gdzie to dokładnie jest? Trener Jan Urban mówi, że to niewielkie miasteczko koło japońskiej granicy. Jakieś... osiem milionów mieszkańców.
Tak powiedział? (śmiech). Dużo się nie pomylił, bo w Dalian, gdzie się urodziłem, mieszka jakieś pięć do sześciu milionów ludzi. To portowe miasto, bardzo malowniczo położone, bo z trzech stron otacza je woda, a z czwartej są góry. Moim zdaniem jest jednym z najpiękniejszych miast w całych Chinach. Dosyć młodym, liczy sobie niewiele ponad sto lat.

Gdzie dokładnie leży?
Na północny wschód od Pekinu, na trasie do Korei. Podczas drugiej wojny światowej służył Japończykom za port desantowy, a że przez lata okupowali oni również Koreę, wpływ ich kultury jest u nas zauważalny. W części miasta stoją budynki w stylu japońskim, nawet w lokalnym dialekcie wykorzystuje się japońskie słowa, co jest dość nietypowe w Chinach.

Nawiązał Pan już kontakt z mieszkającymi w Warszawie Chińczykami?
Raczej oni nawiązali ze mną i zaprosili mnie na zabawę. Dziś (rozmawialiśmy w niedzielę 28 lutego - red.) jest bardzo uroczysty dla nas dzień - Święto Lampionów, obchodzone 15 dni po chińskim Nowym Roku.

Dla Europejczyka podróż do Chin to prawie jak wyprawa na księżyc. Jak Chińczyk postrzega Europę?
Mniej więcej tak samo, zwłaszcza gdy przyjeżdża tu po raz pierwszy. To zupełnie inny świat, inny język, inna kuchnia, która jest dla nas, Chińczyków, bardzo ważna. Inne budynki, no, niemal wszystko.

Który język jest trudniejszy - polski czy angielski?
Oba były dla mnie dużą zagadką (śmiech). Nadal są, choć po angielsku już jestem w stanie się porozumieć, a po polsku znam tylko kilka słów. Planuję jednak nauczyć się waszego języka.

Jakie zna Pan słowa?
Dzień dobry i... Co tam jeszcze było? Zaraz sobie przypomnę.

Wspominał Pan o kuchni...
Dobra, dobra (cytat oryginalny - red.). Mam na myśli polską kuchnię (tu już nasz rozmówca znów przeszedł na chiński - red.). Jest bardzo ciekawa. Wczoraj na przykład jadłem żurek.

Czy chińska kuchnia serwowana w Europie przypomina choć trochę oryginalną?
Zależy gdzie. Są u was restauracje nastawione na Chińczyków i jedzenie jest w nich niemal identyczne jak w Chinach. Są również takie, do których chodzą Europejczycy, i w nich z kolei serwuje się wasze wyobrażenie o chińskiej kuchni. Najprościej można to wytłumaczyć, że potrawy są łagodniejsze w smaku.

A jak duża jest różnica pomiędzy Legią Warszawa a Manchesterem United?
Szczerzę mówiąc, nie lubię pytań o Manchester. Nie chodzi bynajmniej o to, że nie zrobiłem kariery, bo nigdy nie żałowałem, że trafiłem do United. Przeciwnie - to była wspaniała przygoda i bezcenne doświadczenie.

Zatem dlaczego?
Bo to już zamknięty rozdział. Teraz jestem piłkarzem Legii i bardzo chcę osiągnąć z nią sukces. Mam nadzieję, że podczas kolejnego wywiadu będziecie ze mną rozmawiać przede wszystkim o mojej dobrej grze w Warszawie

W takim razie ostatnie pytanie o Manchester United?
Ostatnie? Obiecujecie?

No może przedostatnie.
No dobrze (śmiech).

Doświadczył Pan kiedyś słynnej "suszarki" Aleksa Fergusona?
Osobiście nie, nigdy również nie widziałem, żeby atakował jakiegoś piłkarza. Da się zauważyć, że sir Alex jest trenerem, który bardzo przeżywa porażki. Widać, że budzą w nim sportową złość. Nigdy jednak nie była ona ukierunkowana na konkretne osoby?

Który piłkarz MU zrobił na Panu największe wrażenie?
Prawie każdemu mogłem tam buty wiązać (śmiech). Dotykałem gwiazd na każdym kroku. Jeśli miałbym kogoś wskazać, to największy podziw czułem w stosunku do starych mistrzów: Ryana Giggsa, Paula Scholesa i Ole Gunnara Solskjaera. Wszyscy byli nie tylko wielkimi piłkarzami, ale też ludźmi dającymi wielkie wsparcie drużynie.

Mówił Pan o charakterze Fergusona. Jan Urban to chyba jego przeciwieństwo? W szatni też jest taki wyluzowany?
Nie wszystkie żarty, rzecz jasna, rozumiem, ale jest ich faktycznie sporo. W ogóle w Legii jest bardzo przyjazna atmosfera, przynajmniej ja tak to odbieram.

Na początku tak przyjaźnie chyba nie było. Pod względem fizycznym to były najcięższe przygotowania do sezonu od lat, a na pewno najcięższe za kadencji trenera Urbana.
O tak, zwłaszcza na obozie w Hiszpanii lekko nie było. Mnie tym bardziej, bo miałem zaległości treningowe. Co więcej, wysiadłem z samolotu, doszła zmiana czasu i zmęczenie podróżą, więc pierwszych kilku dni najlepiej nie wspominam. Dziś jestem jednak zadowolony, bo taki wycisk był mi potrzebny. Myślę, że będzie procentował.

Jak dogaduje się Pan z nowymi kolegami?
Na boisku bez problemu z każdym. Poza nim najlepiej z Inakim Astizem i Dicksonem Choto.

Widział Pan piątkowy mecz Legii z Cracovią?
Oczywiście widziałem i muszę przyznać, że byłem pod wrażeniem charakteru drużyny, która potrafiła wygrać w takich okolicznościach. To jest coś, czego chciałbym się w Legii nauczyć.

Legia to specyficzny klub. Presja jest tu większa niż gdzie indziej, a na Panu będzie ciążyć jeszcze większa, bo od byłego piłkarza Manchesteru United oczekuje się, że będzie w Polsce gwiazdą.
Wiedziałem, dokąd idę. Mój menedżer dużo mi o Legii opowiadał, ja sam również szukałem o niej informacji w internecie. Presji się nie boję. Przeciwnie, myślę, że jest dobra dla piłkarza, o ile go motywuje, a nie paraliżuje. Ja chcę takiej presji, chcę osiągnąć sukces, a nie cieszyć się, że pojeździłem sobie po świecie.

Może osiągnie go Pan również poza boiskiem? Polska słynie nie tylko z dobrej kuchni, ale również pięknych kobiet...
Nie da się nie zauważyć urody Polek (śmiech), ale ja tu przyjechałem z konkretnym celem. Nie mam specjalnie czasu na coś więcej, niż tylko mecze i treningi.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Świątek w finale turnieju w Rzymie!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Chcę być kimś więcej niż tylko ligową ciekawostką - Mazowieckie Nasze Miasto

Wróć na mazowieckie.naszemiasto.pl Nasze Miasto