Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pomorskie szpitale szacują straty z powodu szalejącej grypy

J. Gromadzka-Anzelewicz, Jacek Klein
G. Mehring
Czy u każdego pacjenta z objawami grypy mamy sprawdzać , czy jest zakażony wirusem A/H1N1? Jakie oddziały powinny leczyć kobiety w ciąży, które wirus nowej grypy atakuje coraz częściej? Których pacjentów koniecznie trzeba przyjąć do szpitala, a których można oddać pod opiekę lekarzy rodzinnych? Skąd wziąć pieniądze na niezbędne zakupy?

Zapasy leków antywirusowych, testów, odzieży ochronnej dla personelu topnieją w pomorskich szpitalach w zastraszającym tempie.

Od kilku dni Jerzy Karpiński, pomorski lekarz wojewódzki, odbiera dziesiątki telefonów od zaniepokojonych dyrektorów szpitali. Za pytaniami, które zadają, czai się brutalna ekonomia.
Na to, że Narodowy Fundusz Zdrowia przejmie się epidemią i doda pieniędzy, nie ma co liczyć. Coraz więcej szpitali popada w finansowe kłopoty, bo pomorski NFZ wciąż nie zapłacił im za nadwykonania w pierwszym półroczu. Przybyło też ponadlimitowych pacjentów w drugim półroczu, a tu jeszcze... grypa.

- Na poziomie województwa nie jesteśmy w stanie rozstrzygnąć kwestii zgłaszanych przez dyrektorów - odpowiada Jerzy Karpiński. Liczymy, że Komitet Pandemiczny opracuje wytyczne i nam je przekaże. W Gdańsku liczą, że otrzymają je na piśmie w ciągu kilku najbliższych dni. W przeciwnym razie szpitale na Pomorzu, gdzie zachorowań jest najwięcej w kraju, popadną w jeszcze większe długi.

Nieoficjalnie urzędnicy przyznają - to nie szpitale powinny ponosić koszty badań wirusologicznych, bo ich wyniki nie są im do niczego potrzebne. - Z nimi czy bez nich i tak
leczymy chorego tak samo - tłumaczy dr Krystyna Świerszczyńska, ordynator dziecięcego oddziału w Pomorskim Centrum Chorób Zakaźnych i Gruźlicy. Decydują się na nie często pod presją rodziny. Większego sensu nie mają też testy paskowe, bo ich wyniki są w 10-70 proc. obarczone błędem. To pieniądze wyrzucone w błoto! Dyrektorzy szpitali nie potrafią jeszcze precyzyjnie ocenić kłopotów finansowych, w jakie wpędza je grypa. Nieoficjalnie mówią już jednak o kilku milionach złotych.
Wbrew nadziejom dyrektorów Komitet Pandemiczny nie podjął wczoraj żadnych decyzji dotyczących szpitalnych budżetów. Minister zdrowia Ewa Kopacz obiecała jedynie, że do aptek w całej Polsce trafi wkrótce 75-80 tys. porcji leków antywirusowych - Tamiflu oraz Relenzy. Szpitale mogą liczyć na dodatkowe partie tych preparatów z Agencji Rezerwy Rządowej. O tym jednak, ile pacjent będzie musiał zapłacić za nie w aptece oraz czy szpitale otrzymają je bezpłatnie - nie było w ogóle mowy. Sporą część konferencji poświęcono za to dobrym radom, a więc profilaktyce.

A ile może kosztować epidemia grypy polską gospodarkę? Może kosztować nawet 1 proc. rocznego PKB. Z raportu Komisji Europejskiej na temat szczepień wynika, że w krajach uprzemysłowionych całkowite skutki ewentualnej epidemii grypy będą kosztować średnio 56,7 miliona euro na każdy milion mieszkańców.
- W przypadku Polski oznacza to ponad 2,15 miliarda euro, czyli niemal 9 miliardów złotych - oceniają analitycy Money.pl. - Możliwe do oszacowania - choć również orientacyjnie - są też koszty profilaktyki. W sezonie 2007/2008 przeciwko grypie zaszczepiło się 5,6 procent Polaków. Jeśli za średni koszt szczepionki uznamy 50 złotych, da to kwotę około 100 milionów złotych, jakie wydaliśmy na zabezpieczenie się przed chorobą.
Do uzyskania odporności całego społeczeństwa potrzebne jest regularne szczepienie 70-80 procent Polaków.

- Taka skala oznaczałaby łączny wydatek rzędu 1,3-1,5 miliarda złotych - szacują analitycy Money.pl.
W tym roku według Państwowego Zakładu Higieny na różne odmiany grypy zachorowało pół miliona osób. Chorujemy jednak nie tylko na grypę. W ciągu sześciu miesięcy z kasy Zakładu Ubezpieczeń Społecznych w całym kraju wydano na zasiłki chorobowe 3,2 mld zł, o 1 mld zł więcej niż rok wcześniej. Jeśli drastycznie wzrośnie liczba zachorowań z powodu wirusa A/H1N1, zabraknie pieniędzy na świadczenia chorobowe.
Epidemia to nie tylko koszty leczenia i zapobiegania. Kilkaset tysięcy czy milion chorych oznacza wymierne straty dla firm. Szacuje się, że jeden dzień nieobecności pracownika w firmie kosztuje ok. 280 zł. Zwolnienia lekarskie dla 200 tys. osób to zatem koszt 56 mln zł tylko jednego dnia.
Straty mogą być wyższe, jeśli Ministerstwo Zdrowia oficjalnie ogłosi stan epidemii. Odbić może się to na polskich eksporterach. Kraje, do których trafiają polskie towary, mogą wprowadzić wzmożone kontrole, a nawet ograniczenia wwozowe. Spadną - co pokazał wcześniejszy strach przed ptasią grypą - przewozy lotnicze.

- Ogłoszenie epidemii może wpłynąć na spadek przewozów lotniczych, tak samo jak kolejowych - uważa Włodzimierz Machczyński, prezes Portu Lotniczego im L. Wałęsy w Gdańsku. - Wiadomo, że każdy chciałby uniknąć kontaktu z chorymi, w samolocie, jak w każdym środku transportu, jest to jednak niemożliwe.

Zalecenia służb epidemiologicznych dotyczące jak najrzadszego opuszczania domu mogą skłonić ludzi do rezygnacji z odwiedzania zatłoczonych, popularnych miejsc. Taka reakcja byłaby ciosem dla niektórych instytucji. Na razie jednak nie ma nawet pierwszych oznak paniki.
- Mamy wręcz odwrotną sytuację. W tym roku obserwujemy wyjątkowo duży wzrost widzów odwiedzających nasze kina - mówi Iwona Kuźnik, dyrektor marketingu Cinema City Poland. - Niedawne doniesienia o zagrożeniu ptasią grypą także nie wpłynęły na spadek oglądalności.

Przychodnia nie chce przenosin

Narażacie nasze zdrowie i życie na zakażenie wirusami - alarmują pacjenci Wojewódzkiej Przychodni Skórno-Wenerologicznej, którą władze województwa zamierzają przenieść z ul. Długiej do Szpitala Zakaźnego.

- Wśród pacjentów przychodni są osoby z obniżoną odpornością, z HIV i AIDS - mówi Andrzej Słupski z Fundacji Pomorski Dom Nadziei. - Przychodnia, zlokalizowana w szpitalu przy ul. Smoluchowskiego, gdzie trafiają m.in. osoby ciężko chore na grypę, nie jest dla nich najodpowiedniejszym miejscem.

Zaniepokojeni są też rodzice dzieci z alergiami skórnymi, które także korzystają z pomocy przychodni.
O planowanej przeprowadzce przychodni, która mieści się od pół wieku w centrum Gdańska i udziela około 30 tysięcy porad rocznie, wiadomo już od jesieni ub.r. Pacjenci i lekarze postanowili nagłośnić sprawę dopiero teraz, przed planowanym na przyszły wtorek posiedzeniem Zarządu Województwa, podczas którego ma zapaść ostateczna decyzja.

- Nic jeszcze nie zostało postanowione - uspokaja Anna Szczepańska, wicedyrektor Departamentu Zdrowia Urzędu Marszałkowskiego. - Przenosiny na ul. Smoluchowskiego są naszym pomysłem, uważamy, że wizyta w przychodni nie będzie zagrażać pacjentom. Rozpatrywana ma być także propozycja przenosin przychodni do Szpitala Wojewódzkiego.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto