Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Aleksander Doba zachwycił publiczność [ZDJĘCIA]

Sonia Tulczyńska
Aleksander Doba zachwycił publikę
Aleksander Doba zachwycił publikę fot. Nasze Miasto/STUL
Ten człowiek powinien być przykładem dla każdego, który nie wierzy w swoje możliwości. Ma 68 lat i poza tym, że przepłynął kajakiem Ocean Atlantycki jest tak pozytywny, że potrafi zarażać energią innych. Sto lat Panie Doba!

Doba nabrała zupełnie innego znaczenia. 24 godziny powinniśmy od dziś kojarzyć wyłącznie z nazwiskiem tego podróżnika. Wigoru, energii i poczucia humoru oraz kondycji powinien mu zazdrościć niejeden nastolatek. I nie chodzi tylko o zazdrość, Olek udowodnił, że w życiu nie ma rzeczy niemożliwych, a jeśli opracujemy plan i będziemy do niego dążyć - mamy szansę na realizację wszystkiego. Dosłownie.

Bo przecież czym jest pokonanie w prostej linii około 9 tys. km. Oceanu Atlantyckiego kajakiem? Olek wyruszył z Lizbony a swoją podróż zakończył na Florydzie. Podróżował od 5 października 2013 do 19 kwietnia 2014. Po drodze napotykał na przeszkody - miał problem ze sterem i urwały mu się, jak mówi: "pałąki", służące do stabilizacji kajaka.

Olo z Polic, bo tak woli o sobie mówić, spotkał się z fanami w Warszawie, w klubokawiarni Plażowej 27 sierpnia i opowiadał o swojej wyprawie.

To człowiek pełen charyzmy, pozytywnej energii i nieprzeciętnego poczucia humoru. W zasadzie Olek spokojnie mógłby prowadzić podróżniczy stand-up, bo to w jaki sposób opowiadał o swoich dokonaniach, powodowało że publiczność śmiała się do łez.

Olo jest pełen dystansu do otaczającej rzeczywistości, nie widzi żadnych barier w realizacji swoich marzeń, no może poza sceptycznym podejściem żony i możliwościami finansowymi. Ale jak sam opowiada - i z tym da się uporać. Bo właśnie na pytanie, czego najbardziej bał się podczas całej wyprawy - odpowiedział: "Kiedy już miałem wszystko w jednym paluszku. Całe przygotowania, opracowany plan, pomysł, to wtedy przyszedł ten strach. Że muszę o wszystkim powiedzieć swojej żonie".

Małżonka była także na spotkaniu. Siedziała wśród publiczności, spokojnie i cierpliwie wysłuchując jego historii. Później, pomagała Olkowi w sprzedaży książki (jak mówi autor: "pierwszej i być może ostatniej"). Każdy mógł po spotkaniu uzyskać egzemplarz wraz z dedykacją Aleksandra.

"A jak był Pan zabezpieczony na ewentualność choroby?" - padło pytanie od publiczności. - Przed wyjazdem byłem u dentysty. Zrobił mi półgodzinne przeszkolenie, co mam sobie zrobić, jak zrobić zastrzyk, żeby lepiej się poczuć. Po tej wizycie mogę spokojnie być licencjonowanym dentystą (śmiech) - powiedział Olek i dodał: pojawiały się owszem, problemy najgorsze - z wysypką. Moje ciało podczas wyprawy było wysycone solą, dlatego - szczególnie tam, gdzie nie miałem dostępu powietrza, czyli na udach i w pachwinach, miałem ogromnie drażniącą wysypkę. Ale jakoś przetrwałem - puentuje Olek.

W trakcie wyprawy przez Atlanyk Olo stracił łączność na 47 dób. Na szczęście nic się mu nie stało. Z uśmiechem wspomina też sytuację, kiedy jego GPS nadał fałszywy sygnał alarmowy. W okolicach wybrzeża Europy.
- Zobaczyłem, że zbliża się do mnie wielki statek. Stwierdziłem, że na spotkanie z gośćmi muszę się ubrać [Olek podróżował półnagi ze względu na panującą temperaturę - przyp. red.]. Niestety finanse nie pozwoliły mi na zakupienie radioodbiornika, dlatego z ogromnym tankowcem postanowiłem kontaktować się najstarszym językiem świata - na 'migi'. Machałem pokazując, że wszystko ze mną i kajakiem jest ok, a oni mogą spokojnie wracać. Trwało to sporo czasu, aż się dogadaliśmy. W końcu, ze zdenerwowania nie wytrzymałem i postanowiłem postawić na najsatrsze słowo świata. "Spier..."- krzynąłem. Reakcja była niesamowita - odpłynęli od razu - wspomina Olek.

Historie, jakie opowiadał Olo, wystarczyłyby na napisanie kilku tomów rewelacyjnej powieści. Dlatego warto po prostu odesłać do lektury samego mistrza - "Olo na Atlantyku. Kajakiem przez ocean" wydawnictwa Bezdroża. Godne zainteresowania.

- Dziękuję administratorowi tej strony Andrzejowi Armińskiemu za tak ciekawie prowadzoną stronę wyprawy. Ja dopiero na lądzie mogłem tu zajrzeć. Emocje rejsu nawet po czasie w wygodnym fotelu przed komuterem powracają. Dziękuję Tobie Andrzeju za czuwanie strategiczne nad całością wyprawy, przesyłane informacje pogodowe a szczególnie za ponowne użyczenie kajaka na wyprawę. Andrzeju, bez Twojego wsparcia moich marzeń i planów obie Transatlantyckie Wyprawy Kajakowe pozostałyby marzeniami. Świętujemy teraz nasz wspólny sukces po bezpiecznym zakończeniu wyprawy. Dziękuję za wszystko, Olek - tak napisał na stronie swojej wyprawy w Google +. Możecie ją znaleźć TUTAJ

Oby jego przygody dalej mogły trwać, bo dla innych to spotkanie z Olkiem jest ogromną przygodą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto