Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ania Rusowicz: Po ostatnim teledysku pytano, czy jestem lesbijką [Rozmowa NaM]

Paulina Rezmer
Ania Rusowicz w rozmowie z NaM
Ania Rusowicz w rozmowie z NaM mat. prasowe
- Nie chciałabym być częścią świata, w którym ludzie dają nabić się w butelkę dla chwilowej mody - mówi Ania Rusowicz, królowa i spadkobierczyni polskiego big-bitu w rozmowie przed koncertem w Poznaniu.

Wystąpiłaś na ostatnim Przystanku Woodstock z projektem „Flower Power”. Zaprosiłaś wielu artystów, którzy wykonali z tobą nieśmiertelne przeboje m.in. The Beatles, Jefferson Airplane. W grudniu ubiegłego roku miała miejsce premiera nagrania tego koncertu. Którą część tego wielkiego, odważnego przedsięwzięcia wspominasz najlepiej?
Tak na pierwszy ogień? To chyba reakcję Grzesia Kupczyka (CETI, ex. Turbo - przyp. red.), który oniemiał na widok dziewczyn topless wbiegających na scenę podczas jego występu. To była taka nasza niespodzianka. Myślę, że udana, bo na chwilę zaniemówił.

Chyba każdy facet by zaniemówił!
No tak. To bardzo prawdopodobne. Ten koncert to było czyste szaleństwo i tak go przede wszystkim zapamiętałam. Szczerze mówiąc dopiero oglądając nagranie na spokojnie, z perspektywy czasu, umiem to wszystko ocenić. Flower Power przygotowywaliśmy miesiącami, a przeleciało jakby trwało 5 minut. Aż chce się powtórzyć! To było niesamowicie emocjonujące i wzruszające wydarzenie. Pełno tam było wulkanów energii.

Jak np. wykonane z Dawidem Podsiadło „Hey Jude”.
Zgadza się. Albo „Try ( Just a Little Bit Harder)”, które miałam szczęście i zaszczyt zaśpiewać z Natalią Sikorą. Czy „Jednego Serca” z cudownym Kamilem Czeszelem. Sama mam ciary, jak to oglądam. Dzisiaj cholernie trudno o takie utwory, które cię wzruszają, chwytają za serce, wyciskają łzy z oczu. O takie, do których sentyment mają całe pokolenia.

To przez ten sentyment postanowiłaś uruchomić woodstockową maszynę czasu?
Też. Przede wszystkim jednak po to, żeby uświadomić ludziom, ilu mamy w Polsce wspaniałych, uzdolnionych artystów na światowym poziomie. Nie trzeba specjalnie ukrywać, że nagranie z koncertu nie jest w stu procentach doskonałe, ale moja muzyczna uczciwość nie pozwoliła mi na obrabianie tego i dogrywanie czegokolwiek w studio. Dlatego tam, gdzie komuś przytrafiły się kiksy, wpadki i fałsze - zostały kiksy, wpadki i fałsze. To przecież normalne i zdarza si ę nawet najlepszym. Nie szlifowaliśmy materiału. Wszystko poszło tak, jak zostało nagrane. A jednak ma potężną moc i zachwyciło publiczność. To przez niesamowitych ludzi o nieocenionym talencie, których wreszcie trzeba się przestać wstydzić, bo naprawdę nie ma czego.

Hey Jude – Ania Rusowicz & Dawid Podsiadło:

Wspierasz też młodsze talenty. W Poznaniu scenę rozgrzewa dla ciebie psychodeliczna Katedra. Nagrałaś z nimi utwór „Wicher wieje”.
Takich ludzi trzeba wspierać, bo nie mają dolarów w oczach, tylko muzykę w sercu. Dowodem na to jest ich świetna debiutancka płyta „Zapraszamy na łąki”. Dla nich kreacja jest ważniejsza niż komercja i za to ich cenię.

A gdzie twoim zdaniem przebiega granica między komercją a kreacją?
W momencie, w którym do głosu dochodzi twoje wewnętrzne poczucie obciachu. Ja traktuję muzykę jako rodzaj autodiagnozy i są rzeczy, do których nie przyłożę ręki. Nie mogłabym spać i jeść ze świadomością, że zrobiłam coś, co nie jest zgodnie z moją naturą.

Ania Rusowicz boso w klubie 9 Stóp [ZDJĘCIA Z KONCERTU]

Nowy utwór „Czy da się kochać” jest zgodny z twoją naturą?
To jest absolutnie pokręcona historia. Przez teledysk, który opowiada o potajemnym związku dwóch kobiet usłyszałam jak dotąd, że moi rodzicie powinni się mnie wyrzec. Pytano mnie też, czy jestem lesbijką, a gdy odpowiadałam, że nie, niektórym nie wystarczył nawet argument, że od wielu lat jestem mężatką! Z ekipą z Veruschka Production odpowiadającą za klip chcieliśmy złamać pewne polskie tabu, ale nie spodziewałam się, że wywołam aż takie reakcje. Wielu ludzi nadal nie potrafi oddzielić Ani Rusowicz-artystki, od Ani Rusowicz-kobiety, żony, zwykłego człowieka. Ja na ten teledysk patrzę jak na sztukę. Chcieliśmy w ten sposób poruszyć problem społecznej akceptacji, czy też często jej braku. Niby tyle mówi się o miłości i tolerancji, a jednak często nie mówi się do końca uczciwie.

No dobrze, ale jak to jest z tym kochaniem? Da się kochać, czy nie?
Da się, ale nie wszystkich. Sam utwór powstał dla mojej przyjaciółki, która przez lata była związana z nieodpowiednim mężczyzną. Można żyć z kimś pozornie razem, ale tak naprawdę osobno, bo ta druga osoba nie jest w stanie kompletnie nic dla nas poświęcić. Niektórzy ludzie po prostu są niezdolni do kochania. I takich szybko należy zdemaskować i trzymać się od nich jak najdalej.

Przez teledysk "Czy da się kochać", który opowiada o potajemnym związku dwóch kobiet usłyszałam jak dotąd, że moi rodzicie powinni się mnie wyrzec. Pytano mnie też, czy jestem lesbijką.

Jest nowy utwór. Będzie też nowa płyta? Trudno mi się oprzeć wrażeniu, że jesteś osobą, która się świadomie nie spieszy z wydawaniem na świat kolejnego albumu.
Będzie, ale faktycznie się nie pali. Po tym, jak w 2013 roku wydaliśmy płytę „Genesis” okazało się, że niewiele ludzi o tym wiedziało. Nie dlatego, że mieliśmy kiepską promocję, ale dlatego, że dzisiaj ludzie są bardziej zainteresowani nowym rzekomym romansem gwiazdy, niż jej faktyczną pracą. A ja mam dosyć bylejakości i upychania na płycie muzyki na siłę, bo minęły dwa lata i trzeba wydać nowy album. To bez sensu. Nagrywanie płyty to nie wyrób gwoździ, tylko cud.
Z muzyką jest jak z dobrym jedzeniem. Musisz się przygotować, napracować, dopieścić wszystko, a na końcu jeszcze wszystko elegancko podać. Oczywiście możesz zaserwować ludziom mrożoną pizzę, ale czy ktoś to w ogóle zechce zapamiętać?

„Wspierajmy kulturę, bo jest coraz trudniej dostępna w natłoku tego, co płytkie i banalne”. To twoje słowa.
Podtrzymuję. Staram się być świadomym odbiorcą i nie zgadzam się z tym, co próbuje się wmówić masom np. o tym, że potrzebują z metra ciętych, gównianych kawałków na jedno kopyto. Szczerze wątpię w to, że ludzie pragną miałkiej muzyczki. Po prostu im częściej się im ją podaje, tym bardziej ją oswajają i chętniej uznają za pozornie dobre. A tymczasem my nie potrzebujemy kiczu, chociaż ktoś próbuje nam wmówić, że jest inaczej.

Chyba trudno z tym walczyć, skoro tak działa showbiznes.
Może i masz rację, ale pytanie, czy którykolwiek biznes jest w stanie odebrać ci zdolność krytycznego myślenia i w to miejsce zmusić do kupowania chińskich t-shirtów za 500 złotych, słuchania byle jakiej muzyki i życia może i szybko, ale bardzo pobieżnie? Ja się tak łatwo nie poddam. Będę walczyć o jakość dopóki starczy mi sił. Nie chcę być częścią świata, w którym ludzie dają się nabijać w butelkę za wielkie pieniądze dla chwilowych mód.

#rozmawiała Paulina Rezmer

ANNA RUSOWICZ
Polska piosenkarka, uznawana za jedyną jedyną w kraju artystkę śpiewającą prawdziwy big-bit.
Jest córką piosenkarki Ady Rusowicz (Niebiesko-Czarni) oraz wokalisty, kompozytora i gitarzysty Wojciecha Kordy. W latach 2005-2007 współtworzyła zespół Dezire (nominacja do Fryderyków w kategorii hip-hop/r&b za album „Pięć Smaków”). W 2011 roku pojawiła się na festiwalu w Opolu z recitalem poświęconym pamięci swojej zmarłej przed 20 lat mamy. Jej pierwsza Pierwsza solowa płyta -„Mój Big-Bit”- zawiera piosenki Ady i autorskie Ani.W 2013 roku ukazał się drugi album „Genesis”, a single „Ptaki” i „Ślepa miłość” zachwyciły publiczność.
W 2015 roku Ania Rusowicz wystąpiła na Przystanku Woodstock z koncertem „Flower Power”, na którym wraz z polskimi artystami wykonała nieśmiertelne przeboje „z epoki”.

Czy da się kochać?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto