Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Anna Pięta z HUSH Warsaw: "Zapraszam do naszego dwudniowego modowego królestwa" [Rozmowa NaM]

Karolina Kowalska
Anna Pięta z HUSH Warsaw: Zapraszam do naszego dwudniowego modowego królestwa [Rozmowa NaM]
Anna Pięta z HUSH Warsaw: Zapraszam do naszego dwudniowego modowego królestwa [Rozmowa NaM] Szymon Brzóska/HUSH Warsaw
Warto nosić polską modę, bo jest po prostu bardzo dobra - mówi Anna Pięta, czyli połowa duetu odpowiedzialnego za największe modowe wydarzenie w Warszawie - HUSH Warsaw, z którą rozmawiamy o tym, jak udało się wprowadzić polską modę i na salony, i na ulice, i dlaczego to jeszcze za mało.

Pamiętasz moment, w którym zwróciłaś uwagę na to, co masz na sobie?
Konkretnego momentu nie pamiętam, bo prawdę mówiąc od zawsze było to dla mnie ważne. Stąd pewnie ostatecznie wylądowałam w tym miejscu, w którym jestem teraz i razem z Magdą postanowiłam zaangażować się w tak duży modowy projekt. Szczególnie, że moda to przecież nie tylko ubrania.

Dla wielu to tylko ciuchy.
Bo nie patrzą na nią w szerszym kontekście, który do zrozumienia mody jest konieczny. Chodzi o to, że moda odzwierciedla każdą zmianę w naszym sposobie życia, myślenia czy nawet jedzenia. Przykład? Chociażby panująca od kilku sezonów moda na sport sprawiła, że każda większa marka ma w swoim portfolio dział z ubraniami do ćwiczeń. Dodatkowo, moda cały czas bardzo dynamicznie się rozwija, trudno nadążyć za tymi wszystkimi nowymi trendami, dużo obserwować i szybko reagować na zmiany. Sieciówki pędzą, więc nurt autorski, lokalny, niszowy musi przynajmniej biec. Słowem – moda to jednak spore wyzwanie, a my jako HUSH-owe matki po prostu lubimy takie wyzwania.

No i rzeczywiście powstała rzecz spektakularna. Ale dlaczego akurat targi mody?
Jak w większości tego typu wypadków - z potrzeby. Kiedyś sama zajmowałam się projektowaniem i chodząc po tych wszystkich „targach”, stwierdziłyśmy wspólnie z Magdą Korcz (współwłaścicielką marki HUSH Warsaw), że nie ma miejsca, w którym można by profesjonalnie zaprezentować swoje projekty. Począwszy od miejsca aż po klienta wszystko było organizowane na pół gwizdka i jak zwykle na "słowo honoru" - rozpadnie się lub nie. Postanowiłyśmy w końcu we dwie zrobić to inaczej. Zorganizować targi, na których każdy znajdzie swoje miejsce: projektant właściwe narzędzia do prezentacji i promocji marki, a klient zorganizowaną, wygodną przestrzeń, w której znajdzie oryginalne projekty wysokiej jakości.

Jak do tego podeszłyście?
Nie było zbyt wielu dobrych praktyk w tym temacie na polskim rynku, więc wszystko robiłyśmy według tego, jak same chciałybyśmy się na takim wydarzeniu czuć. Najpierw pojeździłyśmy po targach w Europie, żeby zebrać jak najwięcej inspiracji, a potem przystosować je do naszych polskich warunków. Kiedy już uznałyśmy, że co nieco wiemy, postanowiłyśmy po prostu przekształcić w coś większego wcześniejsze, dużo mniejsze targi, które organizowałyśmy – Ściegi. Zaczęłyśmy od zmiany nazwy, by nie kojarzyła się tylko z hand made, żeby miała kontekst lokalny ale jednocześnie była po angielsku, aby przyciągnąć zagranicznych klientów. No i zaczęłyśmy szukać miejsca, też większego niż dotychczas, by powiedzieć głośno, że moda ma znaczenie.

I wynajęłyście Stadion Narodowy. Już przy pierwszej edycji. Odważnie.
To był pomysł Magdy. W którymś momencie powiedziała po prostu: A dlaczego by nie wynająć Stadionu? Przecież po to go wybudowali, żeby osoby takie jak my z niego korzystały. Na co ja puknęłam się w głowę. - Zwariowałaś? Jak my możemy wynająć tak ogromną przestrzeń? Tam są mecze, koncerty wielkich gwiazd, a my dopiero zaczynamy, nie damy rady przecież tego zapełnić! Taaak… a potem w ciągu ośmiu godzin pierwszej edycji (w czerwcu 2013 roku) na stadion przyszło 20 000 osób i w zasadzie zabrakło nam miejsca (śmiech).

Jakie to było uczucie?
Stałyśmy na środku tego wszystkiego totalnie oniemiałe, niesione tą świetną energią, która się na miejscu wytworzyła, jak prawdziwe gwiazdy rocka (śmiech). No i zastanawiałyśmy się oczywiście, jak to w ogóle możliwe, że jest tych ludzi aż tyle, jednocześnie rzecz jasna potwornie się ciesząc.

Skąd ten sukces?
Pierwszy HUSH Warsaw był jednocześnie pierwszym tak dużym wydarzeniem na Stadionie po Euro 2012, tak więc myślę, że dużo osób przyszło po prostu z ciekawości. Dalej, wymyśliłyśmy mocną, intrygującą nazwę i wyszłyśmy z kampanią reklamową na zewnątrz, na miejskie citylighty i słupy. Poparłyśmy to profesjonalną kampanią reklamową i informacyjną. I to wszystko razem nadało temu wydarzeniu odpowiednią skalę i rangę, dzięki czemu po prostu mnóstwo osób dowiedziało się o HUSH Warsaw i zainteresowało się tym, co proponujemy. Przy pierwszej edycji zrobiłyśmy też pierwszą edycję naszego konkursu dla młodych projektantów HUSH Selected, który potem kontynuowałyśmy. I ta frekwencja - zarówno po stronie projektantów, jak i klientów pokazała, że takie wydarzenie jest naprawdę potrzebne. Cieszymy się, że te dwie strony od początku bardzo nam zaufały.

Wspomniałaś o billboardach - rzeczywiście Wasze kampanie reklamowe zawsze robią spore wrażenie.
Za sesje wizerunkowe odpowiedzialna jest Gosia Turczyńska, a z kolei za fotorelacją z samego HUSH Warsaw stoi Szymon Brzóska i to jest nasz foto-tandem prawie od samego początku. Dzięki temu nasz wizerunek jest bardzo spójny. Mamy już wypracowane takie porozumienie, że w pełni sobie ufamy i rozumiemy się bez słów. Sesje są zawsze wypadkową naszych pomysłów, tematu danej edycji i inwencji Gosi, która w perfekcyjny sposób łączy w tych zdjęciach komercyjność i aspekt artystyczny całego wydarzenia.

Wyobrażam sobie, że Wasza skrzynka przed każdą edycją pęka w szwach od zgłoszeń projektantów.
Już nie. To się trochę zmieniło na przestrzeni trzech lat i to nas akurat bardzo cieszy. Teraz mamy wypracowany taki kanon zasad, których przestrzegamy przy wyborze marek na targi, że spora część chętnych odpada naturalnie zaraz po tym, jak się z nimi zapozna. Nie każdy może być na HUSH Warsaw, my tego bardzo pilnujemy, a projektanci sobie cenią, choć oczywiście wielu też się wobec tego buntuje. Niesłusznie, bo nie ma sensu wrzucać na głęboką wodę kogoś, kto nie jest na to zwyczajnie gotowy. My potrzebujemy, żeby projektant aplikując na HUSH Warsaw miał m.in. opis marki po polsku i po angielsku, aktualny lookbook, sesję zdjęciową kolekcji, a także odpowiednią ilość towaru i świadomość, że sporo tych rzeczy się na miejscu sprzeda. Ale zapewniam, że da się to zrobić - aktualnie prezentujemy sporo marek, które przez kilka pierwszych edycji nie spełniały tych wymogów, a teraz świetnie sobie radzą.

I ile ostatecznie przechodzi przez sito?
Na każdej edycji mieści się około 100-110 marek i dzięki naszej selekcji klient, który pojawia się na targach wie, że ta setka to „creme de la creme” i zwyczajnie nie straci z nami czasu. Szczególnie, że mamy coraz więcej klientów, którzy chcą te rzeczy realnie kupić, a nie tylko sobie pooglądać i podotykać. Co jest o tyle ważne, że dzięki tej sprzedaży marki mają środki na kolejne kolekcje. I jak coś jest naprawdę dobre i wpisuje się znakomicie w aktualne trendy, to po 2-3 godzinach pierwszego dnia już tego nie ma. Tak było np. ostatnio z bomberkami od Dream Nation czy kolekcją Lous. Ludzie po prostu oszaleli na punkcie tych dwóch marek. Nie są to rzeczy w cenach sieciówek i nie była to wyprzedaż. Taki pozytywny snobizm na polskie marki bardzo nas cieszy.

Ile średnio wydają klienci HUSH Warsaw?
Około 700-800 zł. Jedni trochę mniej, drudzy sporo więcej, ale taka jest średnia. Obroty na HUSH Warsaw dla jednego stoiska zaczynają się od kilku i dochodzą do nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych przez dwa dni.

A kim są?
Klienci HUSH Warsaw chcą kupić coś autorskiego, ekologicznego, co nie jest przywiezione z drugiego końca świata, co daje pracę ludziom tutaj niedaleko. Na miejscu zawiązują się fajne relacje pomiędzy projektantami, a klientami. Jest coraz więcej osób, które chcą porozmawiać o swoich indywidualnych potrzebach i zamówić coś na wymiar, tylko dla siebie, spersonalizować ubranie. Ludzie chcą mieć coś w limitowanej wersji. To są ludzie, którzy chcą odpocząć od kupowania w internecie lub w centrach handlowych, zrobić zakupy w inny, spokojniejszy sposób, ze spotkaniem i rozmową. I są bardzo lojalni, jak im się coś spodoba, to na 99 proc. będą wracać. Zawsze staramy się myśleć o HUSH Warsaw, jak o takim dwudniowym domu handlowym, do którego same chciałybyśmy pójść.

Domu handlowego wypełnionego polskimi projektami. Co jest w nich na tyle fajne, żeby na taki zasługiwały?
Połączenie naprawdę dobrej jakości, niezmanierowanych pomysłów i relatywnie niewysokiej ceny za projekty, które powstają lokalnie nie na masową skalę. Mamy teraz wybuch świeżej krwi, co jest efektem nadrabiania czasu. Po zachłyśnięciu się zachodem zaczęliśmy się w końcu rozglądać wokół siebie i patrzeć na to, co mamy do dyspozycji pod ręką. A nadal nie zawsze mamy pod tą ręką dużo, bo biznes modowy u nas dopiero raczkuje. Dlatego projektanci muszą mocno główkować żeby to, co szyją było na tyle dobre i jednocześnie niezbyt drogie, by ludzie chcieli to kupować dość regularnie. Dużo w tych markach twórczego sprytu, biorącego się chyba z pewnego dyskomfortu. Wiele materiałów czy komponentów nie jest u nas dostępne na pstryknięcie palcami. Nie zapominajmy też o świetnym rzemiośle, które widać szczególnie w galanterii i obuwiu. To są często warsztaty przekazywane z pokolenia na pokolenie, o długiej tradycji. To także ceni w nas zagranica. Teraz w natarciu jest łączenie mody i technologii, czyli korzystanie z inteligentnych tkanin, dopasowujących się do ciała, multifunkcyjne kroje i innowacyjne sposoby produkcji.

A co Was frustruje? Co mogłoby wyglądać inaczej?
Obie z Magdą jesteśmy jak najdalej od narzekania, ale smucą nas marki, które mają spory potencjał, ale nie potrafią go wykorzystać i czasami on się marnuje, tak jak marnuje się potencjał całego tego środowiska. My miałyśmy dotychczas naprawdę sporo pomysłów na to, co można by z HUSH Warsaw zrobić po to, by mocniej skonsolidować branżę mody w Polsce, ale na razie niestety nie wszystko się udaje. Moim marzeniem jest coś na kształt Scandinavian Trend Institute, czyli instytucji, która ma za sobą silnych partnerów, ale też mniejszych podwykonawców i spaja przemysł mody w Polsce w jeden poważny podmiot, daje rozwiązania, doradza, odpowiada na różne kryzysy i potrzeby projektantów. No ale okazuje się, że jeszcze długa droga przed nami.

Dlaczego to się nie udaje?
Myślę, że sporo w tym egoizmu. Pytanie - czy „jeszcze” jesteśmy egoistyczni, wiedząc ile pracy kosztował nas sukces, czy „już” jesteśmy egoistyczni, nasyceni tym, że nam się udało. Bardzo niewiele jest w nas takiego myślenia: "hej, mi się udało, to choć, zobacz, jak to wyszło, ja uszczknę coś ze swojego doświadczenia, żeby tobie było lepiej". Brakuje nam takiego zdrowego i mądrego dzielenia się własnym sukcesem. Nie na zasadzie jałmużny, tylko wsparcia. A jest takie ładne japońskie przysłowie: "Pamiętaj, kim jesteś". I że też kiedyś zaczynałeś i ktoś może wtedy do ciebie wyciągnął rękę. A teraz trochę w modzie jest tak, że jest część, która z olimpijskiego nimbu sukcesu patrzy na resztę na dole, a ta z kolei musi sama dodrapywać się do wszystkiego i po takiej orce, też nie ma czasu ani chęci rozglądać się na boki. A to niczemu nie służy, bo wszystkim nam mogłoby być łatwiej, gdybyśmy zebrali się do kupy. Chodzi mi o to, że to naturalne, że jest podział na wyższą i średnią półkę, ale tylko współdziałając na tym rynku, a nie traktując wszystkich jak konkurencję do wykończenia, jesteśmy w stanie zbudować coś z szerszym polem rażenia, co będzie działało na korzyść całej branży mody w Polsce.

HUSH Warsaw nie jest takim właśnie miejscem?
Oczywiście w jakimś stopniu jest, bo my wśród tej setki projektantów, mamy i tych z Olimpu i tych z niszy i obie strony mogą się sobie nawzajem poprzyglądać i czerpać ze swoich doświadczeń. Promujemy też projektantów za granicą, ale gdyby to miało przybrać jeszcze większą formę na stałe, a nie dwa razy do roku, to mamy świadomość, że ponownie to my musiałybyśmy się za to zabrać, a na razie mamy na głowie za dużo z samymi targami. Jeszcze nam się nie zdarzyło, żeby przyszedł do nas ktoś i poza rzucaniem "genialnymi" pomysłami, zaoferował swoją pomoc, wsparcie, kontakty. Ludzie czasem dziwią się, że czegoś nie robimy, np. pokazów mody w Warszawie, ale gdy odpowiadamy: "świetnie, chętnie zrobimy coś takiego, jeśli nam pomożesz" - to po chwili już tej osoby nie ma. A szkoda, bo Warszawa ma gigantyczny potencjał, jeśli chodzi o kreatywne biznesy, ma najwięcej mikroprzedsiębiorstw w Polsce. Jest tutaj totalne kreatywne tornado, sami widzimy, jak miasto wybucha w każde wakacje. Stolica potrzebuje dużego, mocnego, modowego wydarzenia na jeszcze większą skalę niż HUSH Warsaw. Nie tylko targowego, ale tez pokazowego, bo co by nie mówić o pokazach, to najlepszy sposób, żeby pokazać ubrania, na modelkach i w świetle reflektorów. Na horyzoncie jest Mercedes Fashion Week, trzymamy mocno kciuki za to przedsięwzięcie.

Jakie są najczęstsze błędy popełniane przez projektantów przy zakładaniu marki?
Podstawowym błędem jest to, że od początku nie mają tego dobrze policzonego. Gdyby na samym starcie odpowiedzieli sobie szczerze na pytanie, ile tak naprawdę środków na to, żeby się sensownie rozwinąć, to wiele pewnie w ogóle by nie powstało. Bo trzeba mieć pieniądze na regularną promocję, produkcję, na zatrudnienie ludzi do pomocy, na wszystko wokół. A tej wiedzy brakuje, bo taki projektant nie ma skąd się dowiedzieć, jak tak naprawdę zacząć, żeby to miało ręce i nogi. A najlepszym do tego sprawdzianem jest otwarcie własnego butiku, gdzie zderzasz się z finansową rzeczywistością, ale też poznajesz swojego klienta. To jest drugi kluczowy moment – wiedzieć, dla kogo projektujesz. Część projektantów dopiero na HUSH Warsaw dowiaduje się tak naprawdę, kto chodzi w ich ubraniach. A to ważne, bo przecież inaczej będziesz się komunikował i promował, jeśli chcesz dotrzeć do nastolatków, a inaczej, gdy twoje płaszcze noszą dojrzałe kobiety z zasobnym portfelem. Czasami to rozminięcie się własnych wyobrażeń na temat marki, z rzeczywistością może być bolesne. Warto sobie zadać trzy pytania: "co robię? po co to robię? i dla kogo to robię?" - i bardzo szczerze na nie odpowiedzieć. To się bardzo przydaje.

Kto sobie Twoim zdaniem dotychczas odpowiedział najtrafniej?
Risk made in warsaw na pewno spuścił na rynek sporą bombę i pokazał, jak można mieć na siebie świetny pomysł i jak można się bezbłędnie komunikować z klientem. Pamiętam zresztą jak na początku rozmawiałam z Antoniną Samecką, że ona by chciała, żeby ludzie mówili na szare rzeczy „riski” i tak się stało. Dalej, świetne rzeczy robi Ania Kuczyńska, która już jest na rynku od tylu lat, że może być wzorem do naśladowania. Jej skromność, spokój i pewność siebie w tym, co robi, jest naprawdę imponująca. Jest mistrzynią prostej formy i czerni oczywiście. Jeśli chodzi o dodatki, to doceniam Anię Orską i jej biżuterię. Ania to niezwykle pomysłowa postać, konsekwentna w swojej wizji od lat, a jednocześnie tak różnorodna w tym co robi. Teraz podróżuje po świecie, po egzotycznych zakątkach, gdzie uczy się na miejscu tradycyjnego rzemiosła biżuteryjnego. Zrobiła już biżuterię niemal ze wszystkiego – i z porcelany, i z marokańskich monet i z zębów jakiś egzotycznych gadów, coś niesamowitego. Ma wiele klientek, które kolekcjonują jej projekty, jak dzieła sztuki. Ciekawą rzecz zrobiły marki Elementy i Balagan, które założyły wspólnie Transparent Shopping Collective. Polega to na tym, że cena każdego produktu jest całkowicie transparentna. Na każdej metce znajduje się opis, co się złożyło na cenę tego produktu – że np. 30–40 proc. to była produkcja, 20 proc. to materiał, 15 proc. to promocja, a reszta to marża. Dalej – świetne sportowe rzeczy, z innowacyjnych materiałów robią Cardio Bunny i BRAN. Są też dwie marki, które szczególnie cenię za konsekwencję i wiarę w ekologiczną produkcję – Dream Nation i Wearso. Obie projektantki są bardzo skupione na organicznych materiałach i na tym, żeby ubrania miały wszystkie certyfikaty i były bezpieczne nawet dla alergików.

Jak sama robisz zakupy, to na co zwracasz uwagę?
Po pierwsze już praktycznie nie robię zakupów poza HUSH Warsaw, ale przyznaje się, że mam spory sentyment do dobrego vintage'u, bo w wypadku tych rzeczy wiem, że materiał jest na pewno świetnej jakości. Zwracam też uwagę na design – rzecz musi być albo bardzo ciekawie uszyta, tak, że będę się w niej wyróżniać, albo bardzo klasycznie, bo taką rzecz masz na lata. No i zawsze patrzę, gdzie dane ubranie zostało wyprodukowane. Chiny i Bangladesz odpadają zdecydowanie, niestety do tej smutnej listy dołącza coraz więcej krajów, nie tylko na dalekim wschodzie.

Przed wami, zanim odbędzie się kolejna edycja HUSH Wasraw, projekt „Ready To Wear Polish Brands?”. Opowiedz o nim.
W jego ramach po raz drugi z siedmioma polskimi markami jedziemy na zagraniczne targi odzieżowe do Niemiec. Jedziemy do naszych bliskich sąsiadów, bo są oni nadal naszym największym eksportowym partnerem oraz są pozytywnie przewidywalni. To znaczy, że nic specjalnego nas tam nie zaskakuje, dzięki czemu można mniej więcej przewidzieć, jakie marki się tam przyjmą i mają szansę na kontrakty. W zeszłym roku wróciliśmy z 17 kontraktami na kwotę 45 tys. euro dla marek, z które zabrałyśmy ze sobą. W tym roku mam nadzieję, że będzie jeszcze lepiej. To jest ogromna szansa dla projektantów, żeby spotkać nowych klientów, potencjalnych kupców, zobaczyć, jak mogą działać za granicą i jak wygląda konkurencja od środka. Projekt współfinansuje Instytut Polski w Dusseldorfie, Izba Handlowa w Kolonii i Miasto Stołeczne Warszawa. Lubię to podkreślać, bo to jest pierwszy nasz projekt, do którego udało się po raz kolejny wciągnąć instytucje publiczne i który pokazuje, że jeśli konsekwentnie działamy razem, to się udaje.

Jaki jest odbiór naszych marek za granicą?
Bardzo pozytywny. Tam są nie tylko niemieccy kupcy, ale też międzynarodowi, którzy bardzo żywo reagują na nasze polskie rzemiosło. Gdy widzą metkę „Made in Poland”, to wiedzą, że mają przed sobą coś dobrej jakości i świetnie wykonane. Nie kojarzą Polski jeszcze z bardzo wysublimowanym designem, ale jesteśmy od tego żeby tą świadomość zmieniać, dlatego też jedziemy tam ponownie i chcemy to kontynuować.

Na HUSH Warsaw można kupić także ubrania dla dzieci. Mają powodzenie?
Całkiem spore! Obserwujemy dwa nurty klientów tych rzeczy. Jedni rodzice chcą, żeby ich dzieci były po prostu modne i wyglądały inaczej niż rówieśnicy, a drugi nurt, to ten związany ze świadomością – ci rodzice chcą, żeby ich pociechy nosiły rzeczy z organicznych materiałów, które nie uczulają. Są uszyte z myślą o tym jak dużo dzieci się ruszają i ile takie ubranie powinno spełniać funkcji w ciągu dnia. Zresztą za tymi ubrankami dla dzieci przeważnie stoją mamy, które założyły marki, po tym jak dokładnie zaobserwowały potrzeby swoich pociech, chyba nie ma lepszej rekomendacji.

Odbyła się też jedna edycja HUSH Warsaw, z markami z Warszawą w nazwie. Czy Warszawa ma jakiś konkretny styl?
Czekam, aż się trochę wyluzuje. Bo ten styl jest jeszcze za mocno spięty, ale jednocześnie jest bardzo dobry. Ludzie w Warszawie ubierają się zgodnie ze światowymi trendami (czasem aż za bardzo). Jak się przejdziesz w weekend Krakowskim Przedmieściem, zamienionym teraz w deptak, to jesteś na pokazie mody, wszyscy są nieźle wystylizowani. Szkoda tylko, że brakuje temu jeszcze niewymuszonej nonszalancji, ale wszystko przed nami i nie mamy się czego wstydzić. Nie pomaga nam na pewno to, że jesteśmy tak krytyczni wobec siebie. Polacy kochają się nawzajem oceniać, wytykać palcem. Jeśli się tego pozbędziemy, to myślę, że będzie jeszcze lepiej.

A żeby sprawdzić czy to, co mówię rzeczywiście ma sens i przyjrzeć się markom z bliska, zapraszam na HUSH Warsaw już 5 i 6 listopada na Stadion Narodowy w Warszawie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto