Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bała się wyjść na scenę, teraz zachwyca samego Schwarzeneggera. "Kocham to, co robię!"

Redakcja
Małgorzata Flis to zawodniczka bikini fitness, która może pochwalić się szeregiem tytułów i nagród. Wśród nich są m.in. Puchar Polski i dwa medale zdobyte na zawodach Arnold Classic organizowanych przez samego Arnolda Schwarzeneggera. Intensywne treningi i przygotowania do zawodów udaje jej się godzić m.in. z pracą księgowej w kilku firmach. W rozmowie z nami przyznaje, że zanim dotarła do miejsca, w którym jest teraz, musiała zmierzyć się z własnymi lękami. - Przerażała mnie myśl o tym, że miałabym wyjść na scenę i pokazać się ludziom - mówi. - Ale teraz kocham to, co robię! - dodaje.

Pokonać strach

O tym, że chciałaby spróbować swoich sił w bikini fitness pomyślała mniej więcej 3 lata temu. - Przez rok biłam się z myślami, zanim podjęłam ostateczną decyzję. Nie byłam pewna, czy to dyscyplina dla mnie, bo jestem drobną osobą (Małgorzata Flis ma 153,5 cm wzrostu, o czym jeszcze wspomnimy później - przyp. red.). Bałam się też wyjść na scenę. Przerażała mnie sama myśl o tym, że miałabym pokazać się ludziom - wspomina Gosia.
Około 2 lat temu uznała jednak, że grzechem byłoby nie spróbować, skoro już i tak się nad tym zastanawia. - I zaczęłam - mówi.

Słuchając opowieści o tym, jakie uczucia wywoływała w niej myśl o pokazaniu się na scenie, zastanawiamy się, skąd w takim razie w ogóle pojawił się pomysł, aby rozpocząć karierę w bikini fitness. Gosia szybko rozwiała nasze wątpliwości. - Jestem bardzo ambitna. Zaczęłam zadawać sobie pytanie, dlaczego mam nie zrealizować celu tylko dlatego, że się boję tego, co ludzie pomyślą. Musiałam zaakceptować siebie.
Przygotowania do pierwszych zawodów trwały około pół roku. Gosia ćwiczyła siłowo już od 3 lat, więc miała odpowiedni budulec i wyrobione mięśnie. Skorzystała z wsparcia trenera, który pomógł jej wyrównać proporcje.
Zawodniczka wspomina, że przed pierwszym startem nie obawiała się o swoją formę, a o to, czy da radę wyjść na scenę. - Kiedy to zrobiłam, byłam bardzo dumna, że udało mi się przełamać strach. Teraz sprawia mi to przyjemność, kocham to! Kiedy nie startuję, kibicuję innym. No i polubiłam wystąpienia publiczne - śmieje się.

Pogodzić liczby ze sztangą

Treningi i zawody nie są jedynym zajęciem w życiu Małgorzaty Flis. Na co dzień pracuje jako księgowa. Zmobilizowanie się po ośmiu godzinach pracy do pójścia na trening nie dla każdego jest proste, dlatego dopytujemy się o przepis na sukces. - A tam ośmiu, osiem to jest mało... - zaczyna Gosia, a nam od razu rzedną miny. - Pracuję jako księgowa w kilku firmach. Między innymi w biurze rachunkowym, którego jestem współzałożycielką. Poza tym zajmuję się przygotowywaniem dziewczyn do zawodów, prowadzę warsztaty z pozowania i szkolę dziewczyny indywidualnie. Mój dzień zaczyna się już przed godziną 5, a do domu wracam około 23 - opowiada.

Bohaterka naszego artykułu przekonuje, że wszystko jest kwestią odpowiedniej organizacji. - Im więcej mam do zrobienia, tym łatwiej się sprężam. Nie lubię leżeć i nic nie robić - przekonuje. Daje jej to wtedy poczucie zmarnowanego czasu.

W stylu życia Gosi zawiera się też rada dla osób, które po świętach wielkanocnych (lub po prostu przy każdej innej okazji) chcą zacząć ćwiczyć, spalić kalorie, pozbyć się zbędnych kilogramów. - Jak brzmi moja rada? Po prostu trzeba się ruszyć! Powiedzieć sobie, że wstanę rano i poćwiczę. Ja tak robię. Mam zaplanowany cały dzień i realizuję wszystkie cele, które sobie założyłam i nie odpuszczam. Ile razy było tak, że nie miałam ochoty z samego rana wstać? Ale wtedy sobie myślałam, że już tyle zrobiłam i tyle przeszłam, że szkoda byłoby to zaprzepaścić. Jeżeli ktoś chce zrobić coś dla siebie, niech to po prostu zrobi. Kiedy, jak nie teraz?

Uśmiech, naturalność i... szpilki

Wielu osobom może się wydawać, że najtrudniejszymi elementami przygotowań do zawodów są trening i trzymanie diety, a zaprezentowanie się na scenie to już tylko przyjemna wisienka na torcie. Ale Gosia opowiada, że jest zupełnie odwrotnie. - Nauka pozowania wymaga ciężkiej pracy. Są cztery pozy obowiązkowe: przodem, bokiem, tyłem i drugim bokiem. Trzeba stanąć tak, aby ciało zachowało swoje proporcje. Pozowaniem można albo dodać sobie kilka punktów, albo wręcz przeciwnie wszystko popsuć. Trzeba wiedzieć, co lekko zatuszować, a co uwydatnić - tłumaczy.
Można powiedzieć, że pozowanie właściwie polega na tym, aby... nie pozować. Zawodniczki powinny wyjść na scenę naturalnie, nie może być po nich widać żadnych oznak stresu. Powinny uśmiechać się szczerze i przyjaźnie. - Liczy się każdy gest. Dziewczyny, które szkolę mówią, że przy pozowaniu dieta i trening to luz - mówi Gosia.
Ma za sobą już 25 startów, ale podkreśla, że cały czas się uczy i zbiera doświadczenie. Aby zobrazować nam, jak dużo czasu zajmuje nauka pozowania, podaje przykład. - We wrześniu 2016 roku prowadziłam warsztaty dla dziewczyn, które start miały zaplanowany na 2018 rok.

Ćwiczyć trzeba codziennie, nie tylko pozowanie, ale też chodzenie na szpilkach. Gosia uczy tego również na swoich warsztatach. - Niektórym się wydaje, że jak zakładają szpilki na imprezę, to znaczy, że potrafią w nich chodzić. Na scenie jest zupełnie inaczej. Trzeba wiedzieć, jak ułożyć stopę, który mięsień napiąć, a który nie. Pierwsze kroki decydują o tym, czy zawodniczka przejdzie do kolejnego etapu - wyjaśnia.

Dla warszawianki dodatkowym utrudnieniem podczas zawodów jest też jej wzrost. - Mam 153,5 cm. Zwykle startuję w kategorii do 160 cm, więc kiedy pozuję z wyższymi ode mnie zawodniczkami jest ryzyko, że mogę zostać niezauważona. Jednak trener, który mnie prowadzi, na samym początku naszej współpracy powiedział, że to może być albo moim przekleństwem, albo atutem. Na razie jest atutem, bo dzięki temu się wyróżniam - opowiada.

Niedawno Małgorzata Flis startowała w zawodach Arnold Classic w USA w kategorii do 155 cm. Pozwoliło jej to zmierzyć się z dziewczynami mniej więcej jej wzrostu i, jak przekonuje, była wówczas jedną z wyższych. - Zdarza się, że kategorie są łączone i startuję z jeszcze wyższymi dziewczynami, mającymi np. 165 cm. Ale radzę sobie dobrze i stwierdziłam, że skoro mi to wychodzi, to dalej będę to robić.

Zachwyciła Schwarzeneggera

Wyniki osiągane przez Polkę na zawodach zdają się potwierdzać, że podjęła słuszną decyzję. Wśród szeregu zdobytych tytułów i nagród trzy są dla Gosi szczególnie cenne. Pierwszym z nich jest Puchar Polski, który zdobyła w wyjątkowo niesprzyjających warunkach. - Nie śniłam o tym, że go zdobędę, m.in. z powodu mojego wzrostu. Poza tym okres przed Pucharem Polski był dla mnie bardzo trudny. Miałam dużo pracy i stresu, a przez to bardzo niewiele snu, a do tego jeszcze się rozchorowałam. Toczyłam walkę sama ze sobą, zastanawiałam się, czy zrezygnować i zejść ze sceny, ale zacisnęłam zęby i wygrałam. To dla mnie ogromne wyróżnienie - opowiada.

Dwie kolejne, cenne zdobycze, to srebrny i brązowy medal na zawodach Arnold Classic (odpowiednio w Hongkongu w 2016 i w USA w 2017). - Jeszcze we wrześniu miałam poważne wątpliwości co do wyjazdu do USA. Wszyscy mnie namawiali, ale nie byłam przekonana, czy się tam odnajdę. Ale pojechałam i wróciłam z brązem. Wtedy naprawdę płakałam - wspomina.
Zawody te organizowane są przez słynnego aktora i kulturystę - Arnolda Schwarzeneggera (stąd ich nazwa), co świadczy o wysokim prestiżu imprezy. - Miałam okazję się z nim spotkać. W Hongkongu po zejściu ze sceny chyba nawet bardziej cieszyłam się z tego, że mogę uścisnąć mu dłoń, niż z tego, że zdobyłam medal - żartuje Flis. - To pamiątka na całe życie. Mam w domu takie miejsce z moimi medalami i pucharami, a wśród nich jest zdjęcie z Arnoldem - dodaje.

"Chciałabym zdobyć mistrzostwo świata"

Podczas naszej rozmowy Gosia zdradziła, że jest w trakcie przygotowań do mistrzostw Polski, które odbędą się 22 i 23 kwietnia w Kielcach. Zawodniczka wytłumaczyła jak to się dzieje, że jej ciało wygląda zupełnie inaczej na zawodach, niż na co dzień. - To dwie różne sprawy. Tydzień przed zawodami dużo się nawadniam, ograniczam węglowodany i stawiam przede wszystkim na trening cardio, aby zgubić jeszcze około kilograma lub półtora. Skóra robi się wtedy cieńsza, a ja jestem bardziej wyrazista. Z kolei w okresie regeneracyjnym, po zawodach, skóra nie jest już tak cienka i nie zawsze mam "kaloryfer" na brzuchu. Organizm musi odpocząć. Przybieram wtedy maksymalnie 2,5 kg. Mam to szczęście, że zawsze jestem aktywna i odżywiam się według planu. Wiem, że wiele dziewczyn po zawodach ma problem z wagą i dużo tyją.

Zwycięstwo w tej imprezie jest jednym z marzeń Małgorzaty. - Wiem, że będzie trudno, bo jestem zapracowana i moja forma nie jest do końca taka, jak bym chciała. A z innych marzeń, może takich bardziej abstrakcyjnych, ale przecież nigdy nie można mówić "nigdy", to chciałabym zdobyć mistrzostwo świata... Może kiedyś mi się uda. Może jako weteranka - śmieje się Gosia.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dni Lawinowo-Skiturowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto