Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bohdan Maruszewski: Chodzi o to, żeby zrobić coś dobrego. Pomaganie to dziecinnie proste zadanie

Sandra Gozdur
Sandra Gozdur
Szymon Starnawski/ARCHIWUM
Profesor Bohdan Maruszewski, kierownik Kliniki Kardiochirurg Centrum Zdrowia Dziecka, a przede wszystkim współtwórca Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, opowiedział m.in. o początkach fundacji, pierwszym Finale, współpracy z Owsiakiem oraz o tym, dlaczego pomaganie innym jest dziecinnie proste.

Sandra Gozdur: Gdyby nie Fundusz Pomocy Dzieciom z Wadami Serca przy Centrum Zdrowia Dziecka to nie byłoby WOŚP?
Bohdan Maruszewski: Tego nie wiem. Mogę jednak powiedzieć, że z pewnością ten Fundusz dał początek. W ogóle myśl o tym, żeby zbierać pieniądze dla ratowania życia dzieci z wadami serca pojawiła się w Anglii, w pewnym pubie, w trakcie rozmowy z polskim arystokratą. Zarządzał on firmą, która organizowała słynne biegi charytatywne w Hyde Parku w Londynie. W ciągu jednego biegu zbierano ponad milion funtów na ratowanie dzieci z różnymi chorobami. Wtedy po powrocie do Polski miałem bardzo mocne poczucie, że po dobrym szkoleniu, dobrym przygotowaniu w warunkach bardzo nowoczesnej medycyny, nie jestem w stanie zaakceptować braków wyposażenia w sprzęt. To bezpośrednio przekłada się na gorszą jakość leczenia i gorsze wyniki. W Polsce zaczynały pojawiać się reklamy telewizyjne, to był przełom lat 80 i 90. Postanowiliśmy to wykorzystać.

W jaki sposób?
Uświadomiliśmy Polaków, że polskie dzieci powinny być leczone w Polsce, że polscy lekarze są świetnie wyszkoleni i wykształceni, ale jedyne co jest potrzebne to sprzęt. I tak się to zaczęło, że powstał właśnie Fundusz, który zarejestrowany był w Polsce i w Wielkiej Brytanii. W Anglii jednak udało nam się nie wiele uzbierać.

A w Polsce?
W naszym kraju wyglądało to tak, że Alicja Resich-Modlińska, która miała swój program w telewizji, zaprosiła mnie i Piotra Burczyńskiego, mojego partnera zawodowego, do studia. Oprócz nas była jeszcze niezwykła osoba – Lady Salisbury, członkini rodziny królewskiej, kuzynka księcia Karola. Pomagała Polsce z powodu sentymentu do naszego kraju. W czasie wojny była pielęgniarką i zajmowała się polskimi lotnikami, którzy przebywali w szpitalu. Powiedziała wtedy w studiu, że przyjechała do Polski, aby pomagać dzieciom z wadami serca. I przez wiele lat bardzo pomagała naszemu Centrum Zdrowia Dziecka. Przywiozła do Polski pierwsze pulsoksymetry jako standard. Jest to urządzenie, które pozwala zmierzyć zawartość tlenu we krwi, poprzez specjalny czujnik, który jest przyklejony do skóry. Zarówno u dziecka, jak i u dorosłego. Od tej pory pulsoksymetry stały się standardem.

Ale jak to się stało, że nawiązaliście współpracę z Jurkiem?
Jurek obejrzał wtedy ten program. Później zadzwonił do naszego sekretariatu i poprosił o rozmowę. Umówiliśmy się z nim na spotkanie, ja z Piotrem. Od razu poczuliśmy niezwykły ogień z jego strony. Chęć wzięcia na siebie tego, co się nazywa twarzą tej akcji. On jako dziennikarz, wtedy jeszcze nieznany tak bardzo jak dzisiaj, my jako dwaj lekarze, myśleliśmy tak samo. Teraz po 27. latach dalej tak samo myślimy. Chodzi o to, żeby zrobić coś dobrego. Pomaganie to dziecinnie proste zadanie. Dziecinnie proste zadanie, pod warunkiem, że nam się chce ruszyć z miejsca i coś zrobić. Nie bez powodu jest to teraz naszym finałowym hasłem.

Co było dalej?
Jurek z Walterem Chełstowskim, z którym wtedy współpracował i tworzył program „Róbta co chceta” wpadł na pomysł, aby zrobić Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy przy pomocy telewizji. Maciek Domański, który był wtedy dyrektorem TVP2, dał się namówić, żeby zrobić taki wielki telewizyjny show, w którym zostaną połączone w jednym przekazie telewizyjnym, różne miejsca w całej Polsce. Miejsca, w których ludzie dla jednego celu będą zbierać pieniądze.

Jaki miał być cel tej zbiórki?
Ta zbiórka była potrzebna do tego, żeby kupić płucoserca. Urządzenia do krążenia poza ustrojowego. Kiedy wykonujemy operację na otwartym sercu to i serce, i płuca muszą być zastąpione przez maszynę. To był koniec lat ’90 i te urządzenia, które my mieliśmy, pracowały już 10 lat i się zużyły. Celem było zatem kupienie dwóch takich urządzeń.

Ale wtedy nie było jeszcze oficjalnie Fundacji…
Nie było wtedy Fundacji, nie było żadnych papierów, żadnych prawników, żadnych dokumentów. Był natomiast entuzjazm. Pamiętam, że kiedy zaczął się sezon świąteczny w telewizji to po rynku Starego Miasta chodziły mikołaje i wtedy pojawiła się piosenka Wojtka Waglewskiego „Myślę o was, a dusza ma bredzi”. Ta piosenka w jakimś sensie stała się finałowym hymnem. I przetrwała te 27 lat.

Jak wyglądał ten 1. Finał?
Było ok 20. stopni mrozu. Młodzi ludzie z puszkami zbierający pieniądze. Te pieniądze przynoszone były do studia telewizyjnego na Woronicza. Coś absolutnie niezwykłego. Zetknęliśmy się z tak ogromnym zrozumieniem tych ludzi… Zanim jednak o Finale, przypomniała mi się jeszcze jedna bardzo ważna rzecz.

Mianowicie jaka?
Wojtek Iwański zrobił wcześniej krótki film dokumentalny, który niesłychanie poruszył ludzi. Film o dzieciach z wadami serca operowanych w Centrum Zdrowia Dziecka. Na końcu podany był nasz adres. Zaczęły przychodzić do naszej kliniki koperty z pieniędzmi. W środku było ileś złotych i karteczka „W tym miesiącu rezygnuję ze słodyczy i swoje kieszonkowe przekazuję na ratowanie życia dzieci”. Nam się łzy w oczach kręciły. Myślę, że początek Wielkiej Orkiestry, zjawiska społecznego to była właśnie reakcja ludzi na ten film. Nikt im wcześniej nie mówił, że trzeba swoje sprawy załatwiać tu w Polsce, nikt nie prosił ich wcześniej o to, żeby dali coś od siebie. Strzegliśmy tych pieniędzy, jak oka w głowie. Później zostały włączone do zbiórki z 1. Finału. Ale kiedy pyta mnie pani o początki Orkiestry to pierwsza rzecz jaka mi się kojarzy z odruchem społecznym to była właśnie reakcja na ten film.

Profesor Bohdan i Jurek Owsiak

Wróćmy do roku 1993, do 1. Finału.
Ten finał to była spontaniczna, niezarejestrowana zbiórka publicznie, nigdzie niezgłoszona. To wszystko było naturalne, jak najbardziej uczciwe, godne pochwały, ale niezabezpieczone prawnie. Dopiero po 3. miesiącach dzięki pomocy prawników udało się zabezpieczyć to, co robiliśmy. Wtedy oficjalnie powstała Fundacja, powstał statut. Po tym Finale pieniądze trafiły do CZD. Panie salowe, pielęgniarki, na biurkach w pokoju konferencyjnym dyrektora szpitala prasowały żelazkami banknoty wyjęte z worków i je liczyły.

Ile udało się wtedy uzbierać?
Nagle zdaliśmy sobie sprawę, że mamy 1 700 000 dolarów. W pierwszy statucie Fundacji, który był jedynym naszym dokumentem i regulatorem prawnym, celem naszego działania było ratowanie życia dzieci z wrodzonymi wadami serca. Fundacja powstała dla kardiochirurgii. Zrobiliśmy wtedy jeszcze jedną bardzo ważną rzecz. Postanowiliśmy podzielić te pieniądze na wszystkie ośrodki kardiochirurgii w Polsce. Dlaczego? Po pierwsze, zbierali je ludzie w całym kraju, po drugie dzieci rodzą się w całej Polsce.

A ile urządzeń udało się kupić przez te wszystkie lata?
Polska medycyna pediatryczna uzyskała przez te ćwierć wieku blisko 60 tysięcy urządzeń medycznych, o wartości zbliżonej do miliarda złotych. Co ważne – urządzeń najwyżej światowej jakości.

WOŚP chce zastąpić Ministerstwo Zdrowia?
W Polsce jest dalej wiele nieporozumień wokół tzw. zbierania pieniędzy na służbę zdrowia. Niektórzy ludzie usiłują tłumaczyć, mówić, że to jest zastępowanie oficjalnych organizacji rządowych, że to jest zastępowanie Ministerstwa Zdrowia. Zbieranie pieniędzy na pomoc szpitalom pochodzi z najbogatszych krajów świata, gdzie nikt nikogo nie zastępuje, tylko uzupełnia. I wszędzie tak jest, tak jest w Wielkiej Brytanii i tak jest w Stanach. Wokół każdego szpitala są różnego rodzaju fundacje, organizacje pozarządowe, które właśnie tym się zajmują. Starają się, aby środki przeznaczane na naukę, innowację, szkolenie personelu czy dbanie o rodziców w trakcie, kiedy dzieci są leczone pochodziły z dodatkowych środków, a nie były zabierane z tych, które są na podstawowe potrzeby. My nie zastępujemy Ministerstwa Zdrowia, my je uzupełniamy.

Pomagaliście i pomagacie najmłodszym, ale nie zapomnieliście także o tych najstarszych…
Kiedyś spytano Jurka, dlaczego postanowiliśmy pomóc geriatrii, skoro jesteśmy fundacją dla dzieci. 26 lat temu najwięcej potrzeb dotyczyło tych najmłodszych. W pierwszym roku życia umierało ich więcej, niż w innych krajach Europy. Dziś jest już na szczęście lepiej, ale jesteśmy społeczeństwem starzejącym się. Ilość zaniedbanych, porzuconych ludzi, którzy sami nie są w stanie dać sobie rady rośnie i będzie rosła. Nasza pomoc dla geriatrii jest wyrazem wrażliwości na potrzeby ludzi. Społeczeństwo musi pomagać tym najbardziej potrzebującym.

Zastanawiał się Pan kiedyś, jakby wyglądały polskie szpitale, gdyby nie WOŚP?
Pewnie byłoby o 60 tysięcy nowoczesnych urządzeń mniej. Życie jednak nie zna pustki. My wypełniliśmy tę dziurę i będziemy robić to do końca świata i o jeden dzień dłużej. Ponadto, myślę że rozwój nowoczesnej medycy w Polsce byłby niewyobrażalnie wolniejszy. Kiedy kupujemy sprzęt medyczny, wybieramy ten najwyższej jakości. Aczkolwiek kupujemy go stosunkowo tanio, ponieważ wybierając 300 inkubatorów od jednej firmy, uzyskujemy często cenę o połowę niższą, niż cena w przetargach w ramach ustawy o zamówieniach publicznym.

Fundacja WOŚP i sam Jurek Owsiak bardzo często spotykają się z krytyką. Dlaczego jest tak wiele przeciwników tej działalności?
Nikt nie jest zainteresowany bylejakością i szarością. Zna pani historię o polskim piekle?

Nie.
W polskim piekle nie są potrzebne diabły do pilnowania beczek. Ci którzy tam siedzą, sami się wciągają do smoły. Nie trzeba ich pilnować. To jest właśnie polskie piekło. To jest próba podważenia każdego sukcesu. Największe zapotrzebowanie jest na sensację. Jeśli w Stanach ktoś osiągnie sukces to inni z tego się cieszą. Niech teraz pani pomyśli jak to działa w Polsce…

Chyba nie doczekamy takich czasów… A pan reaguje na krytykę?
Ja osobiście staram się odpowiadać, tłumaczyć, że podlegamy ciągłej weryfikacji, audytom prowadzonym przez Ministerstwo Zdrowia, Ministerstwo Finansów. Można znaleźć na naszych stronach rozliczenia.

Do niektórych to chyba nie dociera.
Trzeba robić swoje. Niezależnie od tego co dzieje się wokół. Poza tym, Orkiestra jest do znudzenia transparentna w publikowaniu rozliczeń co do złotówki. Nie zmieniliśmy się. Jesteśmy takimi samymi ludźmi, jakimi byliśmy 26 lat temu. Nikt z nas przez Orkiestrę nie wzbogacił się. Nasz status się nie zmienił, tak żebyśmy mieli się o co obawiać. I dobrze. To jest działanie na rzecz innych, a nie siebie.

Orkiestra za kilka dni zagra po raz 27. Jaki jest największy pana i Fundacji sukces przez te lata?
Że nie udało nam się tego popsuć (śmiech).

To niesamowite, że upłynęło tyle lat, a Orkiestra nadal gra…
Bo nie ma nic piękniejszego niż Orkiestra. My jesteśmy normalnymi ludźmi. Mamy różne zdania. Każdy ma swoje ambicje, swoje potrzeby emocjonalne. I wszyscy jesteśmy jakimiś osobowościami, ale łączy nas najważniejsze – chęć niesienia pomocy potrzebującym.

Jaki jest Owsiak jako współpracownik?
Lider. Z ogromnym poczuciem odpowiedzialności, które nie ustępuje u niego, niezależnie od tego jak jest zmęczony i co aktualnie robi. Jurek ma poczucie, że nie można tego narazić, nie można popsuć, ani na chwilę spuścić z oka. Jest wielką indywidualnością, jest człowiekiem o ogromnie silnym charakterze.

WOŚP bije co roku rekordy, obawia się pan, że kiedyś może się to skończyć?
Nie. O to się zupełnie nie obawiam. To jest zawsze dyskusja pomiędzy tym, co jest ważniejsze. Czy ważniejsze jest to, jakie wartości się realizuje czy ważniejsza jest jakaś tam cyfra…

A pojawia się stres przed Finałami?
Nie, nie stresuje się. Jeśli się czegoś obawiam, to tego, o co pani pytała wcześniej. Ludzkiej małości, ludzkiej zazdrości, ludzkiego paskudztwa, które powoduje, ze ludzie szukają dziury w całym, że próbują popsuć coś, co się udaje nam wszystkim zrobić. Boję się rzucanych oskarżeń, pomówień, tej całej nieprawdy, tego zmieniania historii.
Rozumiem, że nie boi się pan, bo ma pan coś do ukrycia, tylko po prostu jest to już w jakiś sposób męczące.
To jest męczące i powoduje, że zamiast robić coś dobrego, musimy się tłumaczyć, wyjaśniać. Ileż Jurek traci czasu i zdrowia na jeżdżenie na jakieś rozprawy… To jest kompletny absurd.

Najmilsze pana wspomnienie przez 26 lat grania Orkiestry?
To był pierwszy Finał robiony z TVN-em. Studio medyczne, w którym pokazywaliśmy sprzęt, zakupiony za pieniądze z poprzedniego Finału. Stałem tam, czekając na kolejne wejście telewizyjne, w którym miałem opowiadać jak działają te urządzenia, ile dzieci udało się uratować. Podeszła do mnie piękna dziewczyna i rzuciła mi się na szyję. Czułem się bardzo skrępowany. Po chwili powiedziała do mnie: „Panie profesorze, 20 lat temu uratował mi pan życie. Byłam wtedy noworodkiem ze złożoną wadą serca. Pan wykonał operację. Dzięki panu żyję”. Poprosiłem ją, żeby została i zobaczyła, że po 20. latach nadal robimy to samo. Dalej kupujemy sprzęt do ratowania życia. To było piękne. Pamiętam, jak stojący koło mnie Piotr powiedział wtedy „Widzisz, i dlatego właśnie warto żyć”.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto