Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Czy będzie kolejny horror?

Redakcja
Aż 80 minut trwała twarda, nieustępliwa walka między szczypiornistami Azotów i Zagłębia w drugim spotkaniu ćwierćfinałowym play-off. Na koniec o jedno trafienie lepsi okazali się zawodnicy z Lubina.

Dlatego o tym, kto awansuje do następnej rundy zadecyduje środowy mecz w Puławach. Aby zespół jak najszybciej zregenerował siły po ciężkim boju, puławianie po meczu nie wyjechali do domu, tylko przenocowali w Lubinie. W drogę powrotną ruszyli następnego dnia po śniadaniu.
- Dzięki temu zawodnicy byli w miarę wypoczęci. Nie mieli zarwanej nocy, a po powrocie szkoleniowiec zaplanował rozruch i odnowę biologiczną - mówi prezes Azotów Jerzy Witaszek.

- Oba zespoły bardzo odczuły trudy spotkania. Porażka jedną bramką dodatkowo przygnębia i wpływa negatywnie na psychikę, ale w drodze powrotnej chłopaki już zdecydowanie odżyli. Natomiast Zagłębie po meczu było w euforii, ale na drugi dzień na pewno nogi i ręce zaczęły boleć - dodaje szkoleniowiec Bogdan Kowalczyk.

W pierwszej połowie nieznaczną przewagę mieli gospodarze. Po przerwie mocniej zaatakowali piłkarze Azotów i po trzech kwadransach gry wyszli na prowadzenie 25:23. - Była wtedy szansa, aby powiększyć przewagę do trzech bramek, ale jej nie wykorzystaliśmy. Może gdyby się udało, mecz ułożyłby się dla nas korzystniej - mówi Kowalczyk.

- Tak naprawdę trudno mówić o przewadze jednego czy drugiego zespołu, gdy prowadzenie wynosiło zaledwie jedną-dwie bramki. To był mecz równych szans. Gdy bramkarz odbił dwie piłki, to zaraz drużyna wychodziła na prowadzenie. Później wystarczył jeden niecelny rzut, a sytuacja się odwracała - dodaje.

Wiele dramaturgii było w ostatniej minucie regulaminowego czasu gry. Zawodnik Azotów został odesłany na ławkę kar, a trener Kowalczyk zwracał sędziom uwagę, że nie reagują na faule lubinian. Szkoleniowca uspokajał prezes klubu. - Gdy odciągałem trenera od dyskusji z sędziami, zwrócił się do mnie obserwator, któremu odpowiedziałem, że trener ma rację. Wtedy wezwał sędziów i kazał mnie ukarać dwoma minutami - opowiada Witaszek. Natomiast tuż przed końcową syreną Paweł Orzłowski otrzymał czerwoną kartkę za faul na Remigiuszu Lasoniu.

W 79 minucie Zagłębie prowadziło 38:36. Na 54 sekundy przed końcem z rzutu karnego trafił Zydroń. Gospodarze nie zakończyli akcji bramką i po chwili skrzydłowy Azotów raz jeszcze stanął na linii siedmiu metrów. Niestety, tym razem rzut był minimalnie niecelny i piłka trafiła tylko w słupek. - To był mecz walki. Pod koniec znowu łapały mnie skurcze i ciężko mi było grać w dogrywce - mówi Zydroń, którzy w Lubinie zdobył 13 bramek.

Bez Tomczaka

Sędziowie czerwonymi kartkami ukarali w sumie czterech zawodników. Byli to: Dymitro Zinczuka (Azoty) oraz Paweł Orzłowski, Konstantin Jakowlew i Bartłomiej Tomczak (Zagłębie). Faul tego ostatniego sędziowie opisali w meczowym protokole i w konsekwencji Tomczak otrzymał karę wykluczającą go z gry w środowym meczu. - To duże osłabienie dla zespołu z Lubina, ale na tej pozycji mają innego byłego reprezentanta kraju Adriana Niedośpiała - przypomina Kowalczyk.

Tomczak jest najskuteczniejszym zawodnikiem Zagłębia. W tym sezonie zdobył 129 bramek.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto