Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

David Gilmour - czyli jak to się zaczęło

Dariusz Szreter
Normalny facet z szalonej kapeli W 1987 roku zespół Pink Floyd wkroczył do studia, by przygotować swój trzynasty album. Dla Davida Gilmoura nie była to po prostu kolejna sesja nagraniowa.

Normalny facet z szalonej kapeli

W 1987 roku zespół Pink Floyd wkroczył do studia, by przygotować swój trzynasty album. Dla Davida Gilmoura nie była to po prostu kolejna sesja nagraniowa. Po blisko 20 latach występów we Floydach przyszło mu wziąć wyłącznie na siebie ciężar odpowiedzialności za całość poczynań zespołu. Oczekiwania fanów i krytyki były ogromne. I był też ktoś, kto z całych sił zaciskał kciuki, żeby przedsięwzięcie okazało się niewypałem. To Roger Waters, autor większości repertuaru grupy i wszystkich tekstów. Człowiek, który uwierzył, że Pink Floyd to on i dlatego spodziewał się, że jego odejście będzie końcem zespołu.
W zastępstwie kolegi, który odleciał
Choć skład Pink Floyd był wyjątkowo stabilny w porównaniu z ciągłymi roszadami, jakie miały miejsce w innych grupach, zespół kilkakrotnie przechodził poważne przeobrażenia, a każdy ruch personalny oznaczał właściwie trzęsienie ziemi. Zaczynali w szalonym swingującym Londynie połowy lat 60. Pink Floyd należał do najbardziej "odjechanego" nurtu tamtejszej sceny muzycznej - psychodelii. Ale też zapłacił wysoką cenę za ową, nie tylko muzyczną, podróż w głąb świadomości. W tamtym czasie najważniejszą postacią w Pink Floyd był Syd Barrett - gitarzysta, wokalista, autor niemal wszystkich piosenek, pomysłodawca jego nazwy i wreszcie spiritus movens całego przedsięwzięcia (zmarły przed trzema tygodniami). Nieokiełznaną wyobraźnię Syd podkręcał popularnymi wówczas środkami halucynogennymi. Trudno powiedzieć, czy psychiczna choroba była rezultatem zażywania środków psychotropowych, czy też tylko przyspieszyły one jej rozwój. Grunt, że tuż po nagraniu debiutanckiej płyty zespół praktycznie stracił lidera. Barrett, jeśli w ogóle docierał na koncerty i miał akurat ze sobą gitarę to albo grał coś bez ładu i składu, albo potrafił stać przez cały występ z opuszczonymi rękami. Pozostali muzycy: Roger Waters, Richard Wright i Nick Mason doszli do wniosku, że dalej tak się nie da pracować i znaleźli następcę Barretta. Był nim właśnie David Gilmour.
Wespół w zespół
Gilmour od początku znalazł się więc w sytuacji niezręcznej. Szczególnie że z odejściem Barretta nie potrafili się pogodzić zarówno ówcześni menedżerowie zespołu, jak i spora część fanów, niezdająca sobie sprawy z jego stanu. Motyw wyrzutów sumienia w stosunku do usuniętego kolegi jeszcze długo powracał w ich piosenkach. Być może wpłynął też na wzajemne relacje wewnątrz zespołu. W tym czasie muzycy dzielili się po równo odpowiedzialnością za jego artystyczne oblicze. W epoce gitarowych herosów, supersamczych wokalistów i "zwierzaków" za perkusją, taka kolektywność, a nawet pewna anonimowość członków Pink Floyd, była czymś niezwykłym. Również w tekstach ich piosenek zwraca uwagę fakt, że bardzo często pisane były one w drugiej osobie (co w angielskim może czasem być odpowiednikiem formy bezosobowej) - tak, by zasugerować słuchaczowi, że śpiewają nie tyle o sobie, co właśnie o nim.
Następny odlatuje
Album "Wish You Were Here" z 1975 r. miał okazać się ostatnim klasycznym albumem Floydów. Punkowa rewolucja, która ogarnęła Londyn, a potem cały świat, skierowana była właśnie przeciwko takim dinozaurom, jak oni. Podobno starający się o przyjęcie do Sex Pistols Johnny Rotten zgłosił się na przesłuchanie w koszulce z ręcznie wymalowanym napisem: "Nienawidzę Pink Floyd". Natomiast Bob Geldof, w owym czasie lider punkowej formacji Bomtown Rats, długo zastanawiał się, czy przyjąć główną rolę w filmie "The Wall" według płyty Floydów, bo mieć z nimi coś wspólnego to był w tym środowisku duży obciach.
Druga połowa lat 70. i początek następnej dekady to także okres całkowitego przejęcia kontroli nad zespołem Pink Floyd przez Rogera Watersa. Narzucił im nowy - nieco histeryczny - styl, nowy repertuar z piosenkami niemal pozbawionymi melodii, przegadanymi i raczej wykrzykiwanymi niż śpiewanymi. Teksty kręciły się wokół obsesji związanych z utratą ojca we wczesnym dzieciństwie, młodzieńczym nieprzystosowaniem w szkole, kryzysem małżeńskim w wieku dojrzałym oraz sytuacji artysty, niemogącego nawiązać autentycznego kontaktu z odbiorcami jego sztuki. Tematy te powracały z intensywnością, która może sugerować paranoję.
W końcu Waters uznał, że stary szyld nie jest mu do niczego potrzebny i ogłosił, że więcej pod tą nazwą pracować nie będzie. Nie spodziewał się, że ktokolwiek inny może się poważyć na kontynuację działalności Floydów. A jednak Gilmourowi się udało, z niewielką pomocą Masona i Wrighta. Odrodzony Pink Floyd niczego rewolucyjnego już wprawdzie nie pokazał, ale moda na klasycznego rocka, jaka powróciła na początku lat 90. wywindowała frekwencję na koncertach i sprzedaż płyt.
Powrót brata marnotrawnego?
Od wydania ostatniej płyty Pink Floyd upływa właśnie 12 lat. 6 marca 2006 r., dokładnie w dniu 60. urodzin Davida Gilmoura do sklepów trafiła jego nowa płyta "On the Island". Towarzyszy jej światowe tournée z zespołem, w którego skład wchodzi m.in. Richard Wright oraz liczne grono współpracowników Pink Floyd.
Tymczasem niespodziewanie wrócił do gry Roger Waters, który wcześniej odsądzał kolegów od czci i wiary, procesował się z nimi, a nawet wynajmował dziennikarzy, żeby wyszukiwali kompromitujące ich informacje. Waters mówił w tym roku w wywiadzie dla "Gazety Poznańskiej", że proponował Gilmourowi odnowienie współpracy pod szyldem Pink Floyd. Ten jednak odmówił. Być może fakt, że Gilmour nagrywa i koncertuje pod własnym nazwiskiem, a nie jako Pink Floyd, jest swoistym kamuflażem, mającym pozwolić na utrzymanie Watersa z dala od całej imprezy. Bowiem program koncertów, z jakimi Gilmour od wiosny jeździ po świecie, i jaki najprawdopodobniej przedstawi w Gdańsku, nie pozostawia wątpliwości: najpierw materiał z nowej płyty, a potem "the best of Pink Floyd", w najlepszym dostępnym obecnie na żywo wykonaniu. A co, jeśli do Gdańska zawita Roger Waters, który dzień wcześniej w Poznaniu uczestniczyć będzie w premierze swojej opery "Ca Ira"? Tym bardziej warto przyjść do stoczni 26 sierpnia.
Życie po życiu
czyli inne sławne reaktywacje legendarnych zespołów rockowych
n The Beatles
Tragiczna śmierć Lennona w 1980 r. przekreśliła marzenia o tym, że Wielka Czwórka zagra jeszcze kiedyś razem. Jednak w 1994 r. Paul, George i Ringo spotkali się w studio, by dograć akompaniament do taśmy z dwiema nieznanymi piosenkami Johna z lat 70. Wydano je pod szyldem the Beatles. Mimo bardzo lukratywnych ofert żyjący Beatlesi nie zdecydowali się jednak wyruszyć na trasę koncertową.
n The Rolling Stones
Stonesi uchodzą za najbardziej długowieczną kapelę świata - grają ze sobą blisko 45 lat. W połowie lat 80. Mick Jagger miał jednak inne plany. Liczył, że zrobi karierę solową i zapowiedział kolegom z grupy, że nie będzie już z nimi występować. Nikłe zainteresowanie jego koncertami przekonało go szybko, że jedynie Rolling Stones to złotodajny znak firmowy.
n The Doors
Zespół przetrwał wprawdzie śmierć wokalisty, Jima Morrisona (w 1971) i nagrał jeszcze dwie płyty bez niego, ale obie okazały się porażką. Przed trzema laty klawiszowiec Ray Manzarek i gitarzysta Robbie Krieger zatrudnili charyzmatycznego wokalistę grupy the Cult - Iana Astbury'ego i ruszyli w trasę jako The Doors of 21st Century. Od kolegów odciął się perkusista John Densmore, oskarżając ich o wyprzedaż legendy.
n Queen
Podobnie jak w przypadku Doorsów, zespół został "osierocony" po przedwczesnej śmierci wokalisty Freddy'ego Mercury'ego. W ub. roku pozostali członkowie wpadli na kuriozalny pomysł, że może go zastąpić rockowy weteran Paul Rodgers (eks-Free) i pojechali z nim na światowe tournée.
n Yes
Przez tę grupę przewinęło się tylu muzyków, że w pewnym momencie równolegle funkcjonowały dwa zespoły złożone z jej byłych członków. Proces o prawo do nazwy wygrała grupa prowadzona przez basistę, Chrisa Squire'a, który jako jedyny muzyk uczestniczył w nagraniach wszystkich płyt Yes. W końcu doszło do wzajemnego zbratania i nagrania płyty w 9-osobowym składzie.
n Sex Pistols
Ten legendarny zespół punkowy istniał tylko dwa lata, wywołując istne trzęsienie ziemi w show-biznesie, którego reguły zdawał się ignorować. 20 lat później dawni buntownicy dali się skusić na powrót. Żeby nie było wątpliwości jaki cel im przyświecał, swoją trasę koncertową nazwali Filthy Lucre World Tour co można przełożyć jako "światowe tournée dla obrzydliwych pieniędzy".
Bilety na koncert Davida Gilmoura
Bilety kupować można w sieci sklepów firmy Ticketpro, na stronie www.ticketpro.pl oraz w następujących miejscach:
Gdańsk: Salonik "Dziennika Bałtyckiego", ul. Targ Drzewny 9/11; GOT Informacja Turystyczna, ul. Heweliusza 29; Grand-Tourist, ul. Podwale Grodzkie 8 (Pasaż Handlowy City Forum); Holidays, ul. Wały Jagiellońskie 2/4; Holidays, ul. Grunwaldzka 76/78; Holidays, ul. Szczęśliwa 3 (Auchan); Holidays, ul. Straganiarska 53/54; Net Travel, ul. Wielkie Młyny 16; ORBIS Travel, ul. Podwale Staromiejskie 96/97; Travel Plus, ul. Szeroka 50/51
Gdynia: Biuro Podróży FIESTA, ul. Przebendowskich 38; Biuro Turystyczne PEGAZ, ul. Władysława IV 41; Holidays, ul. 10 lutego 16; BART, ul. Kościuszki 61
Ceny: sektor siedzący S - 450 zł, sektor A - 160 zł, sektor B - 110 zł, sektor N - 110 zł.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto