Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dlaczego Półmaraton Warszawski musi być w centrum?

Marcin Śpiewakowski
Tuż przed Półmaratonem Warszawskim rozmawialiśmy o tym, dlaczego musi on biec środkiem miasta, którędy biegać nie wolno i dlaczego przy pierwszym stole z wodą stoją najbardziej zestresowane dzieci w Polsce. – Organizatorom takich imprez jak nasza zarzuca się często, że myślimy tylko o sobie, ale to nie jest prawda – przekonuje Magda Skrocka z Fundacji Maraton Warszawski, która organizuje jedną z największych imprez biegowych w Polsce.

Zacznijmy od początku. Półmaraton startuje pod koniec marca, kiedy ruszyły przygotowania?

Harmonogram planowania jest półroczny, czyli we wrześniu kończymy maraton i od razu zabieramy się za marcowy półmaraton.

Na ile wcześniej planuje się trasę?

Na kilka miesięcy przed imprezą. Kiedy trasę mamy gotową, idziemy z nią do inżyniera ruchu, ten sugeruje ewentualnie jakieś zmiany. Później trasa trafia do komisji złożonej z przedstawicieli różnych jednostek miejskich, ZTM, ZDM, Biura Bezpieczeństwa i przedstawicieli dzielnic. I dopiero wtedy dostajemy ostateczną zgodę.

Są w Warszawie takie miejsca, w których od początku wiadomo, że tamtędy po prostu nie da się puścić trasy?

Tak. Tras na przykład nie powinno się wytyczać w taki sposób, aby przecinały linie tramwajowe.

A co z linią tramwajową na rondzie de Gaulle’a? Półmaraton pobiegł tamtędy w 2016 r. i 2017 r.

Wszystko zależy od tego, na jaki czas ją przecinasz. Jeśli zrobisz to na samym starcie, tak jak my, to blokujesz tramwaje maksymalnie na pół godziny, może nawet mniej. Tramwaje zatrzymujemy dosłownie na chwilę przed pierwszymi biegaczami. Zawodnicy są wtedy jeszcze w ciasnej grupie, więc przebiegają w kwadrans, a potem otwieramy przejazd najszybciej, jak się da. Gdybyśmy poprosili o pozwolenie na przebiegnięcie tamtędy pod koniec trasy, kiedy to trwa dużo dłużej, a tramwaje nie miałyby możliwości objazdu, nie dostalibyśmy zgody.

W 2019 r. Półmaraton Warszawski pobiegnie poniższą trasą:

Co jeszcze trzeba wziąć pod uwagę przy wytyczaniu trasy?

Po pierwsze trasa półmaratonu musi mieć dokładnie dwadzieścia jeden kilometrów dziewięćdziesiąt siedem i pół metra. Żeby na trasie można było bić rekordy, meta nie może być położona od startu poniżej jednego promila długości trasy (czyli w przypadku półmaratonu 21,1 metra), zaś odległość w linii prostej między startem a metą nie może przekraczać połowy długości trasy biegu (czyli 10 i pół kilometra). Trasa musi mieć start, na którym zmieści się kilkadziesiąt tysięcy osób, oraz metę, której linia będzie na tyle szeroka, żeby w ciągu dwóch godzin z kawałkiem ten tłum się na niej nie zaklinował. Start i meta muszą mieć też miejsce na całą infrastrukturę – szatnie, depozyty, namioty, atrakcje, punkt z medalami.

Załóżmy, że wymyślimy sobie start i metę na placu Defilad. Czy stamtąd da się wybiec? Czy da się tam dobiec? Czy ulice są dość szerokie? Czy da się stamtąd poprowadzić nitkę o długości 21,0975 tak, żeby wrócić w to samo miejsce, a żeby trasa spełniała wszystkie wymogi? Często ktoś zadaje nam pytania w stylu: „Dlaczego nie zrobicie startu i mety na Polu Mokotowskim?”. Miejsce jest faktycznie świetne, ale z punktu widzenia ruchu ulicznego blokowane ulic w tamtym rejonie byłoby zbyt uciążliwe dla mieszkańców, bo Pole otoczone jest ze wszystkich stron ważnymi arteriami.

naszemiasto.pl

A jak wyglądają negocjacje z miastem? Co sprawia, że nie wolno blokować okolic Pola Mokotowskiego, ale można zamknąć Wisłostradę?

Wszystko zależy od dostępności alternatywnych ciągów komunikacyjnych. Łatwiej zamknąć Wisłostradę, bo po drugiej stronie jest Wał Miedzeszyński, ale i ciąg ulic północ-południe na zachód od Wisłostrady. Zależności są zresztą bardzo skomplikowane. Gdyby udało ci się narysować dwadzieścia jeden kilometrów trasy w dowolnym miejscu na mapie Warszawy, znaleźlibyśmy na pewno kilka miejsc, w których byłyby problemy (śmiech). Patrząc na pojedyncze krótkie odcinki, wszystko może mieć sens, ale trasę można ocenić tylko w szerszej skali, biorąc pod uwagę wszystkie małe elementy tej układanki.

Czyli to nie przypadek, że większość długich biegów w Warszawie ma w ogólnym zarysie dość podobne trasy?

Nie. Wydeptaliśmy pewne ścieżki, które zostały zaakceptowane przez wszystkich, dużo osób się do nich przyzwyczaiło i teraz tymi ścieżkami chodzą. Dla niektórych to dobrze, dla niektórych źle. Mieszkańcy niektórych części Warszawy mogą pytać: „Dlaczego znowu u nas? Dlaczego nie pobiegacie gdzie indziej?”. My od wielu lat próbujemy te rzeczy wyjaśnić i od wielu lat nam się to nie udaje (śmiech).

Mimo wszystko staramy się urozmaicać trasy. Długo było tak, że biegliśmy na południe aż do Powsina. Z punktu widzenia biegacza to bardzo nudna i monotonna trasa, ale z punktu widzenia mieszkańca (no chyba, że mówimy o mieszkańcu Powsina czy Konstancina) było mniej utrudnień, bo impreza nie koncentrowała się tak bardzo w centrum miasta. Z roku na rok poprawialiśmy troszeczkę trasy i wydaje mi się, że teraz dochodzimy już do optymalnego kształtu.

No właśnie. Większość dużych biegów na świecie ma stałe trasy, u nas co roku jest trochę inna.

Stała trasa to marzenie organizatora. Nie trzeba co roku zbierać komisji, nie musimy planować całej infrastruktury, całościowo to jakieś pięćdziesiąt procent mniej pracy logistycznej.

W takim razie po co zmiany? W tym roku poprawki są dość kosmetyczne, nie można było ich uniknąć?

Zawsze jest jakiś powód. W 2017 r. chcieliśmy pozostawić zeszłoroczną trasę półmaratonu, ale to miasto poprosiło nas o to, żebyśmy przenieśli start i metę z placu Trzech Krzyży. Czasami dostawaliśmy pozwolenie na trasę, ale była po prostu nieciekawa, więc szukaliśmy czegoś fajniejszego. Tak było w przypadku biegu do Powsina – był to kompromis, ale wiedzieliśmy, że pod kątem promocji miasta i imprezy to nie jest jeszcze trasa optymalna. Miejsce może przestać spełniać wymogi, bo impreza się w międzyczasie rozrosła – tak było ze startem na placu Zamkowym na początku Półmaratonu. Często trasę zmieniają remonty, a niejednokrotnie malutki objazd zmusza nas do kolejnych poprawek po drugiej stronie miasta, bo zmienia długość trasy.

naszemiasto.pl

Najtrudniejsza zmiana?

W 2015 r. Na kilka tygodni przed startem 10. Półmaratonu Warszawskiego spalił się most Łazienkowski. To był prawdziwy dramat – trzeba było od nowa zaplanować całą trasę, musieliśmy przenieść miasteczko i całą infrastrukturę w nowe miejsce, którego kompletnie nie znaliśmy…

Czyli da się zrobić półmaraton w pięć tygodni.

(śmiech) Teoretycznie tak. W normalnym trybie nie zdążylibyśmy dostać pozwoleń, ale wtedy była to na tyle ekstremalna sytuacja, że wszystkie zgody dostaliśmy trochę szybciej, niż przewidywałaby to zwykła procedura. Poza tym mówimy tylko o jednym elemencie – zmianie trasy i zaplecza. A bieg to o wiele więcej elementów.

Co to znaczy, że trasa jest „fajna”? Jak wypracować kompromis pomiędzy oczekiwaniami mieszkańców, biegaczy i ograniczeniami logistycznymi?

Nie da się zrobić trasy idealnej. W 2016 r. mieliśmy bardzo ładną, która zaczynała i kończyła się w pięknym miejscu, spełniała wszystkie wymogi ważne dla mieszkańców i miasta, ale na przedostatnim kilometrze wyszedł nam największy podbieg, jaki można sobie wyobrazić w Warszawie. (śmiech)

Zawsze bardzo ważne dla nas jest to, żeby pokazywać Warszawę od najlepszej strony. Tak promujemy miasto wśród biegaczy spoza stolicy i z innych krajów. Zresztą trasy takich imprez na całym świecie wytycza się w pobliżu zabytków, bo na tym polega magia biegów ulicznych.

Ludzie pytają, dlaczego nie biegacie w Kampinosie…

Po pierwsze dlatego, że by się nie dało. (śmiech) A po drugie, odkładając już kwestie logistyczne na bok, nie po to człowiek trenuje do maratonu, żeby później biegać w Kampinosie. Biegi masowe dlatego gromadzą tysiące uczestników, bo mają swoją niepowtarzalną magię. To trudno wytłumaczyć faktami.

Maraton dlatego jest marzeniem, bo ma konkretny dystans, bo rozgrywa się go w centrach wielkich miast, bo to ogromne wydarzenie. Do niego ludzie trenują miesiącami, czasem latami. Dla przekroczenia linii takiego biegu, zaczynają prowadzić zdrowy tryb życia. To jak z Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy. Jeśli zabierze się koncerty, odrze się ją z całej atmosfery, to nie będzie już to ta sama impreza i nie będzie przyciągać tylu ludzi.

Z drugiej strony mieszkańcy żalą się w internecie, że biegi paraliżują Warszawę, odcinają od reszty miasta całe osiedla…

Czasem zdarza się, że dosłownie kilka bloków jest odciętych na jakiś czas, ale to wynika z tego, że tych naczyń połączonych jest po prostu za dużo. Zawsze upewniamy się, że pojazdy uprzywilejowane będą mogły dojechać wszędzie na czas. Mało tego, pewnie nawet dojadą szybciej, bo biegi są tak obstawione medycznie, że karetki zawsze są pod ręką i dojadą w krótszym czasie niż pojazd z miasta. Oczywiście mieszkańcy mają prawo być niezadowoleni, dlatego przed imprezą roznosimy kilkanaście tysięcy kartek z ogłoszeniami o utrudnieniach i o tym, jak ich uniknąć, które rozwieszamy na klatkach i wrzucamy do skrzynek. Więc z jednej strony stała trasa obciąża wciąż te same osoby, z drugiej przyzwyczaja mieszkańców do tego, że w pewnych miejscach, w stałym terminie, są utrudnienia.

naszemiasto.pl

Komu bardziej zachodzicie za skórę? Mieszkańcom czy kierowcom?

Trudno powiedzieć. Zbulwersowanych jest z roku na rok coraz mniej. W 2016 r. mieliśmy przypadek, że obstawiliśmy duży blok przy placu Trzech Krzyży infrastrukturą, a dokładniej toaletami…

To była ta afera z zasłoniętą witryną, prawda?

Tak. Zasłoniliśmy witrynę antykwariatu, w którym specjalnie przygotowano wystawę, odbiło się to potem głośnym echem w mediach społecznościowych. Tyle tylko, że ktoś, kto puścił tę informację, nie sprawdził, że przedstawiciele antykwariatu wiedzieli o wszystkim wcześniej i wykazali zrozumienie. A zanim udało się wyjaśnić, że nie ma tak naprawdę problemu, to problem już się zrobił.

Zawsze mamy wszystkie niezbędne zezwolenia na postawienie infrastruktury. Może to zabrzmi brutalnie, ale do wyboru jest albo zasikany chodnik, albo toalety na chodniku. Półmaraton i maraton to imprezy na kilkanaście tysięcy ludzi i toalety po prostu muszą tam być. A skoro muszą gdzieś stać, to komuś będą przeszkadzać. Dlatego w zeszłym roku nasi wolontariusze roznosili czekolady dla mieszkańców bloku, który obstawiliśmy toi-toiami, i ulotki z informacją, że przez kilka godzin będą musiały stać toalety, że przepraszamy i zapraszamy do kibicowania. Nie było żadnej skargi z tego bloku.

Organizatorom takich imprez jak nasza zarzuca się często, że myślimy tylko o sobie, ale to nie jest prawda. Żeby móc to ocenić, trzeba po prostu znać skalę tego wydarzenia i wiedzieć, że nie da się pogodzić wszystkiego. Nie da się też dotrzeć do każdego mieszkańca Warszawy i do każdej osoby, która przyjechała tu na weekend albo przejeżdża przez miasto z informacją, że tego konkretnego dnia będzie półmaraton.

Jak duże to przedsięwzięcie? Ile osób pracuje przy organizacji biegu?

Przy Półmaratonie pracuje 1500 wolontariuszy. Ale to nie wszystko, bo oprócz nich są też osoby odpowiedzialne za stawianie infrastruktury, służby porządkowe, media, obsługa transmisji…

Najbardziej niewdzięczna robota, którą mało kto zauważa?

Na przykład zapakowanie agrafek do przypięcia numeru startowego do woreczków. Nie ma firmy, która by sprzedawała agrafki w woreczkach strunowych po cztery sztuki. Kilkanaście tysięcy zawodników razy cztery agrafki to godziny bardzo żmudnej pracy.

Kolejna rzecz to punkty odżywiania. Wszyscy biegacze mają świadomość, że jest w nich woda, ale nie każdy wie, że żeby tak było, wolontariusze muszą przyjechać tam bladym świtem, ktoś musi te butelki rozpakować, porozkładać i ponalewać do kubków. Przeciętny biegacz nie zdaje sobie z tego sprawy, ale dzieci przy pierwszym stole są najbardziej zestresowanymi dziećmi w Polsce. (śmiech) Podbiega do nich kilka tysięcy biegaczy, każdy chce kubek z wodą, a one nie mają po prostu tylu rączek, żeby to zrobić. Dlatego zawsze prosimy, żeby nie podbiegać do pierwszego stołu i dlatego każdy punkt z wodą ma 200 metrów długości.

naszemiasto.pl

Bladym świtem, czyli kiedy? Na ile godzin przed startem zaczynacie się rozstawiać?

Podstawową robotę wykonuje firma, która zajmuje się zmianą organizacji ruchu. Znaki drogowe, barierki, części infrastruktury przywożą dwa dni wcześniej i rozstawiają je na poboczu przy trasie. Około czterech godzin przed startem na trasę ruszają autokary z Pokojowym Patrolem i wolontariuszami, którzy są wysadzani na kolejnych skrzyżowaniach. Każdy z nich wie, że o konkretnej godzinie muszą przestawić barierkę i zamknąć przejazd. To jest strasznie nudna robota i mamy do tego ogromny szacunek – wysiadasz z autokaru, przestawiasz płotek o dwa metry i czekasz kilka godzin, żeby przestawić go z powrotem. W międzyczasie trzeba jeszcze często udzielać informacji mieszkańcom i kierowcom.

Na mapie biegu macie rozpisany bardzo precyzyjny program utrudnień, co do minuty.

Musimy mieć taki plan. Nie jest perfekcyjny, ale dość dokładny. Łatwo mniej więcej policzyć, o której w danym miejscu będzie pierwszy i ostatni zawodnik, bo wiemy, jakim tempem biegną – odpowiednio trzy minuty na kilometr i osiem minut na kilometr. Do tego dolicza się zapas czasowy, żeby najpierw zamknąć ulice, a potem posprzątać i otworzyć je z powrotem.

Przed liderem jedzie samochód z zegarem. Co się dzieje za ostatnim zawodnikiem?

Za ostatnim zawodnikiem jadą karetka i autobus, który zbiera z trasy kontuzjowanych zawodników i tych, co do których wiadomo, że nie zmieszczą się w limicie czasu. Potem jedzie śmieciarka i ekipa sprzątająca, która walczy z czasem, bo przed puszczeniem ruchu trzeba zebrać skórki od bananów, kubki i wszystko to, co zawodnicy wyrzucili na trasie, a co nie trafiło do koszy znajdujących się przy punktach odżywiania. Dalej policja, która daje sygnał, że dany odcinek jest już odblokowany i człowiek z aplikacji Waze, który oznacza na bieżąco w GPS-ie, które ulice są już przejezdne. Wreszcie autokar, do którego wsiadają "Patrolowcy" ze skrzyżowań.

Trzy i pół godziny po starcie ostatni zawodnik przekracza linię mety. Po jakim czasie ruch w mieście wraca do normy?

Nasz rekord to półtorej godziny, ale to zależy od imprezy. Miasto zawsze prosi nas o błyskawiczne zwijanie strefy mety i startu. Niewiele jest biegów na świecie, których organizatorzy działają z tak rygorystycznymi ograniczeniami czasowymi. Porównajmy to zresztą do Sylwestra na placu Konstytucji, kiedy plac był zamykany na kilka dni wcześniej, albo imprez motoryzacyjnych w okolicach placu Teatralnego, kiedy uliczki zamykało się nawet na dwa dni przed wydarzeniem. My nie mamy takiego komfortu.

Rozmowa odbyła się przed Półmaratonem Warszawskim 2017. Rozmawiał Marcin Śpiewakowski, dziennikarz warszawa.naszemiasto.pl

od 12 lat
Wideo

Stop agresji drogowej. Film policji ze Starogardu Gdańskiego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto