Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Eko-rewolucja w ratuszu. Justyna Glusman: "Przecież smog pochodzi także z aut"

Piotr Wróblewski
Piotr Wróblewski
Warszawa chce walczyć ze smogiem. Do tego zadania oddelegowana została Justyna Glusman - była aktywistka miejska. Po trzech miesiącach ma już plan na walkę z zanieczyszczeniami i poprawę jakości życia w Warszawie. Czy uda się zrealizować "eko-rewolucję" w stolicy?

Po wyborach w stołecznym ratuszu powstało nowe stanowisko. Nieformalna wiceprezydent, a właściwie dyrektorka-koordynatorka ds. zrównoważonego rozwoju i zieleni odpowiada za ekologię, a przede wszystkim za walkę ze smogiem. Po nieco ponad trzech miesiącach od rozpoczęcia pracy - Justyna Glusman na swój pomysł na zmiany. Rozmawiamy w momencie, gdy w ratuszu powstaje nowe biuro - Ochrony Powietrza i Polityki Klimatycznej. Jak Warszawa chce rozwiązać problem smogu?

***

Piotr Wróblewski: Mam wrażenie, że komórki którymi pani kieruje w ratuszu, po ponad trzech miesiącach od wyborów, zebrały największe pochwały. Nad czym Pani w tej chwili pracuje?

Justyna Glusman, koordynatorka koordynatorka ds. zrównoważonego rozwoju i zieleni: Bardzo mnie to cieszy. Staram się osiągnąć cele, które wyznaczył prezydent. Moja podstawowa jednostka – Biuro Ochrony Środowiska – w dalszym ciągu udziela dotacji na wymianę systemów grzewczych. Lasy Miejskie przejmują teraz blisko 20 hektarów nowych terenów, gdzie pojawią się dodatkowe sadzonki drzew. Również warszawscy ogrodnicy z Zarządu Zieleni pielęgnują stołeczne parki i zieleńce – tej wiosny posadzą ponad 860 drzew, setki ozdobnych kwiatów i krzewów. W całym mieście przybywa roślinności. Mamy remonty parków…

… powstała również nowa jednostka do spraw walki ze smogiem.

Utworzyliśmy Biuro Ochrony Powietrza i Polityki Klimatycznej. To jest bardzo istotny krok do zintensyfikowania działań związanych z wymianą kotłów. Do tej pory różne komórki realizowały zadania wyłącznie w swoim zakresie, np. Biuro Polityki Lokalowej wymieniało piece w mieszkaniach komunalnych, Biuro Infrastruktury pracowało nad kolejnymi przyłączeniami. Nie było integracji między nimi. Dzisiaj, żeby zwiększyć skalę – a mamy na to środki – musimy wspiąć się na wyższy poziom. Wymaga to innej koncepcji zarządczej. To skomplikowany projekt, dlatego starannie go przygotowujemy. Naszym wyzwaniem jest też przekonać mieszkańców, by wymienili kotły niespełniające wymagań ekoprojektu. W tym przypadku jesteśmy uzależnieni od ich woli i od tego, czy chcą dbać o swoje zdrowie i środowisko.

Zintegrowanie wielu komórek, które do tej pory osobno zajmowały się tymi sprawami, to krok w dobrym kierunku.

Rozmawiamy też ze spółkami ciepłowniczymi i gazowymi. Ustalamy wspólne harmonogramy przyłączeń kolejnych budynków do miejskiej sieci. Między działaniami miasta i spółek musi być synergia. Dążymy przecież do tego samego celu. Poza tym chcemy zinwentaryzować cały zasób lokali opalanych paliwami stałymi. Musimy wiedzieć, ile mamy kopciuchów i gdzie się dokładnie znajdują. Trzeba zsynchronizować wymianę przestarzałych źródeł ogrzewania w mieszkaniach komunalnych i prywatnych.

Stolica przeznaczy rekordową sumę na walkę ze smogiem. W tym roku będzie to 30 milionów złotych. Za rok dwa razy więcej - 60 milionów. W kolejnych dwóch latach 210 mln zł. Łącznie 300 milionów złotych. Na co miasto chce przeznaczyć tę kwotę? O tym na następnej stronie.

Warszawa walczy ze smogiem. Miasto przedstawia 5 najważniejszych celów

To wydaje się oczywiste.

Do tej pory nie zawsze tak się nie działo. Przykładowo ZGN [Zarząd Gospodarowania Nieruchomościami – red.] realizował przyłączenie budynku komunalnego do sieci ciepłowniczej, ale miasto nie wykorzystało tego momentu do zachęcania mieszkańców z prywatnych, by również podjęli się inwestycji. Chcę, by to się zmieniło. Skoro mamy remont przy danej ulicy, to warto wykorzystać okazję do likwidacji większej liczby kotłów w okolicy.

Zmiana w Warszawie – poza medialnymi 300 milionami w budżecie – to także całościowy program walki ze smogiem. Miasto przyznało wreszcie, że mamy poważny - wręcz śmiertelny – problem. Ale trzeba pamiętać, że stolicę trują także okoliczne miasta. One nie mają tego rodzaju problemu. Jak chce Pani sobie z tym poradzić?

Warszawa ma lepsze zasoby organizacyjne, jest większą jednostką samorządową. Chcielibyśmy wypracować pewien model działania i dzielić się nim, by pomóc gminom ościennym. Powietrze nie ma granic terytorialnych, dlatego potrzebne jest wspólne wsparcie. Mechanizmy, które wypracujemy będą przydatną wiedzą. To baza do działań na rzecz walki ze smogiem także w innych miejscowościach.

To znaczy?

Na przykład – chcemy przygotować zestaw rozwiązań dla mieszkańców, którzy nie mają i nie będą mieli dostępu do ogrzewania sieciowego. Możemy stosować ogrzewanie OZE (odnawialne źródła energii). To na przykład fotowoltaika, pompy ciepła… Rozmawiałam w tej sprawie ostatnio z ambasadą duńską. Kraje skandynawskie mają sprawdzone rozwiązania. Mamy alternatywę dla węgla. Powinniśmy odchodzić od używania paliw stałych, które zanieczyszczają środowisko. Ościenne gminy mają przede wszystkim problem z dostępem do sieci ciepłowniczej. Przypominam, że w Warszawie do sieci przyłączone jest ponad 80 proc budynków, to największy system w Unii Europejskiej.

Zmiany, o których Pani mówi to kwestia kosztów, ale też czasu. Co można robić już teraz, zanim wielkie programy zaczną działać? Pytam tutaj przede wszystkim o Warszawski Indeks Powietrza i normy smogu, o których sporo się dyskutuje.

Nasze warszawskie normy są niższe niż ogólnopolskie. Pracował nad nimi zespół Politechniki Warszawskiej. Zależało nam, by ustalić poziom ostrzegania, powyżej którego jakość powietrza jest obiektywnie zła. Z drugiej strony nie chcemy sytuacji, w której przez 365 dni w roku mamy ostrzeżenie. Mieszkańcy ignorowaliby wtedy niepokojące stężenia pyłów. Poziom ostrzegawczy, który zaproponowali naukowcy, to 80 mikrogramów na metr sześcienny dla PM10, a poziom alarmowy to 100 mikrogramów. Dla porównania, państwowy poziom alarmowania to 200 mikrogramów. To znaczna różnica w porównaniu do wskazań Unii Europejskiej. Namawiałabym ministra, żeby te poziomy zostały obniżone.

Czy miasto będzie też inwestowało w swoją mobilną aplikację podającą jakość powietrza?

Ale ta aplikacja już jest – Warszawski Indeks Powietrza. Tylko, że ona bazuje na jedynie czterech stacjach pomiarowych. W najbliższych tygodniach zostanie rozpisany przetarg na budowę dwóch lub trzech kolejnych dużych stacji referencyjnych: jedna stanie na Grochowskiej, druga na Filtrach, trzecia pod Warszawą. Oprócz tego, w tym roku rozpiszemy przetarg na budowę około 140 mierników jakości powietrza, z czego część tych urządzeń zainstalujemy poza Warszawą. Będą wskazywały podstawowe dane.

Blisko sto mierników jakości powietrza w mieście pozwoli nam ocenić, w których miejscach jakość powietrza jest lepsza, a w których częściej występuje problem z zanieczyszczeniem. Dla przykładu – najwięcej „kopciuchów” jest w Wawrze. Większość szkodliwych pyłów pochodzi tam z niskiej emisji. W związku z tym, spodziewam się, że po realizacji programu wymiany pieców, osiągniemy tam znaczącą poprawę jakości powietrza. Dzisiaj nie jesteśmy w stanie tego sprawdzić.

Z drugiej strony, ważne jest przekonywanie mieszkańców do zmiany nawyków. Mówię o drogach i ruchu samochodowym. Przecież smog pochodzi także z aut. Oczywiście, powodem są nie tylko spaliny, ale także ścieranie się opon i podbijanie pyłu z jezdni. Ale pamiętajmy, że zmiana przyzwyczajeń transportowych warszawiaków nie przyjdzie z dnia na dzień. Moim zdaniem już informacja o złej jakości powietrza jest sygnałem, że trzeba coś zrobić - na przykład wsiąść do autobusu czy metra, zamiast jechać samochodem.

Do tej pory po informacji, że jest bardzo źle miasto wprowadzało darmową komunikację miejską – np. na jeden dzień. Pani nie jest zwolennikiem takiego rozwiązania. Dlaczego?

To symboliczny sygnał ze strony miasta, że trzeba zmienić sposób podróżowania. Jednak z danych, które posiadamy wynika, że wprowadzanie darmowej komunikacji miejskiej nie jest skuteczne. Niemniej uważam, że niezwykle istotne jest promowanie transportu publicznego. Informacja o tym, że Warszawa dostrzega problem i proponuje jakieś rozwiązania przemawia do mieszkańców. Zagrożenie jest uwiarygodnione przez władzę samorządową, a nie jedynie przez miejskich aktywistów. Na szczęście zauważamy wzrost liczby pasażerów publicznej komunikacji Nie uważam natomiast, że powinniśmy wiązać ze wspomnianą metodą jakieś nadmierne nadzieje.

Co w takim razie Pani proponuje, po stronie miasta, w sytuacji, gdy poziom zanieczyszczeń jest bardzo wysoki?

W planach mamy kampanię społeczną w szkołach i placówkach edukacyjnych. Zgłębiamy wiedzę najmłodszych mieszkańców i ich rodziców w temacie ochrony powietrza. Wprowadziliśmy już do miejskich placówek tablice smogowe, gdzie można zaznaczyć aktualny poziom zanieczyszczeń. W dalszym ciągu skupiamy się na bieżącym informowaniu o poziomie pyłów PM2,5 i PM10 w przestrzeni publicznej. Publikujemy ostrzeżenia za pomocą mobilnej aplikacji, na stronie internetowej stolicy jak również w mediach społecznościowych.

A jeśli chodzi o nasadzenia zieleni? Ostatnio zobaczyliśmy projekt nowej siedziby Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Na wizualizacjach nie widać zbyt dużo drzew, a w trakcie budowy część z istniejących zostanie wycięta.

Projekt został zrealizowany na planie miejscowym, przygotowanym osiem lat temu. Wyznaczono linię budowy na drugim szpalerze drzew. Projektanci muzeum nie mogli zaplanować budynku w innym miejscu. W ramach inwestycji przygotowane jest nasadzenie kilkunastu dużych drzew, które dadzą „efekt ekologiczny”. Mamy tu zapewnioną rekompensatę dla zieleni.

Czy to jest tak, że Pani – w przypadku proponowanej wycinki – interweniuje w innych komórkach ratusza?

Interweniuję, choć wolę systemowe, sprawdzone podejście do rozwiązywania problemów. Co prawda nowe nasadzenia nie przynoszą natychmiastowych efektów, ale w dłuższej perspektywie będą pełniły ważną rolę w ekosystemie miasta. Wydaje mi się, że najlepiej prowadzić jednakowe działania w całej stolicy. W Warszawie każde nowo zakupione drzewo musi spełniać standardy i być dostosowane do miejskich warunków. Na razie sprawą zajmuje się wiele podmiotów.

Dzielnicowi ogrodnicy, podlegający pod Zarząd Zieleni, wycinają drzewa tylko w przypadku, gdy nie ma innego wyjścia. Pamiętajmy, że urzędnik ponosi cywilną odpowiedzialność. Musimy uwzględnić przede wszystkim bezpieczeństwo warszawiaków i ich mienia. Uszkodzone drzewo może zagrażać nawet życiu. Aby minimalizować ryzyko wypadków potrzebny jest jednolity system zarządzania zielenią. Jeśli chodzi o sam rozwój terenów zieleni, mapujemy teraz wszystkie duże drzewa w stolicy. Mapa Koron Drzew ułatwi pielęgnację, planowanie inwestycji oraz pokaże, w której dzielnicy pokrycie jest najmniejsze. Tam zintensyfikujemy nasadzenia.

Do końca roku chcemy również wypracować standardy rzeczoznawcze, m.in. ocenę ryzyka. Zrobił to już kilkanaście lat temu Londyn. Od tego czasu udało im się uniknąć wypadku śmiertelnego. Być może uda się doprowadzić do zmiany ustawowej, która pozwoli oceniać drzewa nie na podstawie obwodu, a na podstawie wartości tego drzewa w środowisku naturalnym i miejskim. Dzisiaj podobnej wielkości drzewo w lesie oraz drzewo rosnące w centrum miasta „kosztuje” tyle samo. Do tego w obu przypadkach zdecydowanie za mało. A to wszystko przez Lex Szyszko. Od czasu tej ustawy mamy zdecydowany spadek opłat i kar za wycinki. Z ponad 20 do niecałych 4 milionów złotych. To pięć razy mniej środków na ochronę środowiska.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto