Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Filharmonia w pokoju

Andrzej Grzegrzółka
Muzyka dla Piotra Welca jest całym życiem. - Jesteśmy najbardziej wymagającą publicznością artystów - mówi o audiofilach. Dlatego ma sprzęt najwyższej klasy światowej
Muzyka dla Piotra Welca jest całym życiem. - Jesteśmy najbardziej wymagającą publicznością artystów - mówi o audiofilach. Dlatego ma sprzęt najwyższej klasy światowej fot. Marcin Obara
Według jednych pasjonaci muzyki. Według innych wariaci, którzy na sprzęt audio wydadzą ostatnią złotówkę. Kim są? Audiofilami czy audiomaniakami? W świat wielkich pieniędzy, niewiarygodnych dźwięków i miłości do muzyki przenoszą nas warszawscy audiofile

Późny październikowy wieczór, dom na Mokotowie. Rozparty na wygodnej skórzanej kanapie z kieliszkiem czerwonego wina w dłoni z uwagą obserwuję każdy ruch mojego gospodarza. - Głośniki są jak kobiety. Jak zdejmą spódniczkę, są naprawdę sexy - mówi pan Jacek, audiofil z ponad 30-letnim stażem. I jednym sprawnym ruchem zdjął front obudowy swoich głośników Thiel 3.7. Srebrne, błyszczące membrany potwierdzają jego słowa. Podróż po audiofilskim świecie nie zaczyna się w momencie naciśnięcia klawisza "play" na pilocie, lecz dużo wcześniej.

Autorytet z Mokotowa
Salon wypełnia muzyka. Kolekcja płyt zgromadzona w salonie grubo przekracza pół tysiąca, jest w czym wybierać. - Co pan lubi? - pyta mnie mój rozmówca. - Deep Purple - odpowiadam.

Najwyższej jakości sprzęt przenosi słuchacza w inny wymiar dźwięku. I choć pan Jacek słucha średnio półtorej godziny dziennie, widać, że za każdym razem muzyka zmienia go w wulkan emocji. - Bezsprzecznie kocham muzykę. Nigdy nie słucham jej jako dodatek, tło. Zawsze oddaję się jej bezgranicznie. Wyciągam się na kanapie i słucham. Tylko słucham - powtarza.

Wartość sprzętu zgromadzonego w domu pana Jacka może przyprawić o zawrót głowy. Dla zdecydowanej większości ludzi wydanie takich pieniędzy na dwa głośniki, odtwarzacz, wzmacniacz i parę kabli byłoby kompletnym wariactwem. Jednak dla prawdziwych audio-filów to kwoty, które nie robią aż tak dużego wrażenia jak na ludziach spoza branży. Zważywszy na to, że kilka warszawskich salonów hi-fi posiada w swojej ofercie parę kabli za 70 tys. zł, widać od razu, w jak specyficznym świecie się znajdujemy. - Dopiero po latach mogłem sobie pozwolić na sprzęt takiego formatu. To akcesoria najwyższej audiofilskiej klasy światowej. Do takiego poziomu dochodzi się latami - podkreśla pan Jacek.

Początki swojej pasji nazywa ze śmiechem prehistorią. - W liceum grałem na gitarze i miałem zamiar kupić wzmacniacz. Bezpośrednio przed kupnem w domu mojego kuzyna po raz pierwszy w życiu usłyszałem muzykę stereo. Słuchałem zarówno głośników, jak i przez słuchawki. To był ten moment. Zrezygnowałem ze wzmacniacza, zacząłem zbierać na sprzęt audio - opowiada. Pan Jacek na kompletowanie sprzętu przeznaczał wszystkie środki zarobione na Zachodzie. Nawet w najcięższym okresie lat 80. udało mu się pozostać wiernym swojej pasji. - Moi znajomi, którzy również jeździli na saksy, za zarobione pieniądze kupowali maluchy, a ja odkładałem na wyposażenie audio - uśmiecha się, spoglądając w stronę luksusowych głośników.

Gdy przygotowując materiał do reportażu, zapytałem w Hi-Fi Clubie przy ul. Kopernika, kto mógłby mnie wprowadzić w audiofilski świat, menedżer salonu z miejsca polecił mi pana Jacka. W warszawskim środowisku audiofilów jest on powszechnie uważany za autorytet.

- Bywam w prestiżowych miejscach. Sklepy i kluby zapraszają mnie na odsłuchy, prezentacje sprzętu. Jestem na Audio-show [coroczne wystawy sprzętu audio i kina domowego w Warszawie, w tym roku 7 i 8 listopada - red.] od kilkunastu lat. Obserwuję sprzęt, sądzę, że się na nim znam - mówi skromnie. W tle już Queen i absolutny szlagier "Bohemian Rhapsody". Jesteśmy na koncercie na Wembley A.D. 1986.

Audiofilskie objawienie
Muzyka jest dla Piotra Welca całym życiem. Wychowany na Abbie i Boney M, wprowadzony w "dojrzałość muzyczną" informacją o samobójczej śmierci Iana Curtisa, prawie pół życia przepracował w radiu. - Wychowałem się na audycjach Marka Wiernika i Piotra Kaczkowskiego. Oni zarazili mnie miłością do radia - mówi. Słuchanie rocka i muzyki nowej fali pozwoliło mu przejść przez okres najbardziej siermiężnej komuny, czasy stanu wojennego. - Niewiele ciekawych rzeczy można było wtedy robić.

Po przełomie 1989 r. mógł zacząć realizować swoje pasje. Na początek założył pierwsze pirackie radio we Wrocławiu. Później pracował w Radiu Eska, Zet i RMF FM. Swój audiofilizm datuje na końcówkę lat 90. - Kochałem radio, lubiłem rocka, więc spełniałem wszystkie wymogi na stanie się audiofilem - żartuje.

Po raz pierwszy Piotr Welc ze sprzętem audio wysokiej klasy spotkał się na imprezie u przyjaciela. Z głośników zabrzmiały jego ulubione kawałki, i było już po nim. - Usłyszałem moją ukochaną muzykę, która brzmiała tak, jak nigdy wcześniej. Znajomi skontaktowali mnie z klubem hi-fi na Kopernika i, tak jak każdy początkujący audiofil, zacząłem się uczyć słuchać. Uczyć się muzyki - mówi z przejęciem. - Przyniosłem płyty moich ulubionych wykonawców i, ku mojemu zaskoczeniu, większość z nich zabrzmiała koszmarnie. Większość mojej kolekcji była fatalnie nagrana. Sprzęt audiofilski obnaża wszystkie mankamenty nagrań.

W audio świat wchodził, słuchając swoich ulubionych wykonawców, których kawałki znał jak własną kieszeń. Wówczas, jak mówi, nasze zmysły rozpoznają każdy dźwięk. - Zaręczam, że wystarczy jeden raz usłyszeć swój ulubiony kawałek na wysokiej klasy sprzęcie i już się wpadło w wir audiofilskiej ekstazy - stwierdza poważnie.

Słuchanie muzyki porównuje z degustacją wina. Muzyka też ma swój smak, kolor i duszę. - Jak słuchałem piosenek Petera Gabriela czy Blue Nile, to odkrywałem je na nowo, doznawałem audiofilskiego objawienia. Zobaczyłem więcej, zrozumiałem dźwięk, a muzyka wychodziła poza ramy pokoju. Wszedłem w inny wymiar - opowiada z pasją. Każdy audiofil potrzebuje dobrego nauczyciela, ale jeszcze bardziej dobrego sprzętu. - Najbardziej podstawowy próg cenowy to 10 tys. zł - przyznaje. Wartość sprzętu Piotra Welca znacznie przekracza cenę dobrze wyposażonego samochodu klasy średniej.

- Akcesoria zużywają masę energii. To nie jest ekonomiczne ani ekologiczne hobby. Ten sprzęt lubi prąd, tak jak rock. Dlatego rzadko spoglądam na rachunki za prąd - uśmiecha się. Jednak według niego gra jest warta świeczki. - Sprzęt z najwyższej półki pozwala mi uzyskać informacje na temat tego, co kocham najbardziej: muzyki - uważa Piotr Welc.

Pan Grzegorz jest regularnym bywalcem salonu Top Hi-Fi na ul. Andersa. Mimo że bardzo często wyjeżdża służbowo z Warszawy, jak tylko dysponuje wolną chwilą w stolicy, przyjeżdża na Muranów sprawdzić aktualną ofertę salonu. Jest dobrym znajomym pracowników sklepu, czuje się tu jak u siebie.

Można taniej
- Pamiętam, jak kiedyś byłem w jednym z salonów sprawdzić kable. Sprzedawca powiedział mi, że do takiego sprzętu jak mój - w domyśle tak słabego - kabli nie ma - opowiada oburzony.- Bezczelnie dodał też, że powinienem jak najszybciej pozbyć się go i zainwestować minimum 30 tys. zł w nowy. Powiedział to o głośnikach za 15 tys. zł! - nie kryje zdenerwowania pan Grzegorz. - W Top Hi-Fi nigdy nie spotkałoby mnie coś takiego. Tu wiedzą, że nie kasa jest w tym wszystkim najważniejsza.

W jego przypadku audio-filska pasja również zaczęła się nagle. Przyszły audiofil był zainteresowany kupnem zestawu muzycznego, jednak nie planował wydać więcej niż dwa tysiące złotych. - To było mniej więcej dziesięć lat temu. Przed zakupem kolega zabrał mnie na odsłuch i wpadłem - opowiada. - Podejrzewam, że nie powiem nic oryginalnego: tak jak większość audiofilów zaraziłem się nagle. Wystarczy chwila, zupełnie inne dźwięki, akordy, głębia. Po minucie wiedziałem, że jeżeli nie wyjdę, to będę musiał mieć coś takiego w domu - przyznaje pół żartem, pół serio.

Pan Grzegorz jest typem audiofila, który ma stosunkowo sztywną granicę wydatków na wyposażenie audio. Uważa, że można skompletować idealnie grający zestaw, nie wydając absurdalnie wysokich kwot. Pozostaje tylko pytanie: co dla kogo jest wysoką kwotą?

- Mój muzyczny garnitur firmy Denon jest wart 20 tys. zł i naprawdę nie mam się czego wstydzić. Testowałem, badałem, jeździłem na odsłuchy. Poświęciłem dużo czasu, ale zaoszczędziłem co najmniej dwukrotnie - mówi. Właśnie takie poszukiwania są, w jego ocenie, esencją audiofilizmu.

- Nie sztuką jest wydać 70 tys. zł. Sztuką jest zapłacić dwa razy mniej i uzyskać ten sam, a nawet lepszy efekt. Prawdziwy audiofil nie zadowala się gotowymi rozwiązaniami. Moim zdaniem inwestowanie w sprzęt olbrzymich kwot jest zupełnie bezcelowe - mówi. Dodaje jednak, że zrozumienie najbardziej wyrafinowanych form muzycznych, czyli klasyki i jazzu, wymaga dobrego sprzętu. - Na zestawie hipermarketowym to po prostu niemożliwe - twierdzi pan Grzegorz.

W niebie dźwięku
Electrocompaniet, Lyra, Mc-Intosh, Thiel, VTL, Wilson Benesch to marki nic niemówiące zwykłemu zjadaczowi chleba. Dla audiofilów każda z tych firm to osobna historia, gatunek brzmienia, wymiar dźwięku i osobiste emocje. Za odpowiednie pieniądze.

- Para kabli może kosztować 70 tys. zł. Czasami nawet więcej - opowiada Krzysztof Nercz, menedżer salonu Top Hi-Fi. - Te z najwyższej półki produkowane są z miedzi, srebra, a nawet ze złota czy platyny. Cena najdroższego kompletu, który można u nas kupić, przekracza półtora miliona złotych - mówi.

Ceny wydają się astronomiczne, ale nie dla wszystkich. W salonie Krzysztofa Nercza zakupy za ponad 50 tys. zł nie są niczym niespotykanym. Jednak raz i on był zaskoczony. - Pewnego dnia odwiedził nas niepozorny obcokrajowiec, który kupił sprzęt za okrągły milion. Wtedy byłem zszokowany - opowiada.

- Co najdroższego możemy zaoferować naszym klientom? Sky is the limit! Jednak sprzęt powyżej 500 tys. zł sprzedajemy okazjonalnie - zaznacza Paweł Wiercioch, menedżer Hi-Fi Club, centralnego miejsca na mapie warszawskich audiofilów. Jego salon umożliwia swoim zaufanym klubowiczom nie tylko zakup sprzętu. - Jeżeli okaże się, że klient zapragnie zmienić swój sprzęt na lepszy, przyjmujemy stary w rozliczeniu, a on dopłaca tylko różnicę - mówi Paweł Wiercioch.

Jemu także przytrafiła się historia, która mogłaby posłużyć za scenariusz do filmu. - W Wigilię 2005 roku do sklepu przyjechał klient. Był chyba jedyną osobą, która tego dnia pojawiła się w salonie. Mówiąc szczerze, było już po godz. 16, miałem za chwilę zamykać - mówi. Jak się później okazało, klient kupił wyposażenie za prawie pół miliona złotych. - To bardzo znana postać, z pierwszych stron gazet. Nie pozostawało nam nic innego, jak jechać na lotnisko i spakować nowy komplet do jego prywatnego odrzutowca. Poleciał do Monachium - kończy z uśmiechem.

Zbliżyć się do ideału
Niektórzy audiofilów utożsamiają raczej z audiomaniakami niż z prawdziwymi pasjonatami i znawcami muzyki. I mimo że to skojarzenie nie ma odzwierciedlenia w rzeczywistości, to jednak nie tak do końca jest to pogląd nietrafiony. Każdy audiofil ma swój indywidualny wzór idealnego brzmienia, do osiągnięcia którego dąży. Sęk w tym, że najczęściej uzyskanie ideału jest utopią. - Sprzęt daje wiele radości, satysfakcji, poprawia nastrój. Lecz może zniewolić - mówi pan Jacek. - To prawda, wśród audiofilów znajdzie pan ludzi opętanych - dodaje Piotr Welc.

- Byłem w stadium głębokiej "choroby". Zapomniałem o muzyce, zacząłem słuchać sprzętu. Kupowałem i goniłem za idealnym dźwiękiem - opowiada pan Jacek. - Zawsze sądziłem, że jestem racjonalistą. Myślę rzeczowo, trzeźwo i sensownie. Niestety, jestem też estetą. Jeżeli więc sprzęt nie dość, że grał bosko, to jeszcze wyglądał nieziemsko - leżałem na łopatkach. Audiofilski nałóg kupowania wygrywał - mówi.

Zrozumieć stan, o którym mówi pan Jacek, mogą tylko inni audiofile, którzy tak samo jak on zdiagnozowali i opanowali swój nałóg. - Czasami odczuwam ukłucie zazdrości, gdy odwiedzam znajomego i słyszę - albo wydaje mi się, że słyszę - że jego sprzęt gra lepiej, więcej - mówi Piotr Welc. Jego zdaniem zazdrość jest jednym z budulców audiomaniactwa.

Jednakże on czuje się odporny. - Przeszedłem długą drogę. Teraz patrzę na to chłodniej i bardziej zdroworozsądkowo - mówi tajemniczo. - Znam audiofilów żyjących życiem pustelniczym. Potracili rodziny, wybrali histeryczną pogoń za sprzętem, stracili kontakt z rzeczywistością. Można dostrzec takie osoby, gdy snują się jak zombi na Audioshow. Współczuję im.

- Maniaków jest sporo. Latami ciułają kasę na np. kable - uważa pan Grzegorz, który szybko uzupełnia, że sam też złapał się na tym, że słuchał, aby kupić. - Słuchałem tygodniami i byłem kompletnie wyczerpany. Wsłuchiwałem się w najdrobniejsze szmery. W pewnym momencie znienawidziłem muzykę - przyznaje.

Żonie tego nie powiemy
Najczęstsza wsypa: paragon albo faktura w kieszeni spodni, które właśnie wylądowały w praniu. Część audiofilów na własnej skórze doświadczyła przykrych konsekwencji swojej nieroztropności. W tym świecie obowiązują twarde zasady konspiracji.

- Niektórzy z moich kolegów mówią żonom, że kupili kable za 300 zł. Tymczasem zapłacili ponad 3 tys. zł. Rzecz jasna, solidarnie zatrzymujemy dla siebie tajemnice kolegów. Solidarnie też oszukujemy - mówi pan Grzegorz. W środowisku warszawskich audiofilów krążą setki anegdot na temat tego, jak najlepiej "rolować" żony. Nie brakuje również tych o wpadkach mężów. - Jeden z moich klientów miał gramofon za 20 tys. zł. Podczas imprezy jego żona wylała na niego przypadkiem drink. Widząc, że z każdą minutą jest w coraz gorszym stanie nerwowym, powiedziała: "Uspokój się, oddam ci te dwa tysiące i kupisz sobie nowy" - opowiada z rozbawieniem Paweł Wiercioch.

- Wśród moich znajomych ceny za sprzęt, szczególnie ten za kilkadziesiąt tysięcy złotych, nie są podawane najbliższym w złotówkach, tylko w funtach. Jeden ze znajomych lekarzy na pytanie żony, ile coś kosztowało, zwykł odpowiadać "cztery tysiące, kochanie". Bez "złotych" - śmieje się Piotr Welc. - Uważam, że to dobry zabieg. Nie warto otwierać nowego pola do konfliktów. Ciężko byłoby wytłumaczyć komukolwiek, że za parę kabli zapłaciliśmy 20 tys. zł, tym bardziej że to tylko "zwykły drut" - dodaje. - Jeden z naszych stałych klubowiczów jest "opodatkowany" przez żonę. Z każdego jego zakupu ona dostaje dziesięć procent. Dzięki temu jest nadal miło i przyjemnie - uśmiecha się Paweł Wiercioch.

- Ostatnio odkryłem bardzo dobry sklep z płytami winylowymi w Gdańsku. Chociaż obiecałem sobie, że nie kupię już nic do końca roku, nie wytrzymałem. Powiedziałem sprzedającemu, że będę musiał ten zakup ukryć przed żoną, a on na to: "Proszę pana, tu nie ma innych klientów, tylko tacy, którzy nie mówią żonom o swoich zakupach" - kończy pan Grzegorz.

Audioartyści
Audiofile przenoszą do domu La Scalę, atmosferę z Opera House w Sydney, klimat prosto z Broadwayu. To ich pasja. Na swój sposób wydają się artystami. - Audiofile są recenzentami i najbardziej wymagającą publicznością artystów. Stoimy na straży wysokiej jakości nagrań, tego, by producenci nie odwalali fuszerki po prostu. Czy to się komuś podoba, czy nie, jesteśmy de facto awangardą słuchania - mówi Piotr Welc.

- Często spotykamy się z żonami audiofilów. Przekonujemy je, że ten nałóg jest jednym z najbezpieczniejszych dla rodziny - tłumaczy Paweł Wiercioch. - Zatrzymuje mężów w domu. Nie chodzą do kasyna, do kolegów. Są z rodziną, która może słuchać i relaksować się razem z nim. Audiofilom chodzi o szerzenie świadomości muzycznej.

Od audiofilów o muzyce i sprzęcie dużo mógłby się dowiedzieć niejeden kompozytor, wykonawca czy konstruktor. Każdy z nich kocha muzykę i sprzęt. Totalnie i wiecznie. - Bezkrytyczny audiofilizm zaleczyłem. Nie oznacza to jednak, że już nigdy nie wymienię sprzętu. Ale teraz już wiem, czego od niego oczekuję i ile zapłacę. Na pewno dwa razy tyle, ile założę na wstępie - kończy pan Jacek.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto