Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Food trucki w natarciu. Tu liczy się jakość i zadowolenie klienta

Przemysław Ziemichód
Food trucki w natarciu. Tu liczy się jakość i zadowolenie klienta
Food trucki w natarciu. Tu liczy się jakość i zadowolenie klienta Szymon Starnawski / Polska Press
Mobilne gastronomie zawładnęły kulinarnym gustem Polaków. Nic dziwnego. By utrzymać się na trudnym rynku, foodtruckowcy nie mogą pozwolić sobie na bylejakość i przeciętne produkty. Być może, to właśnie dlatego kolejki do mobilnych jadłobusów z roku na rok się wydłużają?

Nie tylko burgery i zapiekanki
Nawet ci, których nie interesuje rynek gastronomiczny, nie mogli nie zauważyć przetaczającej się przez Polskę foodtruckowej rewolucji. W ciągu zaledwie kilku lat brzydkie budki z hamburgerami drugiego sortu zastąpiły profesjonalne wyglądające mobilne bary, przygotowujące specjały z całego świata. Dziś na imprezach takich jak warszawskie “Żarcie na kółkach” spotyka się nawet kilkadziesiąt mobilnych gastronomii z całego kraju.

Znajdziemy w nich praktycznie wszystko, czego tylko może zamarzyć sobie koneser dobrego jedzenia - od aromatycznej porannej kawy, przez zupy, makarony i burgery, kończąc na wymyślnych deserach. Na rynku mobilnych gastronomii nie brakuje także takich, którzy zaryzykowali całkiem sporo, próbując przebić się z oryginalnym pomysłem. Pan Baton postawił na smażone batony, a założony w Krakowie Pan Kasztan wskrzesza dawno zapomniany uliczny przysmak. - Kasztany były sprzedawane w większości miast Polski, ale Kraków z kasztanów słyną. Próbujemy przywrócić tradycje, która w momencie swojego powstawania nie była przecież tradycją polską. To tak jakby ktoś za sto lat chciał przywrócić w Polsce sushi. Jest to duże wyzwanie - wyznaje Marcin Gołąbek, współtwórca foodtrucka, maroniarz (czyli sprzedawca kasztanów) i pasjonat ulicznej gastronomii.

Jak tłumaczy, nie każdy kasztan jest tak samo dobry. Najlepsze są te z hiszpańskiej Galicji. Najbardziej znane, francuskie są gorzkie, zaś te z Chin nie mają kompletnie smaku. Maroniarze z “Pana Kasztana” ściągali już kasztany z Włoch, Gruzji, Hiszpanii, a nawet Chile. By móc zapewnić sobie płynność sprzedaży “Pan Kasztan” musi dokonywać zakupu surowców z wyprzedzeniem. Ci, którzy oparli swój biznes na kilku rodzajach produktów mają nieco łatwiej. Choć i w tym przypadku nie ma mowy o kompromisach. Za przykład niech posłuży historia “Momo - smak”.

Zostaw bar, kup foodtrucka
Tybetańskie pierożki to przysmak, który jeszcze niedawno był nad Wisłą kompletnie nieznany. Dziś gotowane na parze, nadziewane ciasto jest hitem każdej imprezy foodtruckowej. Są smaczne, lekkie, a ze względu na sposób ich podawania dość widowiskowe. Buchająca wewnątrz bambusowych koszyczków para przyciąga. - Nasze pierogi są jeszcze mało znane w Polsce, choć koszyczki zawsze zaciekawiają klientów - wyznaje Jacek Mazut, twórca “Momo-smak”.

Mimo iż dziś twórcy orientalnych pierożków mogą narzekać co najwyżej na nadmiar gości, rynek nie zawsze był dla nich tak łaskawy. -Zaczęliśmy od lokalu na Woli. Kompletnie nam nie szło. Ludzie nie byli zainteresowani pierogami, a raczej czymś innym - tu Jacek Mazut wykonuje znaczący gest, uderzając kantem dłoni o szyje i dodaje, że przełomem okazała się przypadkowa rozmowa z właścicielami jednego ze stołecznych foodtrucków. - Powiedzieli “dajcie sobie spokój z tym barem”, kupcie foodtrucka będziecie zarabiać kasę. Szwagier znalazł małą, brzydką przyczepę aż w Krakowie. Ledwo dojechała do Warszawy. Znaleźliśmy miejsce przy Domaniewskiej i odżyliśmy. Przez 2 sezony zarobiliśmy na lokal przy Wałbrzyskiej. - opowiada twórca “Momo - smaku”.

Pierogi, które odmieniły życie Hanny Lis
To, co najbardziej przyciąga do gotowanych na parze specjałów, to ich orientalny i niespotykany w wielu miejscach smak, który pierogi zawdzięczają oryginalnym składnikom. - Mamy pierogi z kiy, warzywem tybetańskim. Nigdzie pan tego nie dostanie, tylko u nas. Hanna Lis, gdy je zjadła napisała na Facebooku, że odmieniły jej życie. - twierdzi Jacek Mazut. Co tak bardzo poruszyło znaną telewizyjną prezenterkę? Być może konsekwencja, z jaką foodtruck przygotowuje swoje pierogi. Nie ma tu miejsca na kompromisy. Jeśli koszyczek, to tylko bambusowy, jeśli farsz to tylko oryginalny, jeśli kucharz, to Tybetańczyk. Wyjątek Momo-smak zrobił tylko dla mięsa jaka, które, choć bardzo popularne w Tybecie, w Europie jest niemal niedostępne. Czasem tak daleko idący perfekcjonizm może skutecznie utrudniać codzienną działalność. Widać to na przykładzie wiecznie znikających bambusowych koszyczków. - Ludzie przeważnie ich nie oddają. Byliśmy kiedyś w Kaliszu z małym foodtruckiem. Nie zdążyliśmy się dobrze otworzyć, a w kolejce stało już sto osób. Sprzedaliśmy wtedy około 500 porcji. Miałem karton nowiutkich koszyków, 50 sztuk. Ani jeden koszyk nie wrócił. - przyznaje ze smutkiem Jacek Mazut.

Pasjonatów pokroju Pana Kasztana czy Momo-smaku na rynku nie brakuje. Często to właśnie takie uliczne gastronomie edukują nas w zakresie nowych smaków i dań do tej pory nad Wisłą nieznanych. Tak więc, gdy następnym razem, na muzycznym festiwalu lub imprezie masowej miniecie niepozornie wyglądający wózeczek lub kolorowy busik warto dobrze mu się przyjrzeć. Być może, właśnie patrzycie na kolejny przyczółek foodtrackowej rewolucji?


Jeśli jesteś zainteresowany patronatem naszemiasto.pl – napisz pod adres [email protected]
Jeśli chciałbyś zrobić projekt niestandardowy z naszemiasto.pl – napisz pod adres [email protected]


emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto