18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Reżyser "Imagine" Andrzej Jakimowski: Niewidomi uczą, jak radzić sobie ze światem [WYWIAD]

Marek Szymaniak
"Imagine" film reż. Andrzej Jakimowski - Wywiad
"Imagine" film reż. Andrzej Jakimowski - Wywiad Materiały prasowe Kino Świat
O filmie "Imagine", który 12 kwietnia wchodzi na ekrany polskich kin, z reżyserem Andrzejem Jakimowskim, twórcą popularnych "Zmruż oczy" i "Sztuczek".

Imagine - Andrzej Jakimowski - Wywiad z reżyserem

Marek Szymaniak: Widział Pan „Niewidzialną wystawę” w Warszawie?

Andrzej Jakimowski: Nie widziałem, ale o niej słyszałem. Mieliśmy taki epizod, kiedy Edward Hogg przygotowywał się do roli to Alejandro Navas (niewidomy instruktor echolokacji – red.) zaprowadził go do restauracji, w której wszystko odbywa się po ciemku. Jej goście nic nie widzą, bo jest tam całkowita ciemność. To bardzo ciekawe i potrzebne eksperymenty. Warto je robić.

Zobacz koniecznie: Kasia Rosłaniec: Dziecko to nie dodatek do sukienki. Nie może być lekiem na samotność [WYWIAD]

A skąd pomysł, aby bohaterami filmu byli niewidomi?
To wbrew pozorom bardzo filmowy temat. Wiele możemy nauczyć się od niewidomych. Ich postawa pokazuje, że można radzić sobie ze światem niezależnie od tego, jaki on dla nas jest. To bardzo pouczające.

Co Pana zainspirowało do stworzenia „Imagine”?
Spotkałem wielu niewidomych i wielu z nich jest bardzo aktywnych. Przykładowo nasz konsultant Tomasz Strzemiński założył Fundację Audiodeskrypcja. Jest niewidomy, a świetnie sobie radzi. Dużo podróżuje. Jest wiele podobnych przykładów żywych ludzi, których postawa może uczyć hartu ducha i bystrości w obserwacji świata. Oczywiście im także zdarzają się potknięcia, podobnie jak widzącym.

Opowiadana historia jest prawdziwa?
To przede wszystkim film o uczuciach i o związku kobiety i mężczyzny. Opowiada o wzajemnym poznawaniu się i o poznawaniu świata dookoła. Sama historia fabularna nie jest zaczerpnięta z faktów, ale problemy z jakimi zmaga się Ian, główny bohater i filmowy instruktor echolokacji nie są fikcją, bo osoby, które stosują tę metodę również spotykają się z krytyką i niedowierzaniem. Taką postacią w Polsce jest Henryk Wereda, który nie widzi, a uczy orientacji w przestrzeni. Więc film wynika z życia, co sam bardzo lubię. Dlatego często kręcę bez inscenizacji, na ulicy w naturalnych środowiskach z prawdziwymi przechodniami. Podobnie jest z grającymi w filmie dziećmi. Żadne z nich nie grało wcześniej w filmie. Są niewidome i tutaj nie ma żadnego udawania. Wszystko jest do bólu prawdziwe.

Trudno opowiedzieć o świecie niewidomych obrazem?
Kino zawsze pokazuje tylko wybrane fragmenty świata, który ożywa dopiero w naszej głowie. To nasza wyobraźnia powołuje go do życia na ekranie. Pokazanie świata od strony niewidomych, a więc postrzeganego bardzo fragmentarycznie, niejako przez dziurkę od klucza działa szczególnie na wyobraźnię i dlatego uważam, że jest bardzo filmowe

Dlatego zdecydował się Pan na wąskie i ciasne kadry?

To jest ta fragmentaryczność. Przyjęliśmy punkt widzenia niewidomych, którzy mają tylko część informacji o rzeczywistości. W pewnym stopniu oddajemy to zawężając kadry, bo dzięki temu widzowie też mają ograniczone pole widzenia. Widzimy w filmie tyle ile niewidomi są w stanie sobie wyobrazić. Potem sprawdzamy, czy te wyobrażenia są trafne. To jest temat filmu. Zderzenie wyobraźni z rzeczywistością

Czym jest echolokacja, której uczy główny bohater Ian?
Echolokacja jest jednym z wątków filmu. Nie jest główną rzeczą, której uczy Ian, bo on przede wszystkim stara się nauczyć myśleć i jak domyśleć się tego, co jest dookoła niewidomych. Sama metoda echolokacji polega na wydawaniu dźwięków np. na kląskaniu i odbieraniu ich po odbiciu od przedmiotów. Dźwięki odbijając się od świata, który nas otacza tworzą jego obraz, który jest podobny do tego, co widzą zdrowe osoby. W mózgu doświadczonego echolokatora aktywizują się te części, które odpowiadają za widzenie. Wszystko działa na tej samej zasadzie co wzrok, który pozwala nam odczytać odbijające się światło.

Czytaj także: Mela Koteluk: Prowadziłam pamiętnik. To z niego wytrąciłam pierwsze teksty piosenek [WYWIAD]

Niestety sama nauka echolokacji nie jest łatwa.
Wymaga dużej zręczności. Wiele osób może się łatwo sfrustrować. Henryk Wereda twierdzi, że nie wszyscy mogą się jej nauczyć. Osoby, które ją opanują nie widzą kolorów. Jest im trudniej dostrzec przedmioty znajdujące się przy ziemi. Natomiast łatwiej te na wysokości twarzy. Nie widzą szczegółów.

Ta umiejętność pomaga tez budować charakter?
Pokonywanie trudności wzmacnia charakter. Tak jest z głównym bohaterem „Imagine”, który przekazuje tę siłę swoim pacjentom. Uczy ich, aby z podniesioną głową przyjmować trudności i nie poddawać się.

Ta metoda powinna być szerzej stosowana?
Warto się z nią zapoznać. Zresztą zauważyłem, że wielu niewidomych intuicyjnie albo nieświadomie używa dźwięków do echolokacji np. spodziewając się przeszkody, potrafi odruchowo klasnąć dłońmi. Ten dźwięk potwierdza czy w pobliżu jest przeszkoda.

Dobrą drogą może być połączenie metody tradycyjnej z echolokacją.
Tak robi Alejandro Navas, który uczył naszego aktora roli. Uderza końcem laski o chodnik i ten dźwięk daje odbicie z w okolicy, gdzie można spodziewać się przeszkody, np. krawężnika.

Dlaczego wybrał Pan zagranicznych aktorów?

To były moje wymarzone typy. Edward Hogg to jeden z największych talentów na świecie. Widząc jak on pracuje jestem przekonany, że stworzy wielkie kreacje. Dla niego to też był ambitny projekt, w który bardzo się wkręcił. Podobnie jest z Aleksandrą Marią Larą, która zagrała osobę wycofaną, niechętną światu. A chwilę później potrafiła rozkwitnąć, pokazać dużo kobiecości i uroku, gdy kokietuje facetów.

Przeczytaj: Film "Być jak Kazimierz Deyna" to kino familijne z przekleństwami [WYWIAD]

A dlaczego akurat Lizbona?
To miasto bardzo mocno tkwi w tej historii. Została tam wymyślona. Długo szukaliśmy odpowiedniego baru, a kiedy wreszcie go znaleźliśmy okazało się, że już w nim byłem. Poza tym jestem przywiązany do Lizbony. To moje podwórko. Chciałem przybliżyć ten świat widzom, zwłaszcza w takich chłodnych regionach jak nasze.

Film powstał od razu w języku angielskim.
Angielskie dialogi były koniecznością w tym filmie, ponieważ jest on koprodukcją międzynarodową. Ma to dobre strony, bo może w niektórych krajach uda nam się uniknąć dubbingu, co niestety często spotykało mój poprzedni film – „Sztuczki”. Zdecydowanie wolę, gdy moi aktorzy mówią swoim głosem nawet jeśli nie po polsku.

Jak wyglądały przygotowania do roli?
Edward Hogg przygotowywał się samodzielnie. Przyjeżdżał do niego Alejandro Navas, echolokujący niewidomy, który uczył go poruszania się z zawiązanymi oczami. Edward nauczył się tez hartu ducha. Natomiast Aleksandra spotykała się z dziewczyną, która straciła wzrok już jako dorosła osoba. Jej doświadczenia osobiste wpłynęły na zbudowanie roli od strony psychicznej. Było to bardzo istotne, aby wiedzieć jak czuje się osoba, która tracąc wzrok straciła też ukochanego.

Czy dziecięcy aktorzy w „Imagine” są faktycznie niewidome?
Tak. Pochodzą z różnych krajów. Szukaliśmy ich na całym świecie, a znaleźliśmy w Wielkiej Brytanii, Francji i w samej Lizbonie. Nie miały przygotowania aktorskiego. Nigdy wcześniej nie grały w filmie.

Często w Pańskich filmach grają naturszczycy. Dlaczego?
Wnoszą bezwzględny autentyzm i prawdę. Niczego nie grają. Są tacy, jacy są naprawdę. To bardzo cenna wartość, która podnosi poprzeczkę aktorom. Naturszczyków znajduje się przypadkiem. Czasem zaczepiam kogoś na ulicy, a czasem znajomi kogoś polecają. Wystarczy dobrze ich poprowadzić i stworzyć warunki, aby nie musieli nikogo udawać.

Ten film może uczyć zdrowych jak dostrzegać świat dźwięków?
Nie tylko możemy uczyć się od niewidomych jak analizować dźwięk, ale w ogóle możemy nauczyć się dużo więcej np. jak rozumieć świat. Oni mogą zrozumieć świat bez oglądania go i mają na to swoje sposoby, a my możemy z tego czerpać. Nie tylko uczyć się słuchania, ale też rozumienia i myślenia.

Czy w ten sposób możemy poczuć się jak niewidomi i poznać ich świat?
Chciałbym, aby tak było, bo to bardzo interesująca perspektywa. Jeśli dobrze zrozumiemy jak wygląda świat niewidomych to zrozumiemy, że sami niewiele widzimy. Jeśli porównamy, co oni wiedzą, a co my wiemy, to okaże się, że niewiele więcej. Wzrok pozwala nam przeglądać obrazki na Facebooku, ale rzeczy głębsze dalej są niedostrzegalne.

Niewidomi mogą więc żyć pełnym życiem, jak zdrowi.

To bardzo częste, że niewidomi mają bardzo bogate życie duchowe. Mają głębokie i udane związki, cieszą się wieloma przyjaciółmi. Mają satysfakcję z tego co robią. To bardzo pouczające.

Żyją w wyobrażonym, pięknym świecie, ale czy on jest prawdziwy?

Zobacz także: Beata Pawlikowska: Samotna wyprawa to randka z samym sobą [WYWIAD, ZDJĘCIA]

A czy my widzimy prawdziwy świat? Nie widzimy nawet układu słonecznego, tylko wyobrażamy go sobie. To tylko model w naszej głowie. Przecież wedle tego, co widzimy to Słonce krąży wokół Ziemi. To wyobraźnia pozwala nam poznać prawdę.

Dźwiękom w filmie towarzyszy muzyka z nieszablonowych instrumentów.
Zależało nam na tym, aby muzyka była oryginalna i nieznana widzom z innych produkcji. Szukaliśmy głębokich i delikatnych brzmień, aby dodatkowo pobudzać wyobraźnię. Wykorzystaliśmy przypominający UFO Hang drum oraz Vioarę, czyli rumuński instrument smyczkowy. Podobnie było w „Sztuczkach”, gdzie wykorzystaliśmy Du Duk.

Dlaczego w Pana filmach jest zawsze dużo słońca?
To był jeden z powodów, dla których wybraliśmy Lizbonę. Światło ma dla mnie duchową wartość. Chciałbym pokazać ludziom trochę słońca, bo sam lubię w takim ciepłym świecie przebywać.

Dobór planów związany jest z Pana żoną, której zadedykowany jest „Imagine”.
Kluczową decyzją jest wybór obiektów, gdzie będziemy kręcić. Często sama podsuwa mi takie miejsca tak było z Pełelami w „Zmruż oczy”. Jej podpowiedzi są bardzo istotne, bo wpływają na zdjęcia.

Film jest też ku pamięci Bena Underwooda.
Ben Underwood był niewidomym i posługiwał się echolokacją. Doskonale widział kształty i potrafił odróżnić nawet jadące ulicą samochody. Bez problemu jeździł też rowerem, czy grał w koszykówkę. Kiedy byłem w trakcie pisania scenariusza przeczytałem o nim artykuł i zdałem sobie sprawę, że on duchowo bardzo podobny do mojego bohatera Iana. To bardzo mnie wzruszyło, że żył taki człowiek. To był wspaniały chłopak, który mimo tragicznego życia żył z podniesioną głową. Od takich ludzi możemy się uczyć i to ważne, że oni istnieją na prawdę.

Całym procesem tworzenia filmu od scenariusza, poprzez reżyserię aż do produkcji zajmuje się Pan sam.
To dla mnie jedyna dobra droga. Uprawiam typ kina niezależnego. Sam decyduje, o czym chce opowiadać i dla kogo. Trudno robić osobiste filmy na zamówienie, gdzie wiele osób ma na nie wpływ. A wtedy efekt nie będzie taki jak chce, bo podlega kompromisom. U mnie nie ma na nie miejsca.

To wpływa na czas jak długo robi Pan filmy?

Najwięcej czasu pochłania tworzenie scenariusza. Trzeba też zabrać fundusze. Wszystko przeciąga się w czasie, ale mi to odpowiada. Nie ma dla mnie znaczenia ile w życiu zrobię filmów, ale jakie one będą już tak.

W poprzednich filmach „Zmruż oczy” i „Sztuczkach” są rzeczy piękne, drobiazgi, których nie dostrzegamy. Widzi Pan więcej niż inni?

Zobacz: Kuczok: Przeciskam się przez szczeliny, aby się zresetować. Pod ziemią rodzę się na nowo [WYWIAD]

Jestem z natury nastawiony na obserwację i spostrzegawczość. Te umiejętności może wyćwiczyć każdy. Wystarczy skoncentrować się i skupić na tym, co może być nam potrzebne w scenariuszu, a potem w filmie.

Jak udaje się Panu tworzyć kino uniwersalne, które bez problemu odczytują też zagraniczni widzowie?
Mam to szczęście, że mam wiernych widzów nie tylko w Polsce. To bardzo komfortowa sytuacja. Mój poprzedni film „Sztuczki” zobaczyło bardzo wielu widzów zagranicą. Dlatego też tym razem zdecydowałem się na międzynarodową koprodukcję. Nie tworzę filmów pod widza zagranicznego, czy polskiego, ale raczej dla przyjaciół i bliskich. Tak się składa, że filmy trafiają do większej ilości ludzi. Są to osoby, które doceniają ich autentyczność i zawartą w nich prawdę.

Jakie ma Pan plany na przyszłość?
Nie lubię zapeszać i mówić o tym, co robię, ale ostatnio dużo podróżuję między Piasecznem a stolicą. Zainteresowała mnie podmiejska Warszawa. Być może Pyry, czy Mysiało, obok których mieszkam będą tematem mojego nowego filmu.

Dziękuję za rozmowę!

Andrzej Jakimowski - jest Warszawiakiem. Debiutował filmem fabularnym “Zmruż oczy”, który zdobył cztery Orły w 2004(m.in. za najlepszą reżuserię, film i scenariusz) Polskiej Akademii Filmowej, a także główną nagrodę festiwali w San Francisco i Soczi. Drugi film Andrzeja Jakimowskiego to “Sztuczki”. Obraz zdobył ponad 30 nagród, a wśród nich Europa Cinemas Label dla najlepszego europejskiego filmu, czy Laterna Magica na Festiwalu w Wenecji.

Czytaj także: Relacja prosto z wojennego piekła. Anna Wojtacha pod ostrzałem naszych pytań [WYWIAD]

“Sztuczki” doceniło też jury przyznające Złote Lwy i Orły. Produkcję sprzedano do ponad 70 krajów, a w 40 wszedł do dystrybucji kinowej. W 2009 roku był polskim kandydatem do Oscara.

Nowy film “Imagine” w reżyserii Jakimowskiego otwierał Warszawski Festiwal Filmowy 2012.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto