Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"Ciemna strona miasta". Patryk Vega o groźnych przestępcach i pracy stołecznej policji [WYWIAD]

Ewa Jankowska
"Ciemna strona miasta". Patryk Vega o groźnych przestępcach i pracy stołecznej policji [WYWIAD]
"Ciemna strona miasta". Patryk Vega o groźnych przestępcach i pracy stołecznej policji [WYWIAD] materiały prasowe
Z policjantami na służbie wypijał litry wódki. Na jego oczach najtwardsi przestępcy zalewali się łzami z poczucia bezradności. Rozmawiał z 21-letnimi prostytutkami o twarzach jak anioł, które "widziały w życiu wszystko"... O ciemnej stronie Warszawy - nocnych klubach, pseudo kibicach Legii i pracy stołecznej policji opowiada twórca "Pitbulla" i serialu "Ciemna strona miasta", Patryk Vega.

Wiosną na antenę kanału Polsat Play trafił serial dokumentalny Patryka Vegi pt. "Ciemna strona miasta". Opowiada o pracy stołecznej policji z perspektywy policjantów oraz przestępców. Widzowie mogą na własne oczy zobaczyć, jak wyglądają autentyczne aresztowania, policyjne śledztwa, prowokacje oraz pościgi.

W rozmowie z Naszym Miastem Patryk Vega opowiada o pracy nad serialem, o najbardziej wstrząsających scenach, jakich był świadkiem, o policjantach, przestępcach i tej najciemniejszej stronie Warszawy. A także o sobie - dziwaku z burzliwą przeszłością, który od kilku lat mieszka w jednej z najbezpieczniejszych dzielnic Warszawy, ma żonę, dziecko i Yorkshire Teriera, z którym o 22 wychodzi na spacer, po czym grzecznie wraca do domu.

Ewa Jankowska: W 12 odcinkach pokazujesz pracę stołecznej policji. Czy to jest taka policja jak z filmu Wojtka Smarzowskiego?
Patryk Vega: Nie widziałem „Drogówki”, więc nic nie mogę powiedzieć. Ale moi znajomi policjanci widzieli i uważają, że tak wyglądała policja, ale w latach 90. Teraz jest zupełnie inaczej. Miałem okazję obserwować tę przemianę i już nie jest tak jak za czasów „Prawdziwych psów”.

To znaczy jak?
Kręcąc „Prawdziwe psy, wchodziłem do Komendy stołecznej z torbami wypełnionymi butelkami wódki, które wypijaliśmy na oczach naczelników. Pijani jechaliśmy samochodami na imprezy do agencji towarzyskich, albo na miejsca zbrodni. Policjanci w trakcie przesłuchań robili rzeczy, które od razu musiałem kasować, by nie wpadły w niepowołane ręce, bo wszyscy poszliby siedzieć. Ale to wszystko soft. W ciągu 3 lat kręcenia „Prawdziwych psów”i „Taśm grozy” uczestniczyłem w kilku naprawdę złych rzeczach. I nie sądzę, bym kiedykolwiek chciał o tym opowiedzieć. Bywały też historie surrealistyczne. W jednej z polskich komend, imprezującym przed wigilią policjantom nie chciało się przesłuchiwać mordercy. Zostałem z nim sam na sam i rozmawialiśmy przez 4 godziny, podczas których przyznał mi się przed kamerą do popełnienia morderstwa, chociaż wcześniej nie powiedział tego prokuratorowi. Później byłem przez to ciągany po sądach. Dziś to nierealne. W 2014 roku to science-fiction.

Co nowego jest w „Ciemnej stronie miasta”?
Długo zastanawiałem się, co nowego można pokazać w gatunku kina policyjnego po „Prawdziwych psach”. Doszedłem do wniosku, że warto byłoby dopuścić do głosu samych przestępców. Nie robić z nich tygrysów w ZOO, które ogląda się zza krat, ale ludzi, którzy mają swoją historię. Czegoś takiego jeszcze nie było. Pokazanie ich dawało również możliwość stworzenia szerszego portretu samej policji, której pracę chciałem przedstawić w rzetelny sposób. Widzowie mogą zobaczyć, z czym policja musi się stykać każdego dnia.

W „Prawdziwych Psach” przeżyłeś naprawdę dużo. Czy kolejny serial wzbogacił cię o jakieś nowe doświadczenia?
Nie ma tak naprawdę dwóch takich samych spraw, czy przestępców. Teraz miałem możliwość uczestniczenia w działaniach Wydziału Realizacyjnego – jednostki bojowej Komendy Stołecznej. To było coś zupełnie nowego. Mimo że już wcześniej brałem udział w różnych akcjach w kamizelce kuloodpornej, nigdy nie miałem okazji znaleźć się na tyłach oddziału, który wkracza do mieszkań, wyważając drzwi.

Coś jeszcze?
Zauważyłem, że w ciągu tych kilkunastu lat naprawdę zmieniła się przestępczość. W dzisiejszym świecie najwięcej przestępstw dokonuje się w przestrzeni gospodarczej. Nie opłaca się dawać komuś w łeb, czy obrabować mieszkania. Z reguły robią to idioci. Zysk żaden, a sankcje spore. Więc na pewno zmalała liczba zabójstw, dominują zbrodnie na tle rodzinnym i gospodarczym – fałszerstwa, wyłudzanie pieniędzy.

W jednym z wywiadów mówiłeś, że w dalszym ciągu jest bardzo dużo złodziejów samochodów.
Tak, i to mnie zdziwiło. Wydawało mi się, że już tak nie kradną, a okazało się, że to nagminny proceder. Zmiana miejsca zamieszkania musiała wpłynąć na moją ocenę.

Gdzie teraz mieszkasz?
Na Wilanowie. Dlatego wydawało mi się, że świat się zmienił. Wcześniej mieszkałem na Ochocie, w tzw. Trójkącie Bermudzkim, w którym występowała wysoka przestępczość.

Bywałeś świadkiem przestępstw?
Sam w wielu uczestniczyłem. Miałem dość burzliwą młodość. Wielokrotnie byłem zatrzymywany przez policję.

Za co?
Za młodocianą bandyterkę. W tamtym czasie wszyscy byliśmy bardzo zafascynowani „Miastem”. Każdy chciał się szybko dorobić, miał swoje marzenia. Zawsze byłem outsiderem i nie dogadywałem się z rówieśnikami. Szybko się nimi nudziłem. Pamiętam, że nieustannie przeskakiwałem z jednego środowiska w drugie. Z heavy-metalowca stałem się skinheadem, jakiś czas trzymałem się z dealującymi skate'ami, potem z początkującą gangsterską. Chyba już wtedy dokumentowałem życie do filmów (śmiech), bo gdy tylko spenetrowałem dane środowisko, od razu z niego wyskakiwałem. Nie miałem potrzeby przynależności, a ludzie wyczuwali, że jestem odszczepieńcem, innym gatunkiem zwierzęcia.

Wciąż czujesz się odszczepieńcem?
Generalnie jestem dziwakiem. (śmiech) Pewnie po części dlatego, że nie miałem rodzeństwa i wychowywała mnie tylko matka, więc miałem niezwykle operatywne ego, które mną sterowało. Po 37 latach udało mi się je poskromić i czasami bywam normalnym gościem. (śmiech) Naprawdę jest postęp. Dawniej wszystko, co nie wiązało się z pracą, było dla mnie stratą czasu. Wigilia – patrzenie na zegarek, Sylwester – impreza dla debili. Po co rzucać petardy, jak można w tym czasie pisać scenariusz, który zmieni losy świata. Teraz pracuję do 17, a potem staję się ojcem i mężem.

Czy są takie miejsca w Warszawie, w których przestępczość się kumuluje?
Ja tak nie uważam. W latach 80. było tak, że policja musiała wjeżdżać czołgiem na Szmulki. Pamiętam taką scenę, którą kręciłem przy okazji „Prawdziwych Psów”. Wydała mi się jak ze snu. Pojechaliśmy na Pragę, na morderstwo faceta zabitego w kuchni. Było coś koło 14, czyli środek dnia. A po ulicach chodzili sami pijani ludzie. Już goście w wieku 25 lat szli takim „break dancem”, od alkoholowego przykurczu mięśni. Kobiety po 60-tce, które wracały z zakupami, zataczały się od odurzenia alkoholowego. Po prostu wszyscy na Szmulkach byli pijani. Tylko dzieci biegały trzeźwe po ulicy i nikt na nie nie zwracał uwagi. Więc Praga rzeczywiście była takim miejscem, gdzie przestępczość „czuła się dobrze”. Pamiętam, że jak byłem w podstawówce i jeździłem kupować kasety heavy metalowe na Ząbkowską, często ktoś próbował mnie skroić czy pobić.

A teraz?
Jest zupełnie inaczej. Uwielbiam Pragę za to, że jest ostatnią oazą filmowej autentyczności w Warszawie, gdzie nie ma waniliowych lokacji, tylko naturalnie obdrapane ściany. Świetnie się tam kręci. Zanim pojechaliśmy na zdjęcia przy „Pitbullu”, wszyscy nas ostrzegali, że dopóki nie podstawimy ciężarówki wódki, to nic nie uda nam się zrobić, bo tylko nas jajami obrzucą. To nie jest prawda. Czasem komuś wpadnie do głowy, żeby puścić głośno muzykę - jak da mu się na flaszkę, to ściszy, żebyśmy mogli nagrać dźwięk. Za to, ku zdziwieniu wszystkich, musieliśmy się bić z pijanymi i nakoksowanymi kolesiami przy ulicy Puławskiej, na skrzyżowaniu z Domaniewską. Niby Górny Mokotów, miła dzielnica. Praga staje się coraz bardziej kultowa, panuje tam artystyczna atmosfera. Pewnie są jakieś obszary, gdzie jest większa patologia, ale na pewno nie jest tak jak w Nowym Jorku, gdzie z każdą przecznicą robi się coraz bardziej niebezpiecznie. Czy w Bogocie, gdzie w ogóle nie istnieje wyraźna granica. Z jednej strony masz luksusową ulicę ze sklepami Gucci i Versace, ale wystarczy, że wejdziesz w podwórko na tyłach tych sklepów i ktoś ci może wbić w głowę śrubokręt.

Czy ta przestępczość „wyłazi” nocą?
Ja jestem grzecznym chłopakiem. (śmiech) O 22 wychodzę z psem na spacer i wracam do domu. Nigdzie się po nocach nie szlajam.

Ale z policją jeździłeś?
Jeździliśmy na konkretne akcje. To, co było dla mnie rzeczywiście przygnębiające, to warszawskie życie w lanserskich klubach i filozofia tamtejszych dziewczyn. Miałem świadomość, jak ten świat wygląda, ale nigdy wcześniej nie spotkałem się z cynizmem w takich rozmiarach. Pierwszy raz rozmawiałem z kimś, kto nie wierzy w miłość. Wydaje się, że każdy człowiek oddziela sferę duchową od materialnej. A okazuje się, że są ludzie, którymi kieruje tylko materializm. Kompletny brak głębszych wartości. Czarna dziura. To było smutne. I to nie była jakaś sterana życiem 60-letnia prostytutka, która widziała wszystko, tylko 21-letnia dziewczyna, śliczna jak aniołek. Rozmowa z nią była dla całej ekipy silniejszym doświadczeniem niż spotkanie z zatwardziałymi przestępcami, którzy w rzeczywistości wcale nie są twardzi. Widziałem najtwardszych gości, którzy na przesłuchaniach płakali. Bo nikt nie jest twardy w nieskończoność.

Policja chętnie z tobą współpracuje?
To pytanie do Policji. Ja na pewno chętnie współpracuję z policjantami i z wieloma z nich przyjaźnię się od lat.

Masz też kumpli wśród przestępców?
Oczywiście.

Policja nie przychodzi do ciebie po cynk?
Nie łączę tych światów. To, o czym rozmawiam z policjantami, nie trafia do przestępców i odwrotnie.

Jak udaje ci się nawiązać kontakt i z jednymi, i drugimi?
Nie oceniam tych ludzi i staram się nie stwarzać sztucznego dystansu. Dla mnie najważniejsze są relacje, które długo buduję. Nic nie zrobisz, przychodząc na wywiad na godzinę - w takim czasie nie otworzysz człowieka. To się zmienia, gdy spędzasz z nim wiele czasu. Dlatego robienie dokumentów jest tak trudne. Wybudowanych relacji nie urywam wraz z końcem danego odcinka. Dzwonię do bohaterów, jesteśmy w kontakcie. Zależy mi na tym, by fajnie pokazać ich życie i gram z nimi do jednej bramki. Nie kręcę tych filmów dla siebie - chcę, aby oni się z nimi identyfikowali. Dlatego zawsze pokazuję im materiały po nakręceniu i ich opinia jest dla mnie bardzo ważna. Dzięki temu nie mam cenzury na planie. Mogę kręcić więcej, a później, jeśli coś im nie pasuje, to to wycinam. Często usuwam elementy, które zdradzają taktykę policji i metodologię ich pracy, czyli wszystko to, co edukuje przestępców i ułatwia im popełnianie przestępstw.

Robisz takie filmy, by dać ludziom rozrywkę, czy masz w tym jakąś misję?
Bardzo się ucieszyłem, kiedy Dyrektor Polsat Play Radosław Sławiński odezwał się do mnie z propozycją nakręcenia filmu dokumentalnego, bo nie robiłem już tego od lat. To jest kapitalna zabawa. Dokumentacja to w mojej ocenie chyba najfajniejsze zajęcie z całej pracy reżysera. Zazwyczaj przy dokumentach nie dysponujesz oczywiście takim budżetem, jak w przypadku filmów fabularnych, ale z drugiej strony tyle chłoniesz i tyle poznajesz. To tak jakbyś przeżył kilka żyć w ciągu kilku miesięcy. Dawka emocji, która jest niedostępna w normalnym życiu. A jednocześnie niesamowicie dużo się uczysz. Poznajesz ludzi, ich motywacje, prawdziwe reakcje na różne sytuacje. Potem możesz tę wiedzę wykorzystać przy tworzeniu fabuły, przełamać schematy reakcji ludzkich. Przykład: stereotypowo wydaje się, że ludzie w sytuacji dramatycznej zawsze krzyczą, a w rzeczywistości jest inaczej.

Na przykład w jakiej sytuacji?
Gdy umiera ci bliska osoba. W moim nowym filmie „Służby specjalne” w takiej sytuacji jeden z bohaterów nie krzyczy, tylko szepcze. I to jest dużo bardziej ciekawe. Dzięki dokumentom wiem, że nie ma jednego wzorca przeżywania emocjonalnych sytuacji i wykorzystuję to w fabułach. Gdy myślę o rozwiązaniu jakiejś sceny, to pierwszy pomysł, który mi przychodzi do głowy, zawsze odrzucam, bo jest podyktowany stereotypem.

Czy robiąc taki film, nie masz poczucia, że żerujesz na ludzkich życiach?
Nie. Uważam, ze ludzie chcą o sobie opowiadać. Przeprowadziłem dużo wywiadów z matkami, które straciły dzieci. Wydawałoby się, że w takiej sytuacji trzeba być powściągliwym, by nie zadać pytania, które świadczyłoby o braku delikatności. To nieprawda. Nawet te matki same się otwierają i mówią o tragedii, bo chcą wyrzucić z siebie emocje.

Podczas kręcenia serialu byłeś świadkiem wielu wstrząsających scen. Która na zawsze pozostanie ci w pamięci?
Całkiem rozkleiłem się podczas wizyty u kobiety, której mąż zabił dwójkę małych dzieci, podpalając się z nimi w samochodzie. Razem z ekipą weszliśmy do pokoju, w którym trzymała „pamiątki” po tych dzieciach – zabawki, mleczaki, zdjęcia USG. Po 3 minutach wszyscy płakaliśmy. Najbardziej wstrząsające jest jednak to, gdy swoim działaniem zmieniasz życie drugiego człowieka. Tak było 10 lat temu przy „Taśmach grozy” w przypadku chłopaka spod Radomia, który w kłótni rodzinnej zabił teścia w obronie własnej. Zamiast się przyznać i odpowiadać za morderstwo w afekcie, wpadł w panikę i porąbał zwłoki siekierą, po czym wrzucił je do beczki i zakopał w lesie. Intuicyjnie czułem, że to zrobił, bo myślałem, że gdybym to ja kogoś zamordował, tłumaczyłbym się tak samo jak on. Jeździłem za nim przez rok, kręcąc go z kamery ukrytej w samochodzie. Nic mu nie mogli udowodnić, bo nie było zwłok. Gdy któregoś dnia zobaczył mnie z kamerą, wystraszył się i w nocy wykopał beczkę, po czym wywiózł ją kilkanaście kilometrów dalej i ponownie zakopał. Następnego dnia świeży dół odkryli grzybiarze. Miałem poczucie, że swoim działaniem przyczyniłem się do tego, że ten chłopak poszedł na 25 lat do więzienia. Później spotkałem się z nim w tym więzieniu. Opowiedział mi o przebiegu morderstwa i o tym, jak się męczył po popełnieniu zbrodni, a ja wziąłem od niego gryps, który zawiozłem jego żonie. Tylko tyle mogłem dla niego zrobić.

Będą kolejne odcinki „Ciemnej strony miasta”?
Trwają rozmowy i wszystko wskazuje na to, że niedługo będzie kontynuacja.

Czego możemy się spodziewać?
Walczę o pozyskanie policjantów, którzy pokażą twarz i których losy będą przewijać się przez 12 odcinków. Chcę też pokazać pracę nowych wydziałów, by zyskać szerszy obraz Komendy Stołecznej Policji.

Jaki jest twój ulubiony odcinek z dotychczasowych?
Najbardziej odkrywczy dla mnie był ten opowiadający o dilerach koksu. To tam zetknąłem się z prostytucją, o której mówiłem wcześniej. Podobały mi się również odcinki z aresztowaniem pseudo kibiców Legii. Przywodziły na myśl „Prawdziwe psy”. Autentyczne rozmowy policjantów w samochodzie, chodzenie po klatkach schodowych, podsłuchiwanie pod mieszkaniami – to wszystko dało fajny klimat, dramaturgia sama się tworzyła. Ale lubię również wywiady z ludźmi. Te momenty, w których jestem w stanie wyciągnąć szczegół. Osobiście wierzę, że każdy człowiek ma przynajmniej jedną genialną historię do opowiedzenia i to jest historia o nim samym. Zawsze czekam na ten smaczek w potoku słów, które nagle staje się budulcem do kapitalnej sceny.

Kusi, żeby spytać, jaka byłaby to historia opowiedziana przez ciebie?
Być może kiedyś ją opowiem, ale pewnie dopiero na emeryturze.

To pewnie ta, którą pisałeś w Sylwestra, która zmieni losy świata.
Mówię „na emeryturze”, choć w głębi serca mam nadzieję, że moja emerytura nigdy nie nastąpi, bo w przypadku reżysera jest trochę inaczej. W tym zawodzie nie dochodzisz do momentu, w którym czujesz, że posiadłeś całą wiedzę i niczego więcej się nie nauczysz. Mam więc nadzieję, że będę się rozwijał do 90-tki i umrę w pracy (śmiech).

Jak zadałam to pytanie, to zaświeciła ci się lampka? Wiesz, o czym mogłaby być ta historia teraz?
Już zrobiłem do tego przymiarki. Zacząłem spisywać wydarzenia ze swojego życia. To świetne ćwiczenie, które każdemu polecam. Nagle fakty, które wydawały się ze sobą zupełnie niepowiązane, zaczynają układać się w ciąg przyczynowo-skutkowy. Okazuje się, że wszystko w twoim życiu było po coś, że to nie był zwykły zbiór przypadkowych sytuacji.

Zapisujesz to w formie pamiętnika czy co jakiś czas siadasz i po prostu piszesz?
Na razie usiadłem jeden raz i dotarłem do 12 roku życia. Przeraziłem się i stwierdziłem, że resztę wyznam na stare lata (śmiech).

Rozmawiała Ewa Jankowska

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto