18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Mysłowice: Piotr Głowacki zdobył McKinley. Teraz będzie Mount Everest!

Monika Chruścińska
Piotr Głowacki na najwyższym szczycie Ameryki Północnej z flagą Mysłowic. Wierzchołek McKinleya  zdobył tej wiosny, za rok celuje w Everest.
Piotr Głowacki na najwyższym szczycie Ameryki Północnej z flagą Mysłowic. Wierzchołek McKinleya zdobył tej wiosny, za rok celuje w Everest. arc. prywatne
Mysłowice: Piotr Głowacki zdobył McKinley. - Kiedy 18 lat temu lekarze wszczepili mi rozrusznik serca, nie sądziłem, że jeszcze kiedyś będę w stanie wykonywać jakąkolwiek aktywność fizyczną - przyznaje Piotr Głowacki, mysłowiczanin i - jak sam o sobie mówi - pracujący rencista. Dzisiaj, kiedy ktoś pyta go o wspinaczkę wysokogórską żartuje, że testuje możliwości swojego stymulatora pracy serca. I zdając sobie sprawę ze swoich ograniczeń, stawia sobie coraz większe wyzwania. Ostatnie miało... 6 tys. 194 metrów nad poziomem morza!

Mysłowice: Piotr Głowacki zdobył McKinley Do wyprawy na McKinley, najwyższy szczyt Ameryki Północnej i czwarty z siedmiu klejnotów Korony Ziemi na liście własnych osiągnięć, mysłowiczanin przygotowywał się od października. Trzeba było zorganizować wymagane zezwolenia, wizy amerykańskie, zgromadzić potrzebny sprzęt, przygotować się kondycyjnie. Pan Piotr trzy razy w tygodniu chodził na siłownię, wyjeżdżał na wspinaczkę w skałki, treningi w Tatry, spacerował po lesie zaprzężony w sanie. Na dzień rozpoczęcia ekspedycji wyznaczył 10 maja. Na Alaskę wyleciał z czwórką znajomych, z którą wspinał się już wcześniej. Każdy miał rakiety śnieżne na nogach, ciągnął za sobą załadowane sanie i dźwigał plecak - łącznie 58 kg ekwipunku. - Ja ramienia po stronie rozrusznika nie mogę obciążać w ogóle, dlatego plecak zawieszałem na pasie biodrowym i drugim ramieniu - opowiada.

Trudnych momentów w wyprawie nie brakowało. Pierwszy był, kiedy na wysokości około 3 tys. metrów ze względu na złą pogodę trzeba było rozbić tymczasowe obozowisko. - Dwa i pół dnia czekaliśmy, aż się przejaśni - wylicza Głowacki. - Trwaliśmy w zawieszeniu, nie wiedząc, czy w ogóle pójdziemy dalej.
Wyjścia szczytowe alpiniści - podzieleni na zespoły - rozpoczęli kolejno 26 i 28 maja. Zespół mysłowiczanina wyruszył o 10 i 28 maja ok. 22 osiągnął szczyt.

Mysłowice: Piotr Głowacki zdobył McKinley. A zaczęło się od Kenii

Głowacki zaczął przygodę ze wspinaczką od polskich skałek i gór. Wtedy jeszcze nie marzył o Koronie Ziemi. Pierwszy raz zaczął o niej myśleć w Afryce. Tuż po zdobyciu Kilimandżaro (5895 mnpm), najwyższego szczytu kontynentu. - Jeździliśmy z żoną do Kenii na wakacje. W 2008 mieszkaliśmy u stóp masywu, wtedy powiedzieliśmy sobie, że za rok przyjedziemy tu znów i wejdziemy na szczyt - wspomina pan Piotr. Skrzyknęli ekipę. Organizacją zajęła się znajoma, która była doświadczona w prowadzeniu wypraw w Himalaje. Tylko kardiolog mysłowiczanina nie chciał zgodzić się na wspinaczkę.

- Jeszcze kilka lat temu osobom z rozrusznikiem lekarze kazali tylko siedzieć przed telewizorem. Mnie od razu wysłali na rentę. Sam musiałem się aktywizować - wyjaśnia Głowacki. - Założyłem własną działalność gospodarczą. Dziś pracuję, żegluję, jeżdżę motocyklem. Ale przed wyprawą na Kilimandżaro, ryzyko było duże. Nie byłem pewien, na co mnie stać - zaznacza.

Dla mysłowiczanina zdobycie szczytu było dowodem, że mimo rozrusznika, może podejmować wyzwania, które są poza zasięgiem niektórych w pełni zdrowych ludzi. I tak zrodził się w jego głowie projekt "Korona Ziemi z rozrusznikiem", którym chce pokazać pacjentom po wszczepieniu stymulatorów pracy serca, że ich życie nie musi być ułomne, pełne ograniczeń.

Od czasu Kilimandżaro pan Piotr zdobył jeszcze Elbrus na Kaukazie i podjął próbę zdobycia Aconcaquy w Ameryce Płd. - McKinley był sprawdzianem przed Mount Everestem, na który chciałbym się wybrać za rok. Przed wyprawą na Alaskę powiedziałem sobie, że jeśli nie wejdę na szczyt, zrezygnuję z wysokich gór, ale udało się - mówi.

Mysłowiczanie na McKinley. Góry są po to, by je zdobywać

Głowacki zdobywając najwyższy szczyt Ameryki Północnej powtórzył sukces sprzed 16 lat innego mysłowiczanina, Joachima Przebierały. Tamta wyprawa zgoła różniła się od tej. Celem było zdobycie północnego wierzchołka McKinleya, na którym nigdy wcześniej stopa Polaka nie postała. Trzy razy do niego podchodził. Najpierw zabłądził w ścianie, potem partner rozchorował się właściwie przed szczytem.
- Wtedy powiedziałem mu, obiecaj mi, że za dwa dni tu wrócimy - wspomina. Ale kolega znów zaniemógł i pan Joachim w jedną dobę sam zdobył dwa szczyty góry - północny i ten najwyższy.

Wcześniej Przebierała razem ze zmarłym niedawno Arturem Hajzerem był na Spitsbergenie, a w 1986 roku zdobył Artesonraju w Andach Peruwiańskich. Na pytanie, po co ludzie wspinają się po wysokich górach, odpowiada: a dlaczego mieliby tego nie robić? - Góry są dla ludzi. Tyle że dla jednego Everestem będzie Giewont, a dla drugiego prawdziwy Everest - zaznacza.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na myslowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto