Gospodarze do wczorajszej potyczki przystępowali niemal z pętlą na szyi. Gdyby przegrali, czekaliby, aż zapadka na szafocie opadnie. Zwłaszcza że kolejne spotkanie czeka ich w Radomiu (w sobotę 24.04 - red.).
- Mecz mógł przesądzić o naszym być albo nie być. Porażka praktycznie eliminowała nas z pomyślnego zakończenia rywalizacji z Jadarem. Ze stanu 1-3 trudno byłoby nam się wygrzebać - stwierdził trener Politechniki Radosław Panas. - Przez miniony tydzień, oprócz przygotowania taktycznego i fizycznego, dużo pracowaliśmy nad mentalnością. Po dwóch porażkach widziałem, że zawodnicy mieli pozwieszane głowy i trzeba ich było podbudować. Przyniosło to efekt, bo o każdym graczu mógłbym powiedzieć coś ciepłego. Naprawdę zagrali przyzwoicie - podsumował szkoleniowiec Neckermanna.
Stołeczni siatkarze rzeczywiście zagrali o niebo lepiej niż w poprzednich meczach. Trzeba jednak dodać, że duża w tym zasługa gości, którzy popełnili masę niewymuszonych błędów.
- Ta drużyna, która jest bardziej zagrożona, walczy. Tym razem była to Politechnika. Wśród moich zawodników wkradło się za duże rozluźnienie i zamiast grać, stali - ocenił trener Such.
Pierwszy set odbył się niemal w całkowitej ciszy. W ten sposób oddano hołd ofiarom katastrofy prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem. Kluby kibica obu drużyn umówiły się, że pierwszą partię obejrzą w ciszy, a po chwili milczenia przed meczem odśpiewali hymn narodowy. Dopiero od drugiego seta około 400 zgromadzonych widzów dopingowało pupili.
Z kolei bliżej finału PlusLigi są siatkarze PGE Skry Bełchatów i Jastrzębskiego Węgla, którzy wygrali swoje pierwsze mecze. Ale po dwutygodniowej przerwie zawodnicy Skry w pierwszej partii długo nie potrafili odnaleźć formy i niemal bez walki oddali tego seta, przegrywając do 14. Fatalne były statystyki mistrzów Polski w tym fragmencie gry: 12 własnych błędów, 28 procent skuteczności w ataku i zero udanych bloków. Zwłaszcza ten ostatni element jest przecież wizytówką mistrzów Polski.
Ale od drugiej partii, która zaczęła się od dwóch punktowych bloków Marcina Możdżonka, sytuacja wróciła do normy. Z każdą piłką rozkręcał się Mariusz Wlazły. Jego popisom z pola dla rezerwowych mógł się przyglądać gracz Resovii Paweł Papke, autor... najsłynniejszego powiedzenia o atakującym Skry. Gdy kilka lat temu Papke był atakującym mocnego wówczas AZS Olsztyn, po jednym z przegranych meczów z bełchatowskim zespołem powiedział, że "kto ma Wlazłego, ten wygrywa". Wczoraj jego słowa potwierdziły się po raz kolejny.
Bełchatowianie nie wypuścili już z rąk tej szansy i dość łatwo wygrali trzy kolejne sety. A Resovia, która jeszcze w pierwszym secie straciła Aleha Akhrema (skręcił nogę), nie potrafiła zagrozić mistrzom Polski.
Faza play-out Neckermann AZS Politechnika Warszawska - Jadar Radom 3:0 (25:17, 25:21, 25:21)
Politechnika: Neroj (1), Kapelus (12), Gałązka (7), Rybak (11), Milczarek (8), Kłos (9), Wojtaszek (libero) oraz Król (2) Trener: Radosław Panas
Faza play-off O miejsca 1-4: ZAKSA Kędzierzyn-Koźle - Jastrzębski Węgiel 1:3 (28:26, 22:25, 20:25, 14:25) PGE Skra Bełchatów - Asseco Resovia 3:1 (14:25, 25:19, 25:20, 25:19) O miejsca 5-8: AZS UWM Olsztyn - Delecta Bydgoszcz 2:3 (21:25, 32:30, 19:25, 25:22, 10:15) Domex Tytan AZS Częstochowa - Pamapol Siatkarz Wieluń 3:0 (25:19, 25:16, 25:18)
Maksym Chłań: Awans przyjdzie jeśli będziemy skoncentrowani
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?