Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Grosicki wygrywa z hazardem, chce też wygrać z Legią

Hubert Zdankiewicz
Wojciech Matusiak/POLSKA Gazeta Krakowska
Sobotni mecz Legii w Białymstoku będzie miał jednego bohatera. Pozytywnego czy negatywnego? Zobaczymy. Bez względu jednak na wszystko Kamil Grosicki znajdzie się w centrum uwagi. Choć nie będzie to jego pierwsze spotkanie z byłym klubem i trenerem. Wiosną, na tym samym stadionie, Jagiellonia pokonała przecież stołeczny zespół 2:1. Również dzięki niemu.

Dla tyleż utalentowanego co niesfornego piłkarza starcia z Legią (gdzie grał w latach 2007 -2008) zawsze mają jednak szczególne znaczenie. Jak sam podkreśla, Warszawa najpierw go wypromowała, a potem rozszarpała i wypluła, choć problemy z hazardem miał już w czasach gry w Pogoni Szczecin. Na szczęście wygląda na to, że opamiętał się dosłownie w ostatniej chwili.

Historia 21-letniego dziś Grosickiego jest typowa dla wielu młodych piłkarzy przygniecionych ciężarem nagłej popularności. Nie tylko w Polsce, nawet wielkie gwiazdy, jak Wayne Rooney, Michael Owen, John Terry czy Frank Lampard lubią "zapuścić gierkę". To jeszcze nic złego. Problem zaczyna się dopiero, gdy kosztowne hobby, zmienia się w niszczący nałóg.

Tak jak u "Grosika", który potrafił w ciągu miesiąca przepuścić w kasynie cztery miesięczne pensje (w jednym z wywiadów przyznał, że jego hazardowa dniówka sięgała kilkunastu tysięcy złotych). A zarabiał niemało, Legia płaciła mu rocznie 100 tys. euro. Mimo to szybko wpadł w gigantyczne niespłacone do dziś długi.

Pożyczał od kogo się dało: rodziców, kolegów z drużyny. W końcu wyciągnął też rękę do tzw. "ludzi z miasta" i jego sytuacja zrobiła się niewesoła, choć Legia robiła, co mogła, by mu pomóc. Klub wysłał go na leczenie do kliniki odwykowej dla hazardzistów. Na prośbę trenera Jana Urbana piłkarz przeprowadził się nawet w jego sąsiedztwo, do strzeżonego osiedla na Mokotowie. Niewiele to jednak pomagało.

- Często mnie odwiedzał, dużo rozmawialiśmy. Gołym okiem było jednak widać, że myślami jest gdzie indziej. Przy pieniądzach, które przegrał, i kombinowaniu, jak odbić się od dna - wspominał później Urban.

Z tamtych czasów pochodzi też anegdota, jak szkoleniowiec Legii wybrał się kiedyś razem ze swoim asystentem Jackiem Magierą na mecz oldboyów do Szczecina. Na lotnisku spotkali Grosickiego, który leciał w identycznym kierunku na imprezę. Zbesztany przez Urbana przeprosił i... wsiadł w kolejny samolot. Obaj panowie spotkali go później w jednym ze szczecińskich lokali. Przy piwie.

- Nie pamiętam, czy tak właśnie było - mówi dziś Magiera, który opiekował się Grosickim w czasie jego pobytu w Legii. Nie chce jednak wracać do tamtych czasów.

- Nie ma po co, teraz ważne jest tylko to, że Kamil wyszedł wreszcie na prostą. Trzymam kciuki za to, żeby mu się udało - ucina dyskusję.

Wyszedł po raz kolejny - można by dodać. Poprzednie szanse niestety marnował. Pierwszą był transfer do FC Sion (wypożyczenie z opcją pierwokupu zimą 2008 r.). W Szwajcarii miał się wyciszyć, spłacić długi (przez 5 lat miał zarobić milion euro). Grał jednak słabo, nadal sprawiał też problemy wychowawcze. Do tego działacze Sionu perfidnie go oszukali, podsuwając do podpisania nowy kontrakt (w języku francuskim). Okazał się on... oświadczeniem o zrzeczeniu się zarobków do końca roku. Spłukany i załamany wrócił do rodzinnego Szczecina.

Wtedy pomocną dłoń wyciągnęła do niego Jagiellonia. W Białymstoku też początki miał takie trudne, bo na dzień dobry klub wynajął mu mieszkanie z... widokiem na kasyno. Szybko polubił się również ze słynącym z rozrywkowego trybu życia asystentem trenera Michała Probierza Dariuszem Czykierem. Oprzytomniał dopiero, gdy ten ostatni został wyrzucony z klubu. Legenda głosi, że za balangę, w której uczestniczył również "Grosik" (ale przytomnie dał nogę). Faktem jest jednak, że na boisku spisywał się dobrze.

Niestety do czasu. W lipcu znów wybrał się na "wycieczkę" do Warszawy. Co gorsza, po powrocie stawił się "zmęczony" na porannym treningu. W efekcie wylądował w Młodej Ekstraklasie i wydawało się, że już się nie pozbiera.

Pomogli mu Tomasz Frankowski i ... Matka Boska, której wizerunek wytatuował sobie na prawym przedramieniu. Starszy kolega w ostrych słowach przywołał go do porządku (nazywając publicznie "debilem").

- A tatuaż Matki Boskiej pomaga przetrwać najtrudniejsze chwile, kiedy znów ciągnie mnie do kasyna - przyznaje Grosicki.

I trzeba przyznać, że na razie mu się udaje. Doczekał się nawet kolejnego powołania do reprezentacji Polski (wcześniej testował go Leo Beenhakker), o czym przesądziła ponoć rekomendacja Bartłomieja Zalewskiego. Asystent Stefana Majewskiego jest na co dzień durgim trenerem w Jagiellonii. Jak będzie dalej? Historie Marka Citki i Radosława Matusiaka pokazują, że można wyjść z kasyna i już do niego nie wrócić. Powodzenia Kamil.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto