Zobacz: Fotorelację z koncertu Lao Che w Gdyni
Najnowsza płyta w dorobku miała być tłem filmu, jednak niestety ten nie został nakręcony. Na szczęście płyta została ukończona. Jako że niedawno była promocja nowego albumu, nic dziwnego że kawałek rozpoczynający sobotni koncert to były "4 piosenki". Według mnie jeden z lepszych kawałków z "Soundtracku". Podobało mi się jak muzycy wybrnęli z repertuarem - nowa płyta jest najbardziej zbliżona do "Prąd stały/prąd zmienny" i właśnie piosenki z dwóch ostatnich albumów słyszeliśmy najczęściej.
Gorączka sobotniej nocy
Swoją przygodę z Lao Che zaczęłam od genialnego "Powstania Warszawskiego". Wczoraj jednak niewiele mogliśmy usłyszeć z tego albumu, m.in. "Hitlerowcy" czy "Stare miasto" – jak zwykle świetne wykonanie, nigdy się nie znudzę tą piosenką i nie wyjdę z zachwytu. Ale zupełnie nie przeszkadzało mi, że "Powstanie Warszawskie" było troszkę pominięte, i tak już słyszałam je wielokrotnie na poprzednich koncertach.
Ta sobota była dniem hipnotyzującego "Soundtracku". I Lao Che stanęło na wysokości zadania. Świetna promocja albumu, nienachalnie przedstawiona, ale przeplatana kawałkami z wcześniejszych płyt. Podoba mi się gra słów w nowych utworach. Jak dla mnie numerem jeden jest "Dym". Od tej piosenki nie mogę się uwolnić od tygodnia, odkąd usłyszałam ją w wywiadzie ze Spiętym i Denatem w radiowej Trójce i Antyradiu. Mogliśmy również usłyszeć "Jestem psem", promujący płytę "Zombie!" czy "Govindam". Ale też nie zbrakło piosenek z płyty "Gospel", czyli "Hydropiekłowstąpienie", "Czarne kowboje".
Spięty starał się mieć kontakt z publicznością, pozwalał śpiewać swoim fanom słowa piosenek. A my nie potrzebowaliśmy zachęty, w końcu jak tu się nie bawić przy takiej muzyce? Lao Che przedstawiło nam również dobry kawałek z pierwszej płyty: "Gusła", "Astrolog". A z poprzedniego albumu: "Prąd stały/prąd zmienny", rewelacyjny kawałek "Życie jest jak tramwaj", "Urodziła mnie ciotka" oraz "Wielki Kryzys".
Na bis
Koncert miał się zakończyć piosenką "Idzie wiatr". Za muzykami na scenie mogliśmy obejrzeć teaser promujący nowy album. Cała ta płyta wprowadza mnie w trans, zabawa słowami i gatunkami muzycznymi - to jest coś, czego mi było ostatnio potrzeba. Na szczęście Lao Che nie zakończyło swojego występu, zespół musiał koniecznie wyjść na bis, którego domagała się publiczność. I tutaj usłyszeliśmy "Chłopacy" oraz "Bóg zapłać", wraz z pozostałymi fanami skakałam pod samą sceną i śpiewałam słowa piosenki.
To był już koniec? W żadnym wypadku! Jako finisz swojego koncertu pojawiło się na drugi bis "Koniec" - idealne zakończenie. Chociaż jak dla mnie, zwariowanej fanki Lao Che, ten koncert mógłby trwać jeszcze kolejną godzinę. Takiej muzyki nigdy nie mam dość. Na otarcie łez, że koncert tak szybko się skończył, musiałam zaopatrzyć się w "Soundtrack", powędrować po autografy i w domowym zaciszu z muzyką Lao Che będę oczekiwać kolejnego koncertu. Na szczęście będzie on już wkrótce, bo 9 grudnia w Parlamencie. Ale czy dam radę wytrzymać do tego czasu? Będzie ciężko.
dodaj artykuł
echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
