Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jak nocne życie widzi urzędnik

Karolina Kowalska i Andrzej Rejnson
Trakt Królewski przycięty pod linijkę i bez nocnych koncertów. O tym, jak Ratusz chce zmienić salon stolicy, piszą Karolina Kowalska i Andrzej Rejnson.

Krakowskie Przedmieście, Nowy Świat, Starówka - salon stolicy wkracza w nowy etap. Urzędnicy przygotowali projekt zarządzenia szczegółowo regulujący życie kulturalne na trakcie. Dziennik "Polska" napisał o nim jako pierwszy. W projekcie przewidziano wszystko - od wyglądu ogródków, przez godziny ich otwarcia, aż po rodzaj imprez, jakie mogą się odbywać w tych najczęściej odwiedzanych przez warszawiaków i turystów miejscach. Już teraz na ratusz spadły pierwsze gromy ze strony niezadowolonych restauratorów i animatorów kultury…

Przytnij donice, wyrzuć lady chłodnicze
- Chcemy, żeby regulamin wszedł w życie od nowego roku tak, aby mógł obowiązywać już w sezonie letnim. Ma nie tylko porządkować pewne działania, ale również ożywiać Trakt Królewski - zapowiada Jarosław Jóźwiak. To on jako zastępca dyrektor gabinetu prezydent miasta nadzorował prace nad projektem rozporządzenia.

Drobiazgowo określono w nim m.in. wygląd ogródków sezonowych na Trakcie: ich ogrodzenie nie może być wyższe niż 80 centymetrów. Na terenie ogródków nie mają prawa pojawić się lady chłodnicze czy dystrybutory piwa, a donice z kwiatami mogą mieć najwyżej metr. Urzędnicy chcą również, żeby nawierzchnia pod każdym z ogródków była chroniona specjalnym podłożem.

Jednak to nie obostrzenia dotyczące ogródków wywołały największe głosy sprzeciwu restauratorów i animatorów kultury z Krakowskiego Przedmieścia. W dokumencie znalazły się zapisy porządkujące imprezy na Trakcie Królewskim. W ich myśl z placu Zamkowego, Krakowskiego Przedmieścia i Nowego Światu mają ostatecznie zniknąć głośne imprezy i koncerty rockowe. Miałyby ustąpić miejsca imprezom kameralnym. Masówki opanowałyby plac Teatralny i podzamcze. To sukces mieszkańców Starego Miasta i Traktu Królewskiego, nieustannie skarżących się na hałas.

Realizację najnowszego "dzieła" ratusza nadzorować ma specjalny urzędnik podległy bezpośrednio prezydentowi Warszawy. Na razie projekt opiniują mieszkańcy, restauratorzy i sympatycy Traktu. I jak można się było spodziewać, pojawiły się już pierwsze zastrzeżenia.

- Uważamy, że dokument ogranicza nasze możliwości prowadzenia działalności gospodarczej. Byliśmy już nawet na rozmowie w tej sprawie w Ministerstwie Infrastruktury - mówi Roman Popowski, przewodniczący stowarzyszenia kupców z Traktu Królewskiego. Jego zdaniem co najmniej kilka zapisów woła o pomstę do nieba. Chodzi m.in. o ustalenie ciszy nocnej na godz. 22. Jego zdaniem to spowoduje, że później lokale będą po prostu zamierały. Kupcy nie zgadzają się również na określenie co do centymetrów wysokości kwiatów. A za absurdalny uważają zakaz umieszczania nazwy firmy na falbanach parasoli. - Przecież dzięki temu sponsorzy dofinansowują naszą działalność - tłumaczy Popowski.

Życie towarzyskie przeszkadza sąsiadom
Jacek Kastelaniec, gospodarz reaktywowanego siedem miesięcy temu klubu Kamieniołomy na ul. Ossolińskich, nie może uwierzyć, że młodzi stołeczni urzędnicy, którzy półtora roku temu pomogli mu zorganizować na placu Zamkowym koncert "Solidarni z Białorusią", teraz wymyślają tak dziwne zakazy. Ale jest ostrożny w ocenach: - Potrafię zrozumieć, że tworzy się reguły dotyczące wyglądu ogródków piwnych. Chodzi w końcu o to, by miejsce, w którego wygląd włożono tyle pracy, było spójne estetycznie - deklaruje.

Nie może natomiast zgodzić się z próbą ograniczania nocnego życia na Krakowskim Przedmieściu. - Przecież w Warszawie ono prawie nie istnieje. W porównaniu ze stolicami innych państw europejskich, jesteśmy daleko w tyle. Mam wrażenie, że tylko u nas mieszkańcy Starego Miasta nie rozumieją potrzeby ludzi do gromadzenia się w centrum i zwykłego przebywania w mieście. Nie w konkretnym klubie, ale na ulicy. Tej najbardziej reprezentacyjnej, z mnóstwem klubów - mówi Jacek Kastelaniec.

Co weekend widzi, jak jego goście wylegają na ulicę przed klubem, by za jakiś czas wrócić do środka. Jak ciągnie ich do gwaru Krakowskiego Przedmieścia, tłumu, przez całą noc okupującego sąsiedni bar Przekąski Zakąski. Dotychczas mieszkańcy nie skarżyli się na jego klientów. W budynku dawnego Hotelu Europejskiego wprawdzie nie ma mieszkań, a vis-a-vis jest Ministerstwo Zdrowia, które wyludnia się wieczorami, więc nie ma tu komu przeszkadzać.

Ale Jacek Kastelaniec wie, że to obiekcje stałych rezydentów Starówki zmusiły właścicieli Przekąsek Zakąsek do wprowadzenia zakazu wynoszenia szkła poza bar. Jego klienci nie mogą już z kieliszkiem wódki za 4 zł czy PRL-owską przekąską usiąść na krawężniku Krakowskiego Przedmieścia. Podobnie jak goście Kamieniołomów, którym wcześniej zdarzało się wyjść przed klub z kuflem piwa. - Ale to akurat dobrze, bo mnóstwo tego szkła nam ginęło - przyznaje gospodarz klubu.

W Warszawie marzyłaby mu się taka Starówka, jak na przykład w Krakowie, gdzie mieszkańcom nie przeszkadzają korowody turystów i bawiących się krakusów. Albo jak dzielnica Bairro Alto w Lizbonie, gdzie nocami przelewa się nowe życie, na parterach są knajpy, a na górze mieszkają ludzie. I gdzie nikomu ten wesoły, nocny harmider nie przeszkadza.

Życie nocne, którego jeszcze nigdy nie było
- Dobrze by było, gdyby Starówka, centrum miasta, mogła z definicji stać się miejscem spotkań towarzyskich i nocnego życia - tłumaczy Kastelaniec. - I żeby osoby, które decydują się na kupno mieszkania w takim miejscu, wiedziały, że hałas jest wpisany w tutejsze życie. Na zasadzie: chcemy mieszkać w najładniejszej części miasta, ale wiemy, że wiąże się to tolerowaniem głośnej muzyki, krzyków i rozmów do białego rana pod naszym oknem - dodaje.

Jarek Karczmarczyk, menedżer pizzerii Pod Wieżą przy kościele św. Anny, rozumie okolicznych mieszkańców. Gdyby sam tu mieszkał, też pewnie życzyłby sobie spokoju. Dziwi się jednak, że miasto chce ograniczyć życie nocne na Starówce. - Przecież ono praktycznie nie istnieje. Jeśli porównać to, co wieczorami dzieje się w innych polskich miastach, Warszawa wypada rozpaczliwie. Bywa, że już po godz. 21 nie ma tu żywej duszy. A przecież Krakowskie powinno żyć, stanowić miejsce spotkań nie tylko mieszkańców, ale też kontaktu z kulturą - uważa Jarek Karczmarczyk.

Już dziś widzi, że takie spotkania są potrzebne. Na czwartkowe wieczory muzyczne klienci i sympatycy garną się regularnie. Wie, że warszawiakom potrzebny jest ten rodzaj rozrywki. - Na Krakowskim, przy kościele św. Anny, mogłyby na stałe stanąć podesty dla orkiestr, a nawet tercetów czy kwartetów jazzowych, jak w lecie. Wówczas swój podest miała tu Fabryka Trzciny i ludzie przychodzili specjalnie, by posłuchać zaproszonych przez nią muzyków. Miejsce żyło - opowiada. Nie widzą mu się za to koncerty na placu Zamkowym. - Ale to osobiste odczucie. Plac po prostu nie komponuje mi się z koncertem, choć wiem, że takie już tu były - mówi Jarek Karczmarczyk.

Urbanista do ratusza: pomagać, nie zabraniać
Urbanista Grzegorz Buczek posuwa się o krok dalej. Nie tylko nie wyrzucałby imprez masowych (skupiających ponad tysiąc osób) z placu Zamkowego, ale dopuścił je również na Trakcie Królewskim. Widziałby tu imprezy na wielką skalę przyciągające nawet gości z zagranicy. W ten sposób reprezentacyjna ulica stolicy stałaby się nie tylko atrakcją dla turystów i deptakiem dla niedzielnie wystrojonych mieszczan.

A sam dokument uzupełniłby dodatkowymi działaniami: - Regulamin nie służy ożywieniu Traktu, a jedynie porządkuje działalność w tym miejscu. A można by zrobić coś jeszcze. Rada miasta mogłaby na przykład wprowadzić obniżony czynsz czy inne udogodnienia dla osób, które chciałyby otworzyć coś nowego na Krakowskim Przedmieściu - wylicza Buczek.

Niejasny jest też dla niego plan ujednolicenia wyglądu ogródków: - To może być przeszkoda przy tworzeniu nowych, oryginalnych lokali - uważa. A Jarek Karczmarczyk wręcz nie wyobraża sobie, by któryś z tutejszych restauratorów pokusił się o wystrój nieestetyczny i jawnie zaburzający spójność Starego Miasta. Dziwi się też zakazowi umieszczania w ogródkach lad chłodniczych i dystrybutorów piwa. - Przecież, jeśli spełniają wymogi sanitarne, nie powinny przeszkadzać urzędnikom. Nie rozumiem, o co w tym wszystkim chodzi - bezradnie rozkłada ręce Jarek Karczmarczyk.

Stanowcze "nie" regulaminowi mówi też prof. Bohdan Jałowiecki, socjolog miasta z Uniwersytetu Warszawskiego. - Krakowskie będzie żyło, jak urzędnicy nie będą się wtrącać. Kultura miasta kształtuje się spontanicznie. Nie powinno przeszkadzać się teatrom ulicznym czy breakdance'owcom, którzy przychodzą chociażby pod kolumnę Zygmunta. Oczywiście, coraz więcej osób tędy przechodzi, ale to głównie turyści, którzy kierują się na Starówkę - przekonuje profesor. I dodaje, że problemem jest zabudowa Krakowskiego Przedmieścia. - Co tu można zmienić, jeśli wokoło jest prokuratura, Pałac Prezydencki i urzędy? - pyta retorycznie.

Czy dobre rady dotrą do urzędników?
- Krakowskie Przedmieście jest żywe, ale trzeba jeszcze kilka rzeczy zmienić - sugerują młodzi architekci z Forum Rozwoju Warszawy. - Hotel Europejski posiada piekarnię, ciastkarnię, knajpki i bistro. To przykład dobrego wyczucia rynku i potrzeb - mówi Witold Weszczak z FRW. - Jednak pałac Potockich po drugiej stronie ul. Ossolińskich jest praktycznie martwy. Zamiast okien powinny być drzwi, a w środku usługi - dodaje. I zaznacza, że przyszedł również czas na ożywienie uliczek przy Krakowskim, dotychczas zaniedbanych, wręcz martwych, w niczym nieprzypominających uroczych zaułków tak wielu europejskich starówek. - Ul. Królewska jest w tym momencie parkingiem, przy niej nie ma na dobrą sprawę żadnych lokali. To samo z ul. Kozią. Posadzka została odnowiona, ale nic tam nie ma oprócz jednego muzeum - przekonuje Weszczak.

Robert Kozłowski, 38-latek i stały bywalec centrum Warszawy, uważa, że małe uliczki już teraz rewitalizują się same. - A przynajmniej w weekendy, kiedy ludzie wyskakują z modnych klubów, na przykład Platinium czy Cinnamonu na jednego w Przekąskach Zakąskach. W tych uliczkach chowają się czasem zakochani, a nawet ci, którzy po prostu chcą porozmawiać przez komórkę z dala od klubowego gwaru. Siadają na schodach, krawężnikach. Jestem pewien, że prędzej czy później ktoś zrozumie, że dobrze by było postawić tu jakąś ławkę, może otworzyć czynną do rana spokojną knajpkę. A w końcu - usunąć zastawiające przestrzeń samochody - uważa Robert. Chętnie podpowiedziałby to urzędnikom ratusza. - Nie wiem jednak, czy do autorów tak poronionych pomysłów dotarłyby te naprawdę sensowne - ironizuje.

Jazz na Starówce nie może być jedyny
Roman Popowski z Zapiecka też miałby kilka rad dla ratusza: - Krakowskie Przedmieście jest coraz chętniej odwiedzane. Zająć się trzeba przede wszystkim rewitalizacją Starówki - ocenia. - Ta część, która jest dziedzictwem światowym, jest coraz rzadziej odwiedzana przez turystów. W okresie zimowym czy jesiennym po godz. 19 przychodzi tu bardzo mało osób - dodaje.

Jego zdaniem w pierwszej kolejności należy zadbać o odnowienie posadzek i pękających elewacji, które wręcz odstraszają turystów. Zabytkową nawierzchnię Zarząd Terenów Publicznych chce wyremontować do 2012 r., a elewacjami zajmują się wspólnoty mieszkaniowe. Jednak nic nie wskazuje na to, że sprawa szybko się zakończy, bo ich przedstawiciele skarżą się, że nie mają wystarczających funduszy na remonty. - Mamy również nadzieję, że po wejściu nowych przepisów nie zabraknie imprez na Starówce. Cieszymy się, że duże koncerty zostaną przeniesione np. na podzamcze. Ale nie chcemy, żeby jedyną imprezą na rynku był Jazz na Starówce - mówi Popowski.

od 7 lat
Wideo

Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto