Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jak przebiec Maraton Warszawski i przeżyć

Oskar Berezowski
Autor tekstu na trasie Maratonu Warszawskiego
Autor tekstu na trasie Maratonu Warszawskiego Bartłomiej Ryży/POLSKA
Czuję, jakby ktoś przez cztery godziny tłukł mnie młotkiem po kostkach, biodrach i kolanach, mam gorączkę, schodzi mi paznokieć, rana w dłoni piecze tak, że chętnie pozbyłbym się całej ręki, zasypiam nad klawiaturą. Rany! Jak cudownie!

Co jest takiego pięknego w bólu, skrajnym wyczerpaniu? Świadomość, że przebiegłem 42 km 195 m, ukończyłem Maraton Warszawski. Wystarczy. Tylko po co ludzie to robią? Takie pytanie zadaje sobie każdy, kto widzi biegacza. Ba! Sam maratończyk zadaje je sobie w kółko gdzieś od 30. kilometra. Wtedy nogi odmawiają posłuszeństwa, wszystko boli, a głowa zaczyna podpowiadać różne dziwne rozwiązania. Jeszcze rano, przed biegiem myślałem, że odpowiedź na pytanie: po co? jest dosyć prosta. Posadziłem już drzewo, od trzech tygodni mam piękną córeczkę Zoję, prędko nie wybuduję domu, więc... czemu nie zrobić by czegoś niepowtarzalnego, udowodnić sobie, że granice można przekraczać, bo po to żyję. Tuż przed godz. 9. nie byłem jednak taki pewien tego, co teraz napisałem. Za chwilę miała zacząć się wielka próba. Zamiast odliczania - "Sen o Warszawie".

"Będę leciał co sił/Tam gdzie moje sny/I warszawskie kolorowe dni" - nie panikuję. To mój pierwszy w życiu maraton, ale nie pierwszy bieg. Przypominam sobie radę, jakiej udzielił mi Darek Wieczorek: świetny maratończyk (dwukrotny wicemistrz Polski) - każda minuta za szybko na początku to dwie minuty straty na końcu. Uważam. Atmosfera tłumu poniosłaby nawet kogoś, kto nienawidzi biegać. Robię szybki rachunek sumienia. Mam w nogach ponad 800 km przebiegniętych od lipca zeszłego roku. Powinno wystarczyć. Bateryjki ładowałem od dwóch dni węglami. To znaczy od dwóch dni jadłem głównie węglowodany (makarony), magazynując energię. Wciąż słyszę Niemena. Żeby zrozumieć, trzeba przeżyć bieg o 9 rano w niedzielę środkiem Nowego Światu, Alei Jerozolimskich, Marszałkowskiej... Cała ulica dla ludzi w trampkach, słońce odbija się od asfaltu, zamiast ponurego warkotu silników - gwar i tupanie. Euforia.

"Gdybyś ujrzeć chciał nadwiślański świt/Już dziś wyruszaj ze mną tam" - a w nagrodę po 15 km, zobaczysz Wisłę z mostu Gdańskiego. Tupię miarowo. Piję wodę, jak Darek przykazał: do połowy dystansu tylko woda, później - napoje izotoniczne. To ważne, by pić. W uszach mam słowa Roberta Korzeniowskiego, zasady nawadniania wykładał mi podczas biegu uliczkami Pekinu rok temu. Trzeba znać umiar. Za dużo płynów z sodem jest niebezpieczne, grozi hiponatremią, która może prowadzić do śmierci.

Gdzieś na 17. kilometrze zaczynam mieć wątpliwości. Na chodniku widzę człowieka w konwulsjach, uwijają się wokół niego sanitariusze. Zaczynam odczuwać skutki biegu po asfalcie. Już po pierwszej godzinie biegu każde zetknięcie z ziemią było jak uderzenie młotkiem w stopę. Dbając o stawy, trenowałem w lesie i parkach, asfaltu unikałem. Ciało nie było przyzwyczajone. Błąd! Przypominam sobie, że "maratończyk się nie poddaje" (to cytat z reklamy). Tupię dalej.

Po 22 km zyskuję pomoc. Na trening wybiegł kolega. Kazik dołącza do tłumu i podkręca moje tempo. Czuję, jakbym miał niespożyte siły. Już mogę pić izotoniki. Mają trochę energii, pochłaniam też banany. Kazik wraca do domu. Zostaję sam i zaczynam myśleć nad sensem biegu. Wystartowałem z raną w dłoni. Dwa dni przed maratonem zabawa w kucharza zakończyła się wizytą w środku nocy u chirurga. Mam szwy. Rana pulsuje, do środka dostaje się słony pot. Piecze. Bardzo.

Albert Camus napisał kiedyś: "Niech pociechą dla nas będzie to, iż żaden ból na świecie nie trwa wiecznie. Kończy się cierpienie, pojawia się radość i tak równoważą się nawzajem". Fajnie. Kiedyś minie. Zaczynam 27. km w rytm walenia młotkami i świdrowania w rozciętej ręce.

Nigdy w życiu na raz tyle nie przebiegłem. Miesiąc wcześniej zrobiłem sobie sprawdzian na 25 km (2 godz. 6 min). Teraz zaczynam świrować. Zastanawiam się, czy to już kryzys i czy wszystko ze mną OK. Zegarek nie działa! Zatrzymał się na 2:47. Spokojnie. Czytałem, że należy powtarzać sobie dobrze znane słowa. Zaczynam wyliczać słowa, które wyrażają moje emocje do stopera: początkowo podejrzliwość, potem zaniepokojenie, złość, strach, nienawiść. Bo jak mam biec na wynik w granicach 4 godz. 15 min? On już stoi z dziesięć minut, biegnę i biegnę! Jest! 2:48. To jednak ze mną coś nie w porządku. Zostało mi tylko półtorej godziny. Muszę dać radę. Okładam się gąbkami z wodą. Z dziury w dłoni zaczyna się sączyć krew, czuję, że puchnie mi też palec w stopie. Drobiazg.

Otuchy dodaje mi Paweł. Jest niepowtarzalny: biega boso, nawet, gdy jest zimno. Teraz biegnie maraton boso, momentami tyłem. A ja się przejmuję jakimś bąblem. Wstyd. Postanawiam nie rozmyślać już o palcu. Zbieram siły do zderzenia z murem.

"Gdzieś na 35. kilometrze możesz zacząć tracić świadomość, zechcesz usiąść. Trzeba to przetrwać. To żaden wstyd zatrzymać się, przejść kilkaset metrów. Ważne, żeby się nie poddać" - to słowa Darka. Ale mam inny plan. Nie zatrzymam się, nie będę szedł. Tylko bieg! Żadnej taryfy ulgowej. Na czarną godzinę mam żel wysokoenergetyczny. Zbliża się 35. km. Mam dziwne wrażenie, że jestem frankensteinem. Chcę biec szybciej, płuca i serce mówią "możesz", nogi nic sobie z tego nie robią - bolą, twardnieją i miękną na zmianę. Zataczam się. Jeszcze tylko 7 km do mety i żelu nie wezmę. Będę twardy jak kajzerka z Biedronki! Ostanie kilometry to męka. Myślę tylko o tym, że w domu dam medal Zoi. Kiedyś mnie zrozumie. Dziś sam siebie nie rozumiem. Boli.

Do mety tylko kilometr. Biegnę, nie wiem jak. Nagle słyszę krzyk: "Oskar! Dajesz!". Daniel, Edward i Krzysiek - koledzy dodają mi energii. Dostaję skrzydeł i ostatnie kilkaset metrów biegnę dosyć szybko. Meta... Po 4 godz. 18 min. Etiopczyk Teshome Etana Gelane potrzebował do zwycięstwa 2:12.03, Białorusinka Anastazja Padalinska 2:44.55. To ludzie z innej planety.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Maksym Chłań: Awans przyjdzie jeśli będziemy skoncentrowani

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto