Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Katarzyna Ucherska: "To autoterapia, która powinna być dla nas wzorem do naśladowania" [ROZMOWA]

Redakcja
Katarzyna Ucherska: "To autoterapia, która powinna być dla nas wzorem do naśladowania"
Katarzyna Ucherska: "To autoterapia, która powinna być dla nas wzorem do naśladowania" materiały prasowe
Katarzyna Ucherska to młoda aktorka grająca jedną z głównych ról w serialu "Dziewczyny ze Lwowa". Ucherska nie ogranicza się jednak tylko do telewizji. Chętnie występuje również na deskach teatru. W kwietniu będziemy mogli oglądać ją u boku Piotra Fronczewskiego w spektaklu "Edukacja Rity" w Teatrze Ateneum. Aktorka opowiedziała nam o swojej współpracy z Fronczewskim, wyzwaniach, z którymi musiała się zmierzyć podczas przygotowań do roli, a także o tym, że przeciwieństwa naprawdę mogą się przyciągać.

Jak pani myśli, co zadecydowało o tym, że akurat pani otrzymała rolę Rity?
Dla mnie to też zagadka. Matka i szefowa tego projektu, Małgorzata Maliszewska, rzuciła się na bardzo głęboką wodę i postanowiła od zera stworzyć nową kulturalną bazę, z własną sceną i repertuarem. Tego typu przedsięwzięcia to zawsze wielkie ryzyko. Jako doświadczona bizneswoman, ale także zagorzała teatromanka, wie, że podstawą sukcesu takiego miejsca jest przede wszystkim zgrana, pełna zapału i gotowości do działania ekipa. Dzięki rekomendacjom moich serdecznych przyjaciół pani producent postawiła na mój zapał i gotowość do artystycznych wyzwań, co w zestawieniu z doświadczeniem i „marką” najwyższej jakości – panem Piotrem Fronczewskim zadecydowało o naszych wspólnych losach.

Jak wyglądały pani przygotowania do roli? Obejrzała pani może wersję filmową tej historii? Co chciała pani dać tej postaci od siebie? A może inspirowała się pani którąś z aktorek, które wcześniej wcieliły się w Ritę?
Oglądałam filmową realizację, zresztą genialną, i była to pierwsza i ostatnia próba szukania przeze mnie klucza do interpretacji. Powielanie czegoś, co już powstało, odtwarzanie czy nawet drobna próba przemycenia skrawka czyjejś interpretacji na pewno skończyłoby się źle. To zresztą nielegalne! Julie Walters, grająca Ritę, była starsza ode mnie, również stażem w zawodzie. Ja jestem innym człowiekiem, z innym życiem wewnętrznym, postrzeganiem świata i na tym opierałam budowanie tej postaci. Chociaż świadomość, że moja postać była grana przez panią Krystynę Jandę, która była w tej roli doskonała, często przyprawia mnie o dreszcze i poddaje w wątpliwość cały mój wysiłek... Potęga autorytetu.

Trudno było odnaleźć się w takiej roli? Na ile pani czuła, że może utożsamiać się z Ritą (np. pod względem wieku), a na ile jej osoba była dla pani zupełnie obca?
Od chwili pierwszego czytania tekstu, poprzez kolejne spektakle, uświadamiam sobie jak bardzo jesteśmy z Ritą do siebie podobne. Co gorsza, z tą Ritą, której świat jest obcy, która nie rozumie procesów zachodzących w społeczeństwie, która zakłada niewygodne szpilki, przykleja sztuczne rzęsy i za tym wszystkim chowa prawdziwe ja. Ale pozytywnie patrząc, łączy nas entuzjazm, ciekawość świata, wiek i upartość. Raczej więcej nas łączy niż dzieli, niestety.

Czytaj też: Rozbiórka Teatru Żydowskiego. Budynek znika z placu Grzybowskiego [ZDJĘCIA]

W sztuce towarzyszy pani Piotr Fronczewski, aktor bardzo doświadczony, mający już za sobą rolę Franka w tym przedstawieniu. Jak wam się współpracowało?
Wielkość pana Piotra polega na ogromnej empatii, partnerstwie, życzliwości, cierpliwości i skromności. Aż trudno w to uwierzyć, ale miałam poczucie, że oboje startujemy od zera, co było absurdalnym odczuciem, biorąc pod uwagę doświadczenie tak wielkiego aktora. Nie mogłam sobie wymarzyć lepszej współpracy.

Pani i Piotr Fronczewski na scenie występujecie sami. Niedawno rozmawiałam z Anną Wojton, która podobnej sytuacji doświadcza w spektaklu „Przyszedł mężczyzna do kobiety”, gdzie też towarzyszy jej tylko jedna osoba. Powiedziała, że dla aktorów to dodatkowe wyzwanie. Czy pani też odbiera to w takich kategoriach? Faktycznie łatwiej jest zagrać, kiedy obsada jest szersza?
Zawsze jest łatwiej pracować w większym gronie. Nie tylko jest odpowiedzialność zbiorowa, ale też mniej obowiązków przypada na jedną głowę, no i dłuższa przerwa na papierosa... Ale w tym zawodzie wyzwania są darem, który trzeba doceniać, szanować i stawiać im czoła z radością. Z każdym przedstawieniem każda kolejna strużka potu na karku utwierdza mnie w tym przekonaniu.

Dalszy ciąg wywiadu na następnej stronie

Bohaterowie grani przez panią i Piotra Fronczewskiego są osobami o zupełnie różnych charakterach i temperamentach. Czy dwoje takich ludzi ma w rzeczywistości szansę się dogadać, potwierdzając powiedzenie, że „przeciwieństwa się przyciągają”?
Tak, pod warunkiem, że łączy ich albo wiele, albo coś wyjątkowego. Frank i Rita są jak puzzle. Jedno wypełnia lukę drugiego. Na samym początku prób reżyser Andrzej Strzelecki powiedział, że dramat tych ludzi, ich potencjalnej bliskości męsko-damskiej, polega na tym, że spotkali się w złym czasie, nie wstrzelili się w swój wiek. Gdyby on był młodszy, albo ona starsza... Ale realia są dla nich fatalne. I to jest tragedia, bo do nikogo nie można nawet mieć pretensji.

Jak, pod wpływem siebie nawzajem, zmieniają się Rita i Frank na przestrzeni całej historii?
Odpowiedź na to pytanie to „spoiler”! Zresztą wolałabym, żeby to widzowie ocenili czym według nich jest ta relacja, jak sami oceniają zmiany w bohaterach i z czym mogą się w jakiś sposób utożsamić. Na pewno dzieje się sporo w ich życiu, choćby dlatego, że spotykają się dwa kompletnie różne światy, odmienne temperamenty, punkty widzenia i jedno czerpie od drugiego bardzo dużo.

Jakie są oczekiwania Rity wobec profesora? Czego jej postać najbardziej pragnie i na czym jej zależy?
Podejrzewam, że najbardziej zależy jej na zrozumieniu dlaczego tak bardzo nie pasuje do świata, który ją otacza, do społeczeństwa, w którym się wychowała i w którym żyje. Kluczem do tego jest literatura, przy okazji której Rita poznaje społeczne procesy, charaktery, style życia i uwrażliwia się na nie. Ponieważ ma kompleks osoby niewykształconej, co generuje w niej masę przedziwnych reakcji, zamykanie się na ludzi, chce również poprzez zdobycie wykształcenia otrzymać przyzwolenie na wyrażanie swojego zdania, mówienie pełnym głosem o tym, co ją boli, z czym się nie zgadza, a co ją cieszy i wzrusza. To jej największe marzenie. Tak naprawdę to w dużej mierze autoterapia, która powinna być dla nas wzorem do naśladowania.

Miała pani okazję skonfrontować swoje zdanie na temat spektaklu z opinią kogoś, kto oglądał go jako widz? Rozmawiała pani z kimś z publiczności? Jestem ciekawa, z jakimi refleksjami widzowie opuszczają salę teatralną po obejrzeniu tego przedstawienia?
Przedstawienie jest aktualne i to dobra wiadomość. Docierały do mnie zgodne ze sobą głosy, że opowieść jest szalenie współczesna, śmieszna, chwilami komiczna, nawet padały głosy, że „to czysta komedia, dopóki nie zrobi się poważnie...”. Odwiedzali mnie w garderobie również koledzy ze łzami wzruszenia, dla których to opowieść o straszliwej samotności. Poruszamy w niej mnóstwo tematów, które dotyczą każdego z nas. Wierzę, że każdy w tej sztuce znajdzie coś dla siebie.

Scena Spectrum, która pojawi się na stałe na mapie już wkrótce, przedstawia zupełnie nową interpretację współczesnego mitu o Pigmalionie. Tymczasowo „bezdomny” teatr wystawia przedstawienia na najpopularniejszych scenach w różnych miastach. W Warszawie spektakl "Edukacja Rity" zobaczymy 22, 23 i 24 kwietnia w Teatrze Ateneum.


emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto