Obydwa projekty - choć na pierwszy rzut oka różni je niemal wszystko - opierają się na podobnej koncepcji. Tu i tu bowiem podstawą brzmienia jest sprytnie wykorzystany wątek z tradycji muzyki klasycznej. W przypadku słynnego chóru Gregorian będzie to (prawda, że cokolwiek opacznie rozumiany) średniowieczny chorał gregoriański. W przypadku niezwykłego cyklu Video Games Live - rozbuchana symfonika w romantycznym stylu.
Mechanizm działania jest prosty: neoklasyczne wykonanie ma w założeniu nobilitować dźwięki, na które "poważna" publiczność normalnie nie zwróciłaby nawet uwagi. Przydawać splendoru i dostojeństwa najbardziej pogardzanym tworom współczesnej popkultury, jak gry komputerowe czy hity z czołówek list przebojów. A zarazem poszerzać muzyczne horyzonty tych, których stopa zapewne nigdy nie stanęłaby w filharmonii.
- Naszym celem jest w pierwszym rzędzie zasypanie przepaści kulturowej i pokoleniowej. Pragniemy uwypuklić ogromne znaczenie gier komputerowych we współczesnej kulturze i pokazać ludziom, że pochodząca z nich muzyka to coś znacznie więcej niż elektroniczne pikanie i plumkanie - deklarują Tommy Tallarico i Jack Wall, pomysłodawcy projektu Video Games Live, który w tym tygodniu po raz pierwszy zawita do Polski.
I wiedzą, co mówią. Gdy w 2005 r. postanowili zorganizować wielki koncert, na którym profesjonalna orkiestra symfoniczna z towarzyszeniem potężnego chóru miała wykonywać melodie z "Super Mario Bros", "Diablo" czy "Cywilizacji", wiele osób pukało się w czoło. Dziś Video Games Live to kilkadziesiąt koncertów rocznie w różnych częściach świata (zwykle wyprzedanych do ostatniego miejsca), entuzjastyczne recenzje w periodykach pokroju "New York Timesa" czy "Washington Post", a nawet wydana w 2008 r. płyta zawierająca kolekcję największych komputerowych hitów w orkiestrowym wydaniu.
Siła projektu Walla i Tallarico polega przede wszystkim na umiejętnym połączeniu tradycji symfonicznych z multimedialną oprawą godną rockowego megawidowiska i silnym naciskiem na interaktywność całego przedsięwzięcia. Orkiestrowym pasażom towarzyszą bowiem wyświetlane na wielkim ekranie zsynchronizowane z muzyką sceny z kolejnych gier. A występujący w roli mistrza ceremonii Tallarico (w cywilu kuzyn Stevena Tylera z Aerosmith) co chwila zaprasza na scenę kogoś z widowni, aby na oczach tłumu zmagał się w rytm komputerowych hitów z wirtualnymi przeciwnikami.
Nie bez znaczenia jest także dobór repertuaru - w programie VGL znalazły się zarówno proste melodyjki, które wycisną łzy wzruszenia u każdego fana "Tetrisa" czy "Space Invaders", jak i wyrafinowane kompozycje pochodzące z najnowszych komputerowych superprodukcji w rodzaju "Halo" czy "World of Warcraft". Do tego Wall i Tallarico zawsze stawiają na efekt świeżości, zapraszając do udziału w każdym koncercie lokalnych muzyków. Na Torwarze zobaczymy zatem w akcji orkiestrę Filharmonii Łódzkiej im. Artura Rubinsteina oraz orkiestrę Sinfonia Iuventus. Podczas koncertu będzie im towarzyszył akademicki chór Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej.
Chóralny śpiew (choć utrzymany w nieco innej konwencji) to z kolei główne pole działalności zakapturzonych osobników występujących od 10 lat pod szyldem Gregorian. Tych panów akurat nie trzeba naszym rodakom przedstawiać. Ich dotychczasowe koncerty w naszym kraju nieodmiennie cieszyły się ogromnym powodzeniem, a i płyty z przebojowej serii "Masters of Chant" (dotychczas ukazało się siedem części) regularnie gościły w czołówce list sprzedaży.
Powołany do życia przez łebskiego niemieckiego producenta Franka Petersena zespół opiera się od lat na prostej, acz skutecznej formule: weź garść najbardziej znanych popowych i rockowych hitów, przearanżuj je na ponurą, siedmiotonową skalę wykorzystywaną w dawnych chorałach gregoriańskich, następnie każ to zaśpiewać grupie utalentowanych wokalistów odgrywających rolę średniowiecznych mnichów, dodaj miły dla ucha akompaniament i... gotowe!
Efekt końcowy z tradycją chorałową nie ma co prawda zbyt wiele wspólnego (autentyczni mnisi nigdy nie śpiewali z towarzyszeniem instrumentów), ale publika ma to w nosie. I wciąż lubi słuchać "gregoriańskich" przeróbek Stinga, U2, Metalliki czy Duran Duran, które szczególnie interesująco brzmią w wersji live. Gregorianie bardzo bowiem dbają o niezwykły klimat swoich występów. Gdzie indziej można zobaczyć 12 zakapturzonych facetów jakby żywcem wyjętych ze średniowiecznych rycin, którzy przy nastrojowym świetle świec wyśpiewują doskonale znane szlagiery? W takiej otoczce nawet songi Britney Spears zabrzmiałyby niczym dostojna klasyka.
Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?