Zakurzona klitka w piwnicach uczelni zamiast nowoczesnych laboratoriów, bez żadnych przedziwnych kosmicznych sprzętów. W ich żmudnych pracach, oprócz podstawowych urządzeń laboratoryjnych, najbardziej przydały się łopata i parę pojemników, do których żwawo przerzucali i przesiewali substancję.
I co z tego, że warunki pracy krakowskich naukowców są tak skromne? Liczy się rezultat. Nasi badacze jako nieliczni stworzyli materiał prawie taki sam jak ten, który został pobrany przez misję Apollo 17 na Księżycu. - Wyprodukowany jest wyłącznie z polskich produktów - podkreślają z zadowoleniem dr Rzyczniak i dr Bednarz. - Gdzie ich szukaliśmy? Wśród odpadów z elektrociepłowni, hut stali, w kopalniach odkrywkowch, kamieniołomach.
Przez prawie rok naukowcy mieszali, łączyli z sobą zamawiane kruszywa. Aż wreszcie dobrali odpowiedni zestaw takich składników, który jest bardzo podobny pod względem właściwości mechanicznych i fizycznych do tego z Księżyca. Sprawdzali m.in. gęstość, kolor substancji, uziarnienie, wytrzymałość. Proporcje i nazwa materiałów użytych do produkcji gruntu księżycowego to wielka tajemnica doktorów Bednarza i Rzyczniaka. Znają ją tylko oni i partnerzy - pracownicy Centrum Badań Kosmicznych PAN, jako jednostki wiodącej.
Na razie krakowscy badacze wyprodukowali 600 kg analogu. To jednak za mało, by przetestować księżycową "ziemię". Aby specjalne urządzenie - penetrator - mogło się wwiercić w grunt, potrzeba go ponad 5 tys. kg i kilkumetrowej warstwy. Praca łopatą zatem wciąż wrze.
Czy dumne ze swoich "księżycowych" mężów małżonki już zadzierają nosa? - Ależ skąd! Nie miały pojęcia, czym się zajmujemy. Dowiedziały się o naszym odkryciu dopiero po publikacjach w prasie. Zdziwiły się trochę - śmieją się naukowcy.
Uwaga na Instagram - nowe oszustwo
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?