Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Lech nie miał kim straszyć

Maciej Lehmann
Semir Stilić  trafił do siatki Brugii, ale sędzia gola nie uznał. Ta kontrowersyjna decyzja miała olbrzymie znaczenie dla losów dwumeczu FC Brugge – Lech.
Semir Stilić trafił do siatki Brugii, ale sędzia gola nie uznał. Ta kontrowersyjna decyzja miała olbrzymie znaczenie dla losów dwumeczu FC Brugge – Lech. Maciej Opala
Gdyby Smuda prowadził teraz Lecha, nie doszłoby do katastrofy w Brugii – takie opinie najczęściej można było usłyszeć po porażce Kolejorza na stadionie J. Breydela. Prawda jest taka, że obecny Lech miał mniej szczęścia, niż drużyna prowadzona przez Franza. Gdyby sędzia uznał gola Stilica, nikt nie pisałby dziś o fatalnym stylu. Najwyżej narzekanoby, na formę napastników.

Przegrana Kolejorza to ogromny zawód, bo wszyscy jeszcze pamiętają występy poznaniaków w poprzednim sezonie. Miło było na nich patrzeć. Grali z polotem, pasją, bezkompromisowo. Styl prezentowany w tym roku to zupełne przeciwieństwo. Kibice mówią o tchórzliwej taktyce, typowo polskich kompleksach, złym przygotowaniu mentalnym i fizycznym. Czy winę za całe zło można zwalić wyłącznie na Jacka Zielińskiego?

Pucharowe wyniki Lecha pod batutą Franciszka Smudy stały się już legendą. Zapomina się jednak, w jakich okolicznościach zostały osiągnięte. Lech miał niesamowitego farta. O tym teraz się zapomina, bo rozczarowanie z braku awansu przesłania racjonalne argumenty.

Pierwszy lepszy przykład to mecz w Wiedniu z Austrią. Lech podobnie jak w czwartek też był schowany za podwójną gardą. Austriacy strzelali w słupki, poprzeczki i nie wykorzystali rzutu karnego. Lech przegrał tylko 1:2. Gdyby wiedeńczycy wcisnęli jedną bramkę więcej, prawdopodobnie nie byłoby pięknej jesieni 2008 roku...

Kto przechylił szalę zwycięstwa na korzyść poznaniaków w rewanżu? Zdecydowały gole Peszki ( 84. min) Murawskiego (120.), a więc graczy, których brak był w Brugii szczególnie widoczny. Jakby tego było mało, Zieliński nie mógł też skorzystać z usług Wojtkowiaka. Brak tak klasowych graczy na prawej obronie i w pomocy był widoczny gołym okiem.

Z argumentami tych, którzy twierdzą teraz, że Lech prowadzony przez Smudę nigdy się nie asekurował, też można polemizować. Wystarczy przypomnieć sobie, jak grał Kolejorz w drugiej połowie rewanżowego meczu z Udinese, kiedy przyszło bronić skromnego 1:0. Czy wtedy drużyna prowadzona przez Franciszka Smudę stłamsiła rywali na ich połowie, czy było wręcz odwrotnie? Przestańmy więc tworzyć kolejne mity o trenerskim kunszcie poprzedniego szkoleniowca Kolejorza, bo właśnie po meczu we Włoszech Lech znalazł się na równi pochyłej, po której cały czas się obsuwa.

Między Austrią a Udinese były jeszcze mecze z Deportivo, Nancy, Feyenoordem, ale przecież miały one inny ciężar gatunkowy. To były spotkania o punkty, a nie z gatunku „play -off”. Piłkarze Lecha grali w nich bez tremy, bo nic nie mieli do stracenia, a wszystko do zyskania. Wiosenne spotkania pokazały jednak, że poznaniacy średnio sobie radzą z presją, nawet gdy na ławce siedzi Franz. I wtedy jakoś nie zadziałała jego magia. Wszyscy, którzy teraz wieszają psy na Zielińskim, niech sami sobie spróbują odpowiedzieć na to pytanie, dlaczego zespół tracił punkty z Arką, ŁKS czy Cracovią i nie zdobył mistrzostwa Polski, co równałoby się z grą w fazie grupowej Ligi Europejskiej. Nawet Lech Zielińskiego nie potknąłby się chyba na Levadii.

– Mieliśmy zdecydowanie mniej atutów ofensywnych, by prowadzić grę na połowie przeciwnika – próbuje tłumaczyć styl gry Kolejorza w Brugii Zieliński i trudno odmówić mu racji . Kibicom marzyły się ataki skrzydłami, tylko kto je miał inicjować? Jeśli do tego dodamy brak formy Rengifo i Lewandowskiego, którzy tracili większość adresowanych do nich piłek, to nie ma się co dziwić, że Zieliński uznał, iż najwłaściwsza będzie taktyka polegająca na obronie skromnej zaliczki.

Nie udało się, bo sędzia nie uznał prawidłowego gola. Gazeta „Het Nieuwstland” napisała, że na stadionie było słychać wielki oddech ulgi. Nie udało się, bo wyśmienią okazję zmarnował Lewandowski, a strzał Bosackiego cudem obronił Stijnen.

– Wiedzieliśmy, że o awansie będą decydowały detale. I tak rzeczywiście było – przyznał po meczu bramkarz Brugii. W ubiegłą niedzielę uznano go winnym porażki z Kortrijk, w czwartek został bohaterem Brugii. Piłkarze Lecha też będą mieli okazję do rewanżu. Najbliższa już w niedzielę we Wronkach w meczu z Bełchatowem. W ubiegłym roku powiodło im się w pucharach, a nie udało w lidze. Może teraz będzie odwrotnie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

20240417_Dawid_Wygas_Wizualizacja_stadionu_Rakowa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto