Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Legendarny Afrojax: "Chciałbym wieść jakieś prostsze życie, ale mnie na to nie stać" [ROZMOWA NaM]

Damian Dragański
Legendarny Afrojax: Chciałbym wieść jakieś prostsze życie, ale mnie na to nie stać [ROZMOWA NaM]
Legendarny Afrojax: Chciałbym wieść jakieś prostsze życie, ale mnie na to nie stać [ROZMOWA NaM] Andrzej Banas
Legendarny Afrojax, czyli Michał Hoffmann, znany szerzej jako wokalista nieistniejącego już Afro Kolektywu, po wydaniu płyty "Przecież ostrzegałem" powiedział, co skłoniło go do nagrania tak wyjątkowo agresywnego tekstowo wydawnictwa. - Irytuje mnie zderzenie z prawdziwą egzystencją, z tą biurokratyczną nadbudową rzeczywistości, gromadzącymi się papierami, zobowiązaniami. Chciałbym wieść jakieś prostsze życie, ale mnie na to nie stać. Nie nauczyłem się tego mimo zaawansowanego wieku, bo byłem zajęty nagrywaniem muzyki - przyznał w rozmowie z naszemiasto.pl.

Legendarny Afrojax: Chciałbym wieść jakieś prostsze życie, ale mnie na to nie stać [ROZMOWA NaM]

Jak się czujesz kilka miesięcy po wydaniu takiej płyty jak „Przecież ostrzegałem”?
Legendarny Afrojax: Czuję się doskonale, bo teraz mogę skupić się na kolejnych płytach, robię dwie równolegle z dwoma zespołami: Syndromem Sztokholmskim, który gra wysublimowane piosenki i Poradnią G, która gra... punkopolo. Dużo gram na klawiszach, na gitarze, śpiewam, komponuję sporo numerów, piszę masę tekstów. Czuję się lżejszy, ponieważ na „Przecież ostrzegałem” udało mi się skanalizować, i nie jest to przypadkowo dobrane słowo, różne podłe emocje. Wymagały one podłej oprawy i udało się ją zapewnić.

Co wywołało te emocje?
Jako człowiek skupiony mocno na sobie, jak każdy artysta, źle znoszę wszelkie życiowe rozczarowanie. Zapewne radzę sobie z tym gorzej niż osoby obdarzone jakimś szerszym instynktem społecznym i daleko idącym altruizmem. Dla mnie pewien zestaw frustracji zaczął być nie do zniesienia. Ich źródeł jest dużo.

Jedna rzecz Ci się nie udała. Płyta miała być kompletnie „asłuchalna” i skierowana do nikogo. Tak jednak nie jest. Recenzje są korzystne.
Pierwotnie planowałem zrobić bity pozbawione pulsu, będące kompletną kakofonią. Ale po kilku próbach zabrakło mi przekonania do czegoś takiego. Do skrajnej bezkompromisowości muzycznej trudno dokleić warstwę słowną. To byłoby może ciekawe, gdyby funkcjonowało jako sam dźwięk. Natomiast tekst połączony z aż tak radykalnym hałasem - nawet dla mnie to mieszanka niestrawna. W końcu chciałem zrobić płytę, na której teksty będą dobitne, czytelne. A może podświadomie chciałem, żeby jednak ludzie tego posłuchali? Jestem przecież próżny jak cholera! Skoro coś robię, to chcę, żeby nawet kilka osób powiedziało, że to, co zrobiłem, jest spoko. W efekcie powstała płyta obrzydliwa, ale raczej słuchalna.

Trudno było przekonać Cię do wydania płyty w Wytwórni Krajowej?
Moje podejście - czyli mam wszystko gdzieś i wydam to sobie sam w piętnastu egzemplarzach - się zmieniło, kiedy dwaj przyjaciele (Michał Szturomski i Jacek Szabrański z Wytwórni Krajowej - red.) zaprosili mnie na rozmowę i powiedzieli, że bardzo chcą ten materiał wydać. To było po publikacji trzech singli w sieci. Po wielogodzinnych namowach, zgodziłem się, żeby to oficjalnie wytłoczyć, sprzedać i zarobić niewielką, ale mile widzianą kasę. Wraz z tą decyzją, poczułem się odpowiedzialny, żeby Michał miał za co kupować sobie gry na playstation, a Jacek miał czym nakarmić swoje dziecko. Dla ogólnego dobra podjąłem żałosną autopromocję. Wrzucałem recenzje na facebooka i stosowałem tanie triki psychologiczne, żeby sprzedać cały nakład, co szybko się nam udało.

Na tej płycie jest inny Afro? Taki, który przestał afirmować frajerstwo, a zaczął atakować wszystkich dookoła?
Zawsze istniała grupa przywiązana do Afrojaxa żałosnego, który leży w kartonie na dworcu albo za chwilę będzie tam leżał. Zaspokajałem ich potrzebę istnienia osoby, która jest jeszcze bardziej przegrana od nich. W momencie powstania „Płyty Pilśniowej”, czyli 15 lat temu, może mi to odpowiadało. Potem coraz mniej i walczyłem z tym utrwalonym wizerunkiem. A teraz, nagrywając płytę „Przecież ostrzegałem”, mogłem sobie nałożyć staro-nową gębę. Także afirmującą frajerstwo i beznadzieję, ale znacznie bardziej agresywnie, wręcz wojowniczo.

W wielu opiniach na temat płyty pojawia się ocena, że jest ona wręcz ohydna, ale jednocześnie inteligentna. Czy to nie za dużo jak na przeciętnego słuchacza rapu w Polsce?
Słabo znam polski rap, szczególnie ten z ostatnich lat. Ale to dlatego, że strasznie mało w nim rzeczy ciekawych na pierwszy rzut ucha. Niewiele mną wstrząsnęło. Rap, żeby był interesujący, musi być o czymś, być wciągająco osobisty, nie może być bezpieczny. Np. dla mnie „jakiś” jest Gospel, Gang Albanii, Taco Hemingway czy Pr8bl3m. Oczywiście, są to propozycje zróżnicowane pod względem przyjmowanej pozy i jakości artystycznej, ale są właśnie „jakieś”. Natomiast 90 procent tego, czego słuchałem ostatnio, to jest żenada. Powtarzanie tego, co było. Pustostan treściowy. Autotematyzm. Zasada: „Róbmy tak, jak trzeba robić, żeby zaistnieć na rynku”. Moje gratulacje, wielu osobom się udało.

W jednym z Twoich singli pojawił się Wojciech Modest Amaro. Może trudno to wywnioskować z tekstu utworu, ale cenisz jego postać.
Zaimponowały mi jego niektóre manifesty życiowe. Na przykład nigdy bym nie przypuszczał, że definicję nowoczesnego patriotyzmu przeczytam w książce kucharskiej. Amaro uważa, że jest nim wzajemna inspiracja do twórczego, zdrowego i radosnego życia. Doskonalenie się w tym, co umiemy robić najlepiej. Ja nie wiem, czy to jest przepis na patriotyzm, ale na pewno na wybór rozsądnej drogi życiowej. Natomiast Amaro nazwał to patriotyzmem w swojej książce. Zauważ brak jakiejkolwiek tradycyjnej symboliki. Spodobało mi się to jako przeciwwaga do rozpowszechnionej ostatnio postawy demonstracyjnie, powierzchownie, konserwatywnie i głupio pro-polskiej.

Zaskoczyłeś w tym momencie. Ciekawy opis jak na telewizyjną gwiazdę.
No tak, to celebryta. Tyle że u niego najpierw była sztuka, autentyczne osiągnięcia, a dopiero potem sława. Przypominam, że Amaro w swoich pierwszych krótkich formach telewizyjnych, w których pokazywał modernistyczne techniki kulinarne, w ogóle się nie odzywał. Do tego stopnia konsekwentnie, że nawet powstała plotka o jego ostrej fobii, która nie pozwala mu się odzywać, co oczywiście okazało się później bzdurą. Potem trafił na ekrany całej Polski, show, stał się mega rozpoznawalny. I mimo to nie obniżył lotów! Chociaż mnie na to nie stać, mogłem się przekonać o jego kunszcie. Na kolację u Amaro z okazji moich urodzin dla dwóch osób złożyła się cała moja rodzina. Absurdalnie wysoki koszt, ale absurdalnie wysoki poziom.

Wróćmy do płyty. Wspominałeś, że frustrację wywołują rozczarowania. Co Cię najbardziej denerwuje w szeroko pojętej codzienności?
Przede wszystkim moje wyposażenie osobiste, czyli nieśmiałość, nieumiejętność wciskania kitu, brak przebojowości, przeróżne fobie, filie, patologie i nałogi. W mniejszym stopniu bezsilność wobec wielkich korporacji, które korzystają ze swoich możliwości i doją nas jako konsumentów zamiast dostarczać wysokiej jakości usługi. Dalej... Nie umiem sprawnie poruszać się w gąszczu przepisów, praw i kwestiach administracyjnych. Irytuje mnie zderzenie z prawdziwą egzystencją, z tą biurokratyczną nadbudową rzeczywistości, gromadzącymi się papierami, zobowiązaniami. Chciałbym wieść jakieś prostsze życie, ale mnie na to nie stać. Nie nauczyłem się tego mimo zaawansowanego wieku, bo byłem zajęty nagrywaniem muzyki.

Przerażają Cię paragrafy, ich zawiły język i świadomość, że nieznajomość prawa nie jest wytłumaczeniem?
Znajomość sobie, a umiejętność egzekucji sobie. Prawo jako wiedza do głowy wchodzi mi wyśmienicie, z karnego na studiach miałem celujący. Ale cechy osobowości utrudniają mi zastosowanie jakiejkolwiek teorii. Wolę dać komuś spokój niż się z nim wykłócać. Podobnie mam w życiu prywatnym. Wolę odpuścić, nie wchodzić w konfrontację, powtórzyć za Jackiem Jońcą: „Zostawmy to”. Przez całe życie nie lubiłem się komuś narzucać, z kimś walczyć. Nie cenię konfliktów, bo w moim przeświadczeniu one nie wnoszą nic dobrego. Tylko sporadycznie nie wytrzymuję i reaguję ostro, czasem też na płytach, a najbardziej bezpośrednio na tej jednej - „Przecież ostrzegałem”. Zabawne, że wtedy z reguły otrzymuję to, czego chciałem. Ale czuję się przy tym głupio jak oszust.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto