Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Najgorsze dla westerplatczyków było to, że przy grobach ich kolegów postawiono sowiecki czołg

Barbara Szczepuła
Wojnę polsko-polską o krzyż na Westerplatte opisuje Barbara Szczepuła

Młody żołnierz służby zasadniczej Czesław Nowak stanął na Westerplatte w roku 1959. Przyjechał z Kielecczyzny, po raz pierwszy zobaczył morze i od razu się nim zachwycił. Służył w Kaszubskiej Brygadzie Wojsk Ochrony Pogranicza, wraz z kolegami czuwał, by ze statków obcych bander nie przedostał się do Polski żaden szpieg czy dywersant. Pilnował też, aby żadnemu Polakowi nie udało się opuścić socjalistycznej ojczyzny. Pamięta przypadek chłopaka, który wdrapał się na dźwig i z tego dźwigu skoczył na odpływający już amerykański statek. W ślad za masowcem pomknęły łodzie pościgowe, ale nie zdołały zatrzymać Amerykanów.
- Na szczęście dla tego chłopca.
- Dla nas też, bo gdyby udało się ustalić, kto dopuścił, by zbieg dostał się na statek, mielibyśmy się z pyszna!
- Złapaliście kiedyś szpiega?
- Raz pijany Niemiec usiłował wprowadzić na statek kolesia. Zrobiła się awantura.

Rozmawiamy o szpiegach spacerując po terenie byłej Wojskowej Składnicy Tranzytowej, gdzie trwają właśnie przygotowania do uroczystości siedemdziesiątej rocznicy wybuchu wojny. Pod pomnikiem Obrońców Wybrzeża na Westerplatte z polskim premierem Donaldem Tuskiem spotkają się między innymi Angela Merkel, kanclerz Niemiec i Władimir Putin, premier Rosji. Pracownicy Muzeum II Wojny światowej rozstawiają plansze ze zdjęciami, z których największe emocje budzi zbiorowa fotografia zrobiona 23 sierpnia 1939 roku, tuż po podpisaniu paktu Ribbentrop-Mołotow. Polscy komentatorzy zastanawiają się, czy premier Putin zatrzyma się przed tym zdjęciem i co powie? Co powie na Westerplatte pani Merkel i czy będzie to kłopotliwe dla Putina?

Ale w tym miejscu, które nazywa się niekiedy polskimi Termopilami, trzeba przede wszystkim pochylić głowy i oddać cześć bohaterom.
Zatrzymujemy się przed grobami piętnastu obrońców Westerplatte, którzy zginęli między pierwszym a siódmym września 1939 roku. Jest tu też grób ich dowódcy, majora Henryka Sucharskiego. Wspominamy kolejkę, która ciągnęła się od Zielonej Bramy do Dworu Artusa, w którym w 1971 roku wystawiono urnę ze szczątkami majora. Sprowadzono je z Włoch, gdzie Sucharski zmarł krótko po wojnie. Mówiło się, że władze chcą w ten sposób udobruchać społeczeństwo Wybrzeża po grudniowej masakrze 1970 roku. Wszyscy żyjący westerplatczycy zjechali wtedy do Gdańska, by pożegnać swojego dowódcę.

Był wśród nich Wiktor Ciereszko. - Ojciec przez całe lata ukrywał fakt, że tutaj walczył - opowiada mi dziś jego syn Zbigniew. - Po prostu się bał… Tacy żołnierze jak on nie byli w Ludowym Wojsku Polskim potrzebni. Gdy po wojnie Wiktor wrócił z robót u bauera w Prusach Wschodnich, przyjęto go do Milicji Obywatelskiej. Pewnego dnia przypadkiem dowiedział się, że UB chce aresztować jego znajomego, porządnego człowieka i dobrego Polaka. Uprzedził go. Gdy zorientowano się, że Ciereszko mógł maczać w tym palce, natychmiast został zatrzymany. Jakoś się wybronił, ale do MO już nie wrócił. Pracował jako magazynier w spółdzielni rolniczej w powiecie kętrzyńskim. Tylko w gronie rodzinnym powracał do wrześniowej walki, bo te siedem dni na Westerplatte były najważniejsze w jego życiu.

- Nagle - opowiadał bliskim Wiktor Ciereszko - zwaliła się na nas straszna nawałnica, coś jakby burza z piorunami, człowiek nie wiedział, gdzie niebo, gdzie ziemia. Zagrzmiało, cały kosmos się zakotłował, zakręcił i runął na nas - powtarzał często, więc syn dobrze te słowa zapamiętał. Wiktor Ciereszko pochodził spod Lidy, a na Westerplatte trafił jako znakomity strzelec. Gdy pierwszego września Wojskową Składnicę Tranzytową zaatakowali Niemcy, obsługiwał karabin maszynowy w wartowni numer 1. Widok żołnierzy niemieckich posuwających się tyralierą ku wartowni wracał w snach do końca życia. Strzelał, ile miał sił i możliwości, Niemcy padali, na ich miejsce pojawiali się następni i następni, nie było widać końca… Nie, nie miał wyrzutów sumienia, że celował do ludzi. Była wojna, wróg napadł na Polskę, trzeba było bronić ojczyzny. To obowiązek żołnierza.

Marzył o tym, by wrócić kiedyś nad morze, w pobliże Westerplatte. W latach siedemdziesiątych dopiął swego, wybudował domek w Rumi i tam osiadł na emeryturze. Wkrótce, na szczęście, czasy się zmieniły, obronę Westerplatte zaczęto przywoływać jako przykład bohaterstwa, można się było przyznawać do udziału w walce. W 1974 roku otwarto dla zwiedzających odbudowaną w czynie społecznym wartownię numer 1. Wiktor Ciereszko i trzej jego towarzysze broni zostali przewodnikami po byłej Wojskowej Składnicy Tranzytowej.- Boże, jak ojciec się cieszył! Jak on to przeżywał! Te szkolne wycieczki, te listy uczniów, pogadanki w szkołach! Turyści z Niemiec, którym dokładnie opowiadał, gdzie stał pancernik "Schleswig Holstein", ilu było żołnierzy polskich, ilu niemieckich. Chwalił się, że wytrzymali aż siedem dni! Tata co roku czekał wiosny, by pojechać na Westerplatte i opowiadać, opowiadać… - wzdycha Zbigniew Ciereszko, którego ojciec nie żyje już od dwudziestu lat.

Półwysep wtedy wyglądał już inaczej niż w 1945 roku, bo w latach sześćdziesiątych usypano wielki kopiec, na którym stanął pomnik Obrońców Wybrzeża. Wybrzeża, podkreślmy, nie Westerplatte, bo w tej nazwie musieli się zmieścić także żołnierze radzieccy, którzy "wyzwalali" Gdańsk, a którzy wyrzeźbieni na pomniku trzymają w rękach pepesze. - Najgorsze dla westerplatczyków było to - ciągnie Zbigniew Ciereszko - że przy grobach ich kolegów postawiono sowiecki czołg.
Skąd się tam wziął T-34?

* **

Czesław Nowak od lat pracował już wtedy w Porcie Gdańskim, bo podczas służby wojskowej zakochał się nie tylko w morzu, ale też w młodej gdańszczance Eli i zamieszkał nad Motławą. Na Westerplatte patrzył z wysokości portowego dźwigu. Wśród załogi było kilku westerplatczyków, więc stale - jak mówi - dotykał historii. Bohaterstwo żołnierzy walczących na tym małym skrawku ziemi z całą potęgą III Rzeszy działało na jego wyobraźnię. Przez Zbigniewa Ciereszkę, który pracował w jego brygadzie, poznał i zaprzyjaźnił się z jego ojcem Wiktorem. - Wiele się nauczyłem dzięki panu Nowakowi - mówi mi Zbigniew. - Z historią w szkole było kiepsko, a od pana Czesława otrzymywałem podziemne wydawnictwa i nawet sam wciągnąłem się w kolportaż bibuły.
Na początku lat sześćdziesiątych młody Nowak zdejmował jeszcze czapkę przed betonowym krzyżem stającym nad mogiłami obrońców Westerplatte. Postawili go w 1946 roku gdańscy portowcy z inicjatywy kapitana Franciszka Dąbrowskiego, zastępcy Sucharskiego. Ale w roku 1962 komuniści krzyż nagle usunęli, bo do Gdańska miał przyjechać Nikita Chruszczow i planowano jego wizytę na Westerplatte. W tym samym roku zmarł w Krakowie kapitan Dąbrowski. W PRL nie uznawano go za bohatera. Przeżył i to był jego błąd, jeszcze w latach czterdziestych został wyrzucony z Wybrzeża. Żeby się utrzymać szył kapcie, potem prowadził kiosk Ruchu.

Na miejscu krzyża przy mogiłach westerplatczyków postawiono właśnie ten czołg! Chruszczowowi na pewno by się spodobał, tyle tylko że wizyta nie doszła do skutku. - Po prostu paranoja - denerwuje się Nowak, który ciągle przeżywa tę historię. - Czołg miał upamiętniać walki w 1945 roku, co nijak się miało do historii tego miejsca. Brygada, do której należał, ale i to, czy należał, okazało się dyskusyjne, więc była to 1 Brygada Pancerna Bohaterów Westerplatte i "wyzwalała" Gdańsk w składzie II Frontu Białoruskiego marszałka Rokossowskiego. W gazetach pisano, że żołnierze tej brygady "złożyli na grobach obrońców Westerplatte swój czołg jak kwiat".

Kierowca, który miał wyrzucić na śmietnik "Krzyż Dąbrowskiego", przewiózł go potajemnie nocą do Nowego Portu, do parafii świętej Jadwigi. Żeby się nie rzucał w oczy, ustawiono go w bzach. Wszyscy wiedzieli, skąd się tam wziął, jednak krzyż westerplatczyków stojący w bzach w Nowym Porcie władzom już nie przeszkadzał. Czołg pysznił się na Westerplatte.
Ale Czesław Nowak o krzyżu nie zapomniał. Gdy wybuchła Solidarność, której był w porcie założycielem i działaczem, wykopał go wraz z portowcami z tych bzów i na przyczepie ciągnika przewiózł na półwysep. W 1981 roku Wiktor Ciereszko przemawiał pięknie podczas sesji Komitetu Ochrony Pomników Walk i Męczeństwa: "Mnie, prostemu żołnierzowi, w imieniu wszystkich żyjących westerplatczyków, przypadł zaszczyt upomnieć się o chrześcijański symbol na mogile naszych kolegów i naszego dowódcy, majora Henryka Sucharskiego. Krzyże wieńczą groby polskich żołnierzy na wszystkich cmentarzach II wojny światowej, tylko nie na Westerplatte… Tu, wśród ruin, słyszę czasem jeszcze nasze żołnierskie "Kiedy ranne wstają zorze…" i niedokończone modlitwy wznoszone do Boga w najtrudniejszych chwilach". Władze miejskie zawarły z Solidarnością porozumienie: krzyż wróci na swoje miejsce, a czołg przesunie się nieco dalej, by nie stał na grobach.

Tymczasem w "Żołnierzu Wolności" ukazał się artykuł, z którego wynikało, że ekstrema Solidarności chce wrzucić do kanału portowego czołg, w którym polscy pancerniacy przelewali krew wyzwalając Wybrzeże. Informację powtórzył Dziennik Telewizyjny, a członkowie ZBOWiD zaprotestowali przeciw szarganiu pamięci bohaterskich żołnierzy Brygady Pancernej imienia Bohaterów Westerplatte.
27 sierpnia 1981 roku prezydent Gdańska Jerzy Młynarczyk otrzymał informację, że działacze Solidarności Portu Gdańskiego oraz kombatanci Września 39 zebrali się przy czołgu i zamierzają zepchnąć go do kanału!
Popędził na miejsce, wiedząc, że jeśli solidarnościowcy usuną czołg - wkroczy wojsko. Podobno sam generał Jaruzelski wydał dyspozycje, by czołgu nie ruszać. Upał, żar leje się z nieba. A tu czołg już obwiązany linami, obok - dźwig.
- Przecież obiecaliście u biskupa Kaczmarka, że go zostawicie w spokoju… - woła prezydent i czuje, że strugi potu ciekną mu po plecach.
- Rzeczywiście, napięcie było wielkie - wspomina Czesław Nowak. - Prezydent Młynarczyk już wcześniej ostrzegał nas o zdecydowanie wrogiej postawie dowództwa gdańskiego garnizonu.
- Gdyby od kul wojska padli polscy robotnicy i obrońcy Westerplatte - myśli Młynarczyk - to byłby koniec. Koniec tej władzy, koniec Solidarności… Przez głowę przelatują mu obrazy z poznańskiego Czerwca, z gdańskiego Grudnia… Pozostałoby tylko wrócić do biura, wyjąć z szuflady pistolet i zrobić z niego użytek.

- A krzyż? Co z krzyżem? - dopytują się portowcy.
- Postawcie krzyż nie ruszając czołgu - proponuje i oddycha z ulgą, bo widzi szansę kompromisu. Przewodniczący komitetu Stanisław Jarosz akceptuje to rozwiązanie.
- Prezydent Młynarczyk zachował się przyzwoicie i odważnie - konkluduje Nowak. - Wystąpił potem w radiu i lokalnej telewizji i wbrew czarnej propagandzie centralnych mediów, wyjaśnił, jak sprawa wyglądała naprawdę. Nie darowano mu tego. Wkrótce przestał być prezydentem.
30 sierpnia 1981 biskup Kaczmarek odprawił przed tym krzyżem mszę świętą. Wzięło w niej udział kilkanaście tysięcy ludzi, między innymi ksiądz Jerzy Popiełuszko. 6 września Jan Paweł II powiedział podczas audiencji w Castel Gandolfo: Ze wzruszeniem dowiedziałem się, że przywrócono na Wester- platte krzyż, który tam stał.
Sześć lat później polski Papież spotkał się na Westerplatte z młodzieżą i wygłosił pamiętne słowa: "Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje "Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które musi podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można "zdezerterować".

* **

- Tuż po Okrągłym Stole zaczęto na półwyspie prowadzić jakieś prace porządkowe. W efekcie czołg został przeniesiony w stronę morza, ale nie wiadomo dlaczego przeniesiono też krzyż - ciągnie Czesław Nowak, dziś przewodniczący Stowarzyszenia "Godność". - Stoi teraz nie na żołnierskich mogiłach, ale z boku.
Stowarzyszenie domaga się, by krzyż wrócił na swoje miejsce. Chce też, aby słowa Jana Pawła II zostały wyryte w kamieniu u stóp pomnika Obrońców Wybrzeża. Pomniczek w formie morskiej fali zaprojektował profesor Szczepan Baum, teraz trwają poszukiwania sponsora.
Gdy w 2001 roku Czesław Nowak był na audiencji w Watykanie, przedstawiono go Papieżowi tak: Właśnie ten pan przywracał krzyż na Wester- platte…
- Pamiętam, pamiętam - powiedział Papież. To dla Czesława Nowaka największa nagroda za jego wieloletnie starania i walkę.
Gdy został posłem do Sejmu kontraktowego, też o westerplatczykach nie zapomniał. Z mównicy sejmowej przywołał powojenne prześladowania obrońców Westerplatte i domagał się, by przyznać krzyże Virtuti Militari tym spośród nich, o których wcześniej zapominano. - Krzyż Virtuti Militari otrzymał Leonid Breżniew! - wołał.
- A co stało się z czołgiem? - pytam, patrząc na pusty cokół w pobliżu nadmorskiej wydmy.
Zniknął bez rozgłosu w roku 2002.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto