Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Naparstkowe never-ending story

boa
boa
Z kamienia, jedwabiu, muszli, koralików, drewna, porcelany… Naparstki to wielka pasja Agnieszki Kopczyńskiej, która w swojej kolekcji ma już prawie 900 drobiazgów.

Pierwszy naparstek dostałaś, czy wyszperałaś?
Dostałam od mojego taty. To był porcelanowy naparstek węgierski, sygnowany znakiem manufaktury Herend, a ja nawet wtedy nie pomyślałam, że stanie się początkiem tak wielkiej kolekcji. Postawiłam go na półce obok dzbanuszków i innych bibelotów. Długo tak stał i się kurzył. Aż któregoś dnia sprawdziłam w internecie, czy istnieje więcej podobnych drobiazgów. Tak to się zaczęło.

Ile naparstków liczy twoja kolekcja?
Dokładnie 895, ale leci właśnie do mnie sześć sztuk z Wielkiej Brytanii (szeroki uśmiech).

Teraz okazów przybywa szybciej niż na początku?
Wręcz przeciwnie. Tempo dramatycznie zwolniło. Ale to dobrze. Bo najpierw się zachłysnęłam, kupowałam na raz po 20-30 sztuk. Potem zaczęłam czytać, szperać, mój gust stawał się coraz bardziej wysublimowany, a ja coraz bardziej wybredna.


Gdzie szukasz naparstków?

Prawdziwą kopalnią skarbów jest internet. Zdarza mi się upolować niesamowite drobiazgi na aukcjach w sieci, bo ktoś np. wyprzedaje kolekcję swojej babci. Zaglądam też na targi staroci. No i zawsze mogę liczyć na rodzinę i znajomych, którzy przywożą mi prezenty z podróży. Moja kolekcja powiększa się zawsze po wakacjach (śmiech). Zdarza się też, że ktoś zrobi dla mnie naparstek. I niekoniecznie są to osoby, które mają coś wspólnego z artystycznym rzemiosłem, tylko same ulepią coś z serca. To jest dla mnie bardzo ważne.

Kto cię tak obdarował?
Moja sympatia. Naparstek jest odrobinę krzywy i zupełnie nieużyteczny, wykonany z fioletowej modeliny i ozdobiony kwiatuszkiem, ale dla mnie absolutnie najpiękniejszy.

Masz go dzisiaj ze sobą?
Nie.

Pewnie go nie wzięłaś, bo to ten najważniejszy w kolekcji?
Trochę na pewno tak pomyślałam (śmiech).

A jakie naparstki przyniosłaś?
Na przykład drewnianą rosyjską matrioszkę, toczoną na tokarce, ręcznie malowaną. Urzeka mnie, bo widać dbałość o najdrobniejszy szczegół. Wyobrażam sobie z jaką dokładnością rosyjskie kobiety malują taki naparstek, chociaż dla nich to pewnie rutyna.

Skąd pochodzi to pękate cudo?
To ceramiczny i dość pokraczny naparstek z Meksyku w kształcie sowy. Mój nowy nabytek, szalenie mi się podoba.

A ten misterny drobiazg z koralików?
Niesamowity, prawda? Kiedy na niego patrzę, zastanawiam się, jak ktoś to wszystko wymierzył. Naparstek jest szczelnie oklejony drobniutkimi koralikami, nie ma nawet najmniejszej szczeliny, a jednocześnie udało się zachować skomplikowany wzór.

Ten różowo-zielony okaz też jest zachwycający.
To jedwabny naparstek z Korei Południowej, ręcznie haftowany, przez co wyjątkowo delikatny. Takich oryginałów nie brakuje, chociaż w mojej kolekcji najwięcej jest drobiazgów z porcelany.

http://gfx.mmka.pl/newsph/269175/246791.3.jpg

Da się jakoś usystematyzować twoją kolekcję?
Powiem więcej: musiałam to zrobić, bo w pewnym momencie sama zaczęłam się gubić. Podzieliłam naparstki ze względu na kraje, z których pochodzą oraz motywy, które je łączą. Mam mnóstwo okazów z widoczkami i zwierzętami. W Wielkiej Brytanii, czyli Mekce kolekcjonerów naparstków, wychodzą np. całe serie z królową Elżbietą II.

Jak przechowujesz prawie 900 naparstków? Szkatułka na biżuterię przy tej ilości nie wystarczy.
(śmiech) Trzymam je w gablotach, które mój tato zrobił z blatów stołowych. W środku są półeczki, a z przodu szyba zabezpieczająca. Jedna taka oszklona szafa mieści około 150 naparstków. Staram się upychać okazy, bo miejsce systematycznie się kurczy. Na razie nie mogę sobie pozwolić na kupienie specjalistycznych gablot dla kolekcjonerów. W Polsce ich nie ma, więc musiałabym sprowadzać je z Anglii, a to bardzo kosztowne.

Wymieniasz się z innymi kolekcjonerami?
Jasne, że tak. Wymieniałam się już z Japonką, Hiszpankami i Francuzką. Z Polakami nie, bo znam tylko pięć osób w naszym kraju, które kolekcjonują naparstki. Większość ludzi dziwi się mojemu hobby, ale muszę przyznać, że zawsze jest to sympatyczne zdziwienie. Nigdy nie spotkałam się z reakcją, by ktoś popukał się w głowę i spytał” „Dziewczyno, co ty robisz?”.

Zdarzyło Ci się wyszperać jakiś naparstek i stwierdzić: „Muszę go mieć. Nieważne, ile będzie kosztował”?
Nigdy tak nie zrobiłam. Podchodzę do tego czysto hobbystycznie. Nie mam zamiaru stracić na tym majątku. To dla mnie zabawa. Do tej pory wydałam maksymalnie 100 zł na jeden naparstek. Dla porównania, okazy wytwórni Miśnia kosztują nawet 2 tys. złotych. Dlatego wolę szperać na aukcjach internetowych i upolować unikatowy naparstek za bezcen. Poza tym zawsze, gdy szukam jakiegoś konkretnego, w oczy wpadnie mi kilka innych. To takie never-ending story.

emisja bez ograniczeń wiekowychnarkotyki
Wideo

Strefa Biznesu: Czterodniowy tydzień pracy w tej kadencji Sejmu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto