Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nie stać nas na kolejne składowiska śmieci

Redakcja
Fot. Lucyna Nenow
Z Gabrielą Lenartowicz, prezes Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach, rozmawia Michał Wroński

Dlaczego w XXI wieku, ponad dwadzieścia lat po transformacji, mieszkańcy średniej wielkości europejskiego kraju wciąż nie potrafią poradzić sobie z problemem śmieci?

Przede wszystkim mamy do czynienia z dwoma problemami, a nie z jednym. Pierwszy wynika z tego, że część śmieci w ogóle nie trafia do kubła, czyli mówiąc wprost jest palona w piecach bądź wyrzucana na dziko. Drugi natomiast wiąże się z tym, że odpady kierowane do oficjalnego systemu ich odbioru w ogromnej większości lądują na składowiskach

To źle?

Priorytetem w polityce ekologicznej Unii Europejskiej, a więc także naszym, jest to, aby na składowiska kierować tylko te odpady, których w żaden sposób nie da się przerobić. Przy rygorystycznie prowadzonej selekcji, efektywnym wykorzystaniu sortowni, kompostowni, a w przyszłości także spalarni ów odsetek naprawdę byłby stosunkowo niewielki. U nas póki co na składowiskach ląduje 90 procent odpadów, a tymczasem składowanie odpadów na wysypiskach jest bardziej niebezpieczne dla środowiska niż kierowanie ich do - mających niby kiepską opinię - spalarni. Tak naprawdę nigdy nie wiemy, jakie procesy chemiczne zachodzą w obrębie składowanych na wysypisku śmieci i kiedy mogą dać znać o sobie. A przecież znaczna część tego, co trafia na wysypisko ma wartość energetyczną. Wyposażone w nowoczesne, bezpieczne technologie spalarnie mogłyby je utylizować bez straty dla środowiska, a z korzyścią dla mieszkańców. Nie unikniemy budowy nowych składowisk, ale chodzi o to, by ich liczba nie rosła w postępie geometrycznym, bo w końcu zabraknie nam na nie miejsca. Już zresztą dziś jest z tym kłopot. Poza tym budowa i utrzymanie składowisk wcale nie jest takie tanie. Na dodatek do końca tego roku powinniśmy ograniczyć ilość odpadów biodegradowalnych, trafiających na składowiska do 75 procent. Za każdy dzień zwłoki grozi nam 200 tys. euro kary!

Dlaczego tak dużo śmieci ląduje na wysypiskach?

Bo recykling jest drogi. Wystarczy powiedzieć, że aby ekologicznie zutylizować kartonik po mleku, trzeba wyodrębnić z niego celulozę, plastik i folię. To się da zrobić, ale najpierw trzeba zbudować odpowiednie linie technologiczne. A to kosztuje duże pieniądze. Do tego dochodzą jeszcze wysokie koszty ich utrzymania i długi okres zwrotu. Na dodatek w ostatecznym rozrachunku to się często nie opłaci - obecnie nie opłaca się zbierać makulatury, niedawno podobnie było z butelkami typu PET. Wszystko to jest przyczyną, dla której "rynek" się nie pcha do takich inwestycji. Obowiązek stworzenia systemu gospodarki komunalnej ciąży obecnie na gminie, ale nie daje jej środków ku temu. Efekt jest taki, że całe obciążenie inwestycyjne bierze na siebie samorząd, a cały zysk bierze "rynek". To nie jest zresztą zarzut, to jest stwierdzenie faktu. Firmy odbierające śmieci muszą ze sobą konkurować, czyli obniżać koszty. Dlatego też z ich punktu widzenia najlepszym rozwiązaniem jest rozwiązane najtańsze. Czyli zrzut śmieci na składowiska. Nie oczekujmy od prywatnej firmy, że wykona jakąś usługę tylko dlatego, że tak nakazuje nasza świadomość ekologiczna.

Ale przecież w ciągu ostatnich kilku lat drastycznie podskoczyła opłata środowiskowa, pobierana za zrzut śmieci na składowisko. Czy to nic nie zmieniło?

Ta opłata nigdy nie będzie tak wysoka, by zniechęcić firmy do wywozu śmieci na składowiska zwłaszcza, że natychmiast jest przenoszona na mieszkańca. A koszty segregacji zawsze będą wyższe. Gdyby było inaczej, to natychmiast zaczęłyby masowo powstawać linie do segregacji i problem sam by się rozwiązał.

Co można zrobić, aby przerwać to błędne koło?

Moim zdaniem cały problem bierze się z tego, że o losie śmieci decyduje ich właściciel, czyli najpierw my jako ich wytwórcy, a potem odbierająca je od nas firma. Bo przecież de facto my im te śmieci sprzedajemy, na dodatek płacąc za to! To jest tylko i wyłącznie usługa odbioru śmieci, bo w podpisanych z firmami umowach nie wskazujemy, co mają z nimi zrobić. Dlatego też popieram pomysł, by właścicielem odpadów komunalnych stała się gmina, pobierałaby opłatę i z niej finansowała zgodną z przyjętymi przez nasz kraj zobowiązaniami gospodarkę komunalną. Taki model od dawna funkcjonuje w większości krajów Europy. Powszechność tego quasi-podatku sprawia, że kosztuje on mieszkańców mniej aniżeli kosztują ich dotychczasowe umowy z firmami transportowymi. Co prawda minusem takiego rozwiązania jest to, iż nie motywuje ono ludzi do ograniczania ilości produkowanych śmieci, ale myślę, że w obecnej sytuacji priorytetem jest jednak zwiększenie ilości śmieci kierowanych do systemu i zgodne z unijnymi wymo- gami ich zagospodarowanie.

Przedsiębiorstwa zajmujące się odbiorem śmieci już zdążyły ostro skrytykować ten pomysł. Ich zdaniem godzi on w wolny rynek, doprowadzi do plajty wielu, działających od lat przedsiębiorstw i przekaże kolejną sferę działalności w ręce zbiurokratyzowanej machiny urzędniczej. Czy to jest fair, że przez lata korzystano z czyichś usług, a teraz mówi mu się, że zupełnie nie pasuje do nowych realiów?

Nie zgadzam się z tezą, że postulowana zmiana przepisów jest antyliberalna. Przecież gmina musi rozpisać przetarg na transport odpadów we wskazane przez siebie miejsce. Nic nie stoi też na przeszkodzie, aby ogłosić przetarg na oferty częściowe, na przykład na obsługę konkretnej dzielnicy, a nie od razu całej gminy. I wówczas nie ma mowy o zmonopolizowaniu rynku przez jedną firmę.

Czy nie można w jakiś sposób zreformować obecnego systemu, tak by pogodzić aktualne postulaty wszystkich stron?

Wierzę w taką możliwość w postaci zmiany przepisów, bo przy obecnym systemie zrealizowanie unijnych wymogów jest niewykonalne. Dopóki wysokość opłaty za śmieci będzie bezpośrednio uzależniona od ich ilości, dopóty będzie pokusa, aby pozbywać się tych śmieci poza systemem. Dlatego też jeśli pozostaniemy przy obecnym modelu gospodarki komunalnej, nieuchronnym jest nasilenie działań administracyjnych i policyjnych, zmierzających do ograniczenia tego procederu.

Unia Europejska zmusi nas do dbania o własne środowisko

Polska z przystąpieniem do UE zobowiązała się nie tylko do większego odzysku odpadów, ale też do zmniejszenia ilości odpadów biodegradowal- nych, które trafiają na składowiska.

W Polsce selektywnie zbiera się poniżej 5 proc. masy odpadów komunalnych. Jeżeli nie zwiększymy tej proporcji, Komisja Europejska nałoży na nasz kraj kary finansowe.

Zostały już ściśle określone poziomy odzysku odpadów. Procentowo wygląda to tak:

do 31 grudnia 2010 r. - nie więcej niż 75 proc.,

do 31 grudnia 2013 r. - nie więcej niż 50 proc.,

do 31 grudnia 2020 r. - nie więcej niż 35 proc. całkowitej masy odpadów komunalnych, ulegających biodegradacji w stosunku do tych wytworzonych w Polsce w 1995 r.

Unia żąda od nas też urealnienia kosztów składowania odpadów. Oznacza to, że należy zrównoważyć koszty składowania odpadów z kosztami innych metod ich zagospodarowania. Urealnianie kosztów to w praktyce podnoszenie stawek opłat za korzystanie ze środowiska. POW

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kto musi dopłacić do podatków?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto