Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nie wierzcie Elektrykom, czyli z historii symfonicznego rocka

Tadeusz Żarek
Skrzypek Mik Kaminski szlifował swoje umiejętności w oryginalnym składzie Electric Light Orchestra
Skrzypek Mik Kaminski szlifował swoje umiejętności w oryginalnym składzie Electric Light Orchestra materiały prasowe makroconcert
Ze sceny w Sali Kongresowej zabrzmią największe przeboje Electric Light Orchestra. Ale czy jesteście pewni, że wiecie, kto je gra?

Powiedzmy to wprost: w poniedziałek w Sali Kongresowej nie wystąpi oryginalny Electric Light Orchestra, ale formacja o nazwie The Orchestra: The Former Members Of ELO & Electric Light Orchestra Part II. Gra w niej kilku muzyków z oryginalnego ELO (skrzypek Mik Kaminski, klawiszowiec Louis Clark), jednak trudno ich nazwać pełnoprawnym zespołem, gdyż nie wydają płyt i grają niemal wyłącznie stare przeboje - wszystkie autorstwa Jeffa Lynne'a, twórcy ELO. Ale jeśli chcecie posłuchać nieśmiertelnych szlagierów ELO w wykonaniu możliwie najbardziej zbliżonym do oryginału (a w dodatku z towarzyszeniem autentycznej orkiestry), lepiej nie traficie.

Skąd te komplikacje i o co chodzi? Oczywiście o pieniądze. Nazwa to w rockowym biznesie cenna rzecz, czasem cenniejsza niż muzyka. To marka, znak jakości, gwarancja oryginalności produktu. Dlatego po rozpadzie wielu słynnych grup muzycy toczą tak zażarte boje o to, który ma prawa do nazwy. Bo to ona w pierwszej kolejności przyciąga publiczność. A możliwość występów pod rozpoznawalnym szyldem to połowa sukcesu - bez względu na to, co naprawdę się pod nim kryje.

Najwyższy czas zatem wyjaśnić wszelkie niejasności dotyczące Electric Light Orchestra (zwanego w skrócie ELO lub Elektrykami), jego następców i epigonów. Zespół funkcjonujący pod tym szyldem w latach 70. oficjalnie nie istnieje od 1986 r. (nie licząc krótkotrwałego powrotu na scenę w roku 2001), a pełne prawa do nazwy posiada tylko dawny lider i twórca całego repertuaru formacji Jeff Lynne. Który, co chyba oczywiste, w Kongresowej się nie pojawi.

A zespół, który nas odwiedzi, w rzeczywistości nazywa się, powtarzam, The Orchestra: The Former Members Of ELO & Electric Light Orchestra Part II. I jest cover bandem dawnego ELO, założonym przez paru byłych muzyków zespołu po definitywnym odejściu Lynne'a.

Ale po kolei. Czym w latach 70. była Electric Light Orchestra, tłumaczyć nie trzeba. Dość przypomnieć, że sam John Lennon powtarzał, iż gdyby beatlesi nie przestali istnieć, graliby taką właśnie muzykę. Taką, czyli zawieszoną w połowie drogi między rockiem i popem, a europejską kameralistyką. Znakiem rozpoznawczym Elektryków były bowiem tyleż charakterystyczne kompozycje Lynne'a, co naturalnie wkomponowana w brzmienie całości sekcja smyczkowa. Wypracowana przez lidera formuła sprawdziła się i tylko w latach 1971-1982 ELO sprzedało ponad 50 mln płyt.

W latach 80. zaczęły się schody. Zafascynowany techniką studyjną Lynne miał, w przeciwieństwie do kolegów, coraz mniejszą ochotę na granie koncertów. Napięcie rosło z roku na rok, aż wreszcie w 1986 r. zespół się rozpadł. Nie wszyscy się z tym jednak pogodzili. Już dwa lata później perkusista Bev Bevan zaproponował Lynne'owi reaktywację ELO. Gdy ten stanowczo odmówił, Bevan zebrał kilku kumpli z zespołu (m.in. aranżera partii orkiestrowych i klawiszowca Louisa Clarka, basistę Kelly'ego Groucutta oraz skrzypka Mika Kaminskiego) i powołał do życia projekt o kryptonimie ELO Part II (jako współzałożyciel oryginalnej grupy miał 50 procent praw do nazwy).

Pod tym szyldem muzycy grali przez całą kolejną dekadę, wykonując głównie dawne hity. Jednak z czasem Bevan stracił wiarę w przedsięwzięcie i w 1999 r. wycofał się z życia muzycznego, odsprzedając Lynne'owi swoją część praw do nazwy. Tym samym ELO Part II musiała się przechrzcić na The Orchestra, którą pozostaje do dziś. W jej szeregach wciąż grają znani z oryginalnego składu ELO Kaminski i Clark (Groucutt zmarł w lutym tego roku), wspomagani przez paru innych muzyków.

Uff, skomplikowane to mocno. Ale tak naprawdę przestanie być ważne, gdy ze sceny popłyną pierwsze takty "Mr Blue Sky", "Rockaria!" czy "Confusion".

Electric Light Orchestra
30.11, Sala Kongresowa
pl. Defilad 1 (PKiN)
godz. 17.30, 20, bilety: 70-300 zł

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Nie wierzcie Elektrykom, czyli z historii symfonicznego rocka - Warszawa Nasze Miasto

Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto