Koniec zimnej płyty w szpitalnej stołówce
Poniedziałek, 13:00. Mordor na Domaniewskiej. Rytuał zaczyna się od nowa. Wychodzisz z biura na szaroburą, wietrzną ulicę i zastanawiasz się co zjeść w przerwie między robieniem targetów, a oglądaniem słodkich kotków na Facebooku. Wchodzisz do pierwszej lepszej stołówki w biurowcu na przeciwko, zamawiasz kotleta i przesolone ziemniaki. Czujesz, jak gdzieś głęboko, w środku ciebie coś powoli umiera. Brzmi znajomo? Dla tysięcy pracowników korporacyjnego zagłębia Warszawy tak właśnie wygląda przerwa na lunch. A po pracy, najbliższy lokal oferujący piwo znajduje się zaledwie pięć przystanków jazdy tramwajem.
I rzeczywiście, tak było do nie dawna. A potem powstał Bocca Bar - zupełni inny rodzaj “mordorowej” gastronomii. W miejsce obskurnej PRL-owskiej stołówki albo szpitalnej sali z białymi stołami i brzęczącą jarzeniówką pod sufitem, zaoferował stylowy, modny lokal z dobrym menu. Niby nic, a jednak całkiem sporo.
Bar, a jednak restauracja
Nie ma tu zrobionych rok temu deserów z galaretką i zimnej płyty “odgrzewanej” raz na miesiąc do sałatki dnia. Bocca Bar to jeden z nielicznych resto-pub-barów zlokalizowanych na Mordorze otwartych poza godzinami urzędowania biura. W przeciwieństwie, do mnóstwa miejsc nastawionych na ofertę lunchową, dla pracowników korporacji, lokal przy Postępu 14 chce być pełnoprawną restauracją. A tych w okolicy nie ma niestety zbyt wiele. O Afrykasach, czy Hanoi Street mogliście już przeczytać w naszym serwisie. Bocca Bar jest przede wszystkim dla tych, którzy szukają czegoś więcej niż najbliższego spożywczego. Wieczorem można przyjść tu na drinka, w sobotę na obiad z rodziną, we środę na lunch przed spodziewanym "Christmas Party". Notabene, spotkanie świąteczne również w Bocca Bar można zorganizować. Sprzyja temu nie tylko fenomenalny, nawiązujący do Londyńskich czy Nowojorskich lokali wystrój, ale także dobre menu.
Super deser, świetne danie główne, odtwórcza sałatka
W chwili, gdy piszemy ten tekst, karta jest dość rozbudowana i składa się z kilkunastu pozycji z całego świata. Większość z nich stanowią jednak przystawki i przekąski, po której zapewne najchętniej sięgniecie, bo warto. Na plus wyróżnia się tatar, a z dań głównych bardzo dobry smażony pak choy (29 zł), czyli przykład na to, że wegetariańskie danie nie musi składać się z makaronu i ryżu. Jest nietypowy, ale też smaczny i dość ciekawie potraktowany dodatkiem musu z selera. Znacznie mniej odkrywcza i bardzo zachowawcza jest niestety sałatka z kozim serem i burakiem (27 zł). W menu, z którego dania mieliśmy okazję próbować, znajdziecie też m.in. steka z polędwicy (62 zł), żabnicę (46 zł) i obowiązkowego ostatnio w Warszawie - kurczaka zagrodowego (37 zł). Choć deserów nie ma oficjalnie w karcie, mieliśmy okazję spróbować fantastycznego tiramisu, które aż prosi się o dodanie do stałej oferty lokalu.
Uwaga, będziemy chwalić
Na pochwalenie zasługuje fenomenalny wystrój lokalu. Tu chce się siedzieć, być, jeść, spotykać z przyjaciółmi. Plusem jest szeroka karta koktajli, przede wszystkim autorskich, choć znajdziemy tu znane klasyki. Menu jest dobre, nieoszukane, chociaż odrobinę nierówne. Martwią nas nieco wysokie ceny, jak na lokalizację w której Bocca się znajduje, ale przykład sąsiadów pokazał, że niska cena wcale nie musi być kryterium decydującym o wyborze lokalu na coś więcej niż lunch.
W momencie, gdy publikujemy ten tekst pora lunchowa trwa w najlepsze. By więc nie zabierać waszego, drodzy czytelnicy czasu, powiemy jedynie, że wychodząc dziś z biura skręćcie w kierunku Postępu 14. Niezależnie od tego, o której z niego wyjdziecie, w Bocca Bar znajdziecie na pewno coś dla siebie.
Uwaga na Instagram - nowe oszustwo
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?