Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pierwszy lekarz na Śląsku wygrał proces o mobbing

Barbara Kubica
Dr Janusz Pająk:- Nie pozwolono mi operować, dyżurować, podawać środków przeciwbólowych
Dr Janusz Pająk:- Nie pozwolono mi operować, dyżurować, podawać środków przeciwbólowych FOT. AGNIESZKA MATERNA
Ordynator:"Co ten skur... tutaj robi? Ja sobie życzę, żeby go wyp...". Dyrektor: "Nic się Boguś nie bój, przetrzymamy go trzy miesiące i potem wypier... na zbity pysk". Rybnicki ortopeda Janusz Pająk jest pierwszym lekarzem na Śląsku, który wygrał proces o mobbing. O chorych relacjach w szpitalu pisze Barbara Kubica

Janusz Pająk, lekarz z 24-letnim doświadczeniem zawodowym, zdaniem sądu musiał wozić dzieci swojego szefa do szkoły, jego żonę do pracy i biegać przełożonym po piwo do sklepu. Jest pierwszym lekarzem na Śląsku, który pozwał szpital o mobbing. I wygrał. Do zasądzenia pozostała tylko wysokość odszkodowania. Pająk jeszcze cztery lata temu był zatrudniony w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym nr 3 w Rybniku na oddziale chirurgii urazowo-ortopedycznej. Dziś przyjmuje pacjentów w prywatnej kamienicy w centrum Rybnika. Niewysoki, z burzą włosów, lekko przyprószonych siwizną. W trakcie rozmowy przerzuca kolejne tomy akt: z sądu, prokuratury i instytucji, które informował o swojej sytuacji.

Twierdzi, że przez wiele lat był mobbingowany przez swoich zwierzchników - ordynatora oddziału i dyrektora szpitala. Na sali rozpraw opowiedział o jego zdaniem patologicznych relacjach panujących w rybnickim szpitalu, o absolutnej władzy ordynatora, któremu żaden z podwładnych nie mógł się przeciwstawić. Mówił też o sytuacjach, kiedy przełożeni kazali mu odwozić swoje żony do domu, dzieci do szkoły, jeździć po piwo do sklepu, utrudniali dostęp do sali operacyjnej i uniemożliwiali dalsze kształcenie.

Sąd wysłuchał jego relacji, przesłuchał świadków, byłych przełożonych doktora Pająka i przyznał, że ten padł ofiarą mobbingu. - Odczułem ulgę. Kiedy szedłem z tą sprawą do sądu, koledzy mówili mi, że to zawodowe samobójstwo, ale się nie wystraszyłem. W trakcie procesu i wcześniej próbowano ze mnie zrobić alkoholika, narkomana, ale się nie udało. Teraz, kiedy sąd przyznał mi rację, chcę jeszcze, żeby prokuratura wskazała palcem konkretne osoby, które są wszystkiemu winne - mówi Pająk.

Wyrzuconemu z pracy ortopedzie nie wystarczy uznanie winnym szpitala. Chce, by poleciały głowy konkretnych ludzi, których wymienia z imienia i nazwiska: - Krzywdę wyrządziły mi dwie osoby: ówczesny wicedyrektor do spraw lecznictwa Tomasz Zejer i ordynator oddziału chirurgii urazowo-ortopedycznej Bogusław Joański - mówi Pająk.

Ten drugi niemal każdego dnia pewnym krokiem przemierza szpitalne korytarze. Jest długoletnim ordynatorem oddziału, do emerytury pozostały mu trzy lata pracy. Bez chwili wahania zgadza się na rozmowę.

- Krzywda się tutaj Pająkowi działa? To bzdura - kręci głową Bogusław Joański. - Byłem zdziwiony, wręcz zszokowany, że on posądził mnie i moich kolegów o mobbing.

To, że Pająk wygrał w sądzie pracy, Joańskiemu nie mieści się w głowie. - Historie, które na mój temat opowiada, to stek kłamstw. Niby kiedy woził mi dzieci do szkoły, jak ja nie mam dzieci w wieku szkolnym? Gdy Pająk stawiał ten zarzut, mój syn miał trzy lata - ironizuje.

Joański podważa stan zdrowia psychicznego byłego podwładnego. - Gdyby to była sprawa karna, automatycznie wystąpiłbym o badanie psychiatryczne doktora Pająka - mówi.

Sąd pracy sprawą o mobbing zajął się w 2005 roku. Wtedy pierwszy raz Pająk został wyrzucony z pracy. - Podpadłem, bo próbowałem walczyć z moralnością ordynatora Joańskiego i Zejera. Głośno sprzeciwiałem się temu, że lekarze piją alkohol na oddziale i na dyżurach - twierdzi lekarz. - Moralnością bym tu nie szafował - ripostuje ordynator Joański. Wspomina, że doktor Pająk miał wylecieć z pracy już w 2001 roku, kiedy dyrektorem szpitala był jeszcze Bolesław Piecha, obecny poseł PiS.

- Już wtedy Pająk notorycznie opuszczał dyżury, bo zamykał się w domu i pił. Raz nawet przez tydzień do pracy nie przychodził - rzuca oskarżenia. Mimo to dał podwładnemu jeszcze jedną szansę. - Kilka dni po tym, jak przez tydzień nie przychodził do pracy, Janusz dostał alkoholowego zapalenia trzustki i leżał na oddziale chirurgii w naszym szpitalu. Po tym incydencie przestał pić. Nie miałem żadnych zastrzeżeń co do jego późniejszej pracy. Do czasu - wspomina Joański.

Wspomina, że w 2005 roku pracownicy oddziału ratunkowego zaczęli donosić ordynatorowi, że po każdym dyżurze doktora Pająka, w szafce z lekarstwami brakuje dolarganu - silnego leku o właściwościach narkotycznych.

- Podejrzewałem, że on bierze narkotyki. Nawet pacjentowi ze zwykłym skręceniem kostki wypisywał receptę na dolargan, choć wystarczyłby zwykły środek przeciwbólowy - opowiada Joański.

Zdaniem ordynatora, doktor Pająk po szpitalu często chodził pobudzony, spocony, nagle popadał w euforię. - Ale nikt go za rękę nigdy nie złapał, a on sam się wypierał, że bierze - dodaje.

Mimo to dyrekcja szpitala w 2005 roku złożyła doniesienie do prokuratury i Śląskiej Izby Lekarskiej w sprawie podejrzenia, iż Janusz Pająk podkrada środki narkotyczne ze szpitalnego oddziału. Obie instytucje umorzyły postępowania ze względu na "brak podstaw do rozpoznania u lekarza uzależnienia od środków narkotycznych".

Dyrekcja szpitala mimo wszystko pożegnała się z Pająkiem. Ten zwrócił się do sądu pracy, który w 2006 nakazał jego powtórne zatrudnienie na dotychczasowym stanowisku.

Janusz Pająk dokładnie pamięta każde słowo z rozmowy, którą odbył z przełożonymi tuż po powrocie do pracy. - Zostałem wezwany do gabinetu ordynatora Joańskiego, a tam siedział już Zejer. Gdy wszedłem, Joański zapytał: "Co ten skur... tutaj robi? Ja sobie życzę, żeby go wyp...". Na co Zejer mu odpowiedział: "Nic się Boguś nie bój, przetrzymamy go trzy miesiące i potem wypier... na zbity pysk" - wspomina Pająk.

Tę rozmowę zupełnie inaczej zapamiętał ordynator Joański. - Rozmowa była ostra, bo wcześniej dział kadr mnie nie poinformował, że Pająk wraca na oddział i byłem zły. Ale obyło się bez wulgaryzmów. Proszę pani, ja to w ogóle nie przeklinam - podkreśla ordynator.

Po przywróceniu do pracy Janusz Pająk przepracował w rybnickiej lecznicy trzy miesiące. - Nigdy nie wróciłem do pracy na poprzednie stanowisko, mimo że zdecydował o tym sąd. Wyrzucono mnie z oddziału urazowego na ratunkowy. Nie pozwolono mi operować, dyżurować, podawać środków przeciwbólowych. Specjalnie dla mnie zrobiono książkę wyjść i wejść. Nawet wychodząc do kawiarni po bułkę musiałem się meldować ordynatorowi i mówić, gdzie idę. O każdym pacjen

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Debata prezydencka o Gdyni. Aleksandra Kosiorek versus Tadeusz Szemiot

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto