Kociewskie Diabły, jak nazywany jest zespół z Pomorza, zagrały rewelacyjnie w obronie i skutecznie w ofensywie, na co Polonia 2011 nie znalazła sposobu. Wprawdzie zespół próbował pociągnąć Dardan Berisha, ale zadanie to przerosło młodego gracza. Znacznie poniżej oczekiwań spisali się pozostali zawodnicy warszawskiego teamu. Rafał Bigus i Leszek Karwowski nie tylko nie potrafili wyłączyć z gry lidera Polpharmy Patricka Okafora, ale łącznie rzucili zaledwie 15 pkt. Problem z kreowaniem gry miał Tomasz Śnieg, który znacznie częściej notował straty niż asysty.
Z drugiej strony doskonałe zawody rozgrywał Brody Angley. Amerykanin nie tylko dobrze dogrywał partnerom, lecz także sam zdobył mnóstwo punktów. Bezbłędny w rzutach zza łuku był Łukasz Majewski, a dobrze zaprezentował się również Uros Mirković. Serb jako jedyny zawodnik w tym meczu zanotował double-double.
Od 6 minuty pierwszej kwarty goście włączyli wyższy bieg. Dzięki fantastycznej postawie Majewskiego po 10 minutach starogardzianie mieli już 12 punktów przewagi. Kolejne 7 dołożyli w drugiej kwarcie i na przerwę schodzili prowadząc 57:38.
- Wiedzieliśmy, jak ważny jest dla nas ten mecz i bardzo chcieliśmy wyjść na parkiet w pełni skoncentrowani. Niestety, nie spełniliśmy naszych założeń i szybko straciliśmy 20 punktów - żałował później skrzydłowy Polonii Jarosław Mokros.
Po przerwie gospodarze wciąż nie potrafili nawiązać walki z Polpharmą. W pewnym momencie goście prowadzili już 30 punktami. Warszawiacy do głosu doszli dopiero w ostatniej kwarcie, kiedy mecz był już rozstrzygnięty.
Sytuacja Polonii 2011 w PLK stała się dramatyczna. Podopieczni Mladena Starcevicia tracą trzy punkty do Kotwicy Kołobrzeg. Aby utrzymać się w lidze muszą wygrać trzy ostatnie spotkania i liczyć na komplet porażek Kotwicy.
- Nie poddajemy się i na pewno będziemy do końca walczyć o utrzymanie - zapewnia 20-letni Mokros.
Szeregi zespołów PLK opuści już na pewno Sportino Inowrocław. Mimo ambitnej postawy zespół z kujawsko-pomorskiego przegrał w Jarosławiu ze Zniczem 60:67. Z bilansem 3 zwycięstw i 20 porażek Sportino straciło szanse na utrzymanie.
Najciekawszy mecz 24. kolejki PLK obejrzeli kibice w Zgorzelcu, gdzie Turów podejmował Anwil Włocławek. Wicemistrzowie Polski przegrali z drugim w tabeli Anwilem 80:88.
- To był bardzo dobry mecz - powiedział po zawodach trener Anwilu Igor Griszczuk. Trudno się z tym nie zgodzić. Na parkiecie nie brakowało emocji i twardej walki, w której nikt nie zamierzał odpuszczać od pierwszej do ostatniej syreny. Goście zapewnili sobie zwycięstwo dzięki wyraźnie wygranej trzeciej kwarcie i skutecznej obronie wyniku w czwartej.
- W naszym zespole punktowało tylko dwóch graczy. W takiej sytuacji ciężko wygrać mecz - komentował niezadowolony trener PGE Turowa Andrej Urlep. 34 punkty dla Turowa rzucił Justin Gray. Jego tempo próbował utrzymać Michael Wright (18 pkt).
Współpraca: Grzegorz Bereziuk, Maciej Stolarczyk
Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?