Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Prawda często bywa gorzka

Zanotował Tadeusz Woźniak
Moje sukcesy najczęściej oznaczają złe wiadomości dla innych. - Rozpoczął opowieść Krzysztof Jackowski, namówiony do zwierzeń o swojej pracy. - Ludzie do mnie przychodzą z nadzieją, że powiem im: "Ona, on żyją, mają się ...

Moje sukcesy najczęściej oznaczają złe wiadomości dla innych. - Rozpoczął opowieść Krzysztof Jackowski, namówiony do zwierzeń o swojej pracy. - Ludzie do mnie przychodzą z nadzieją, że powiem im: "Ona, on żyją, mają się dobrze, proszę się nie martwić, wrócą do domu cali i zdrowi, tymczasem ja bardzo często muszę im powiedzieć najgorszą prawdę."
Tak było też kilka lat temu, gdy przyjechała do mnie starsza pani ze zdjęciem córki, studentki.
- Niech mi pan pomoże ją odszukać, ona taka niepoważna, wdała się w jakąś sektę - mówiła starsza pani.
- Niech pani mi zostawi to zdjęcie i pójdzie na pół godzinki na spacer - poprosiłem ją rutynowo, chociaż właściwie nie musiałem tego robić, bo wszystko było dla mnie jasne, gdy tylko spojrzałem na zdjęcie.
Niestety, pół godziny szybko mija. Kobieta wróciła, siada przede mną, uśmiecha się, a ja muszę powiedzieć najgorszą wiadomość jej życia: - Pani córka nie żyje. Kołuję, kręcę, ale w końcu mówię te straszne słowa. Ona nie wierzy. Jeszcze uśmiecha się, opowiada, że ktoś ją widział, że chyba się mylę.
Chciałbym się mylić, ale niestety widzę wyraźnie.
- Pani córka jechała na weekend do domu autostopem - mówię.
- Zatrzymała czerwony samochód, w którym było dwóch młodych chłopaków z Zielonej Góry. Oni nie powieźli jej do domu, ale w miejscowości Wilkanowo wjechali do lasu. Tam dziewczynę zgwałcili i zabili. Nie chcieli jej zabić, ale ponieważ się broniła, wywiązała się walka i doszło do morderstwa. Zwłoki leżą w lesie, ledwie przykryte.
Sam się dziwię, że powiedziałem to tej kobiecie. Nie wiem, czy dziś stać by mnie było na taką odwagę. Miałem przed sobą starszą, schorowaną osobę, samotną, dla której ta dziewczyna (miała na imię Ewa) była jedynym oparciem.
Kobieta pojechała do domu. Za kilka tygodni mam telefon, telefonuje jakiś dziennikarz z południa Polski.
- Pan jest jasnowidzem?
- Tak.
- Co pan za brednie naopowiadał pani S. o jej córce Ewie. Ona żyje, jest w jakiejś sekcie. Znalazł się kierowca PKS-u, który wiózł ją do K., miasta, w którym mieszka.
Minęło kilka tygodni, a ta starsza kobieta przyjechała do mnie ponownie. W pierwszym momencie przestraszyłem się, że chce oskarżyć mnie o utratę zdrowia, o niepotrzebne zmartwienia i zgryzoty. Czułem się podle. Najchętniej zamieniłbym się z moim psem Pikusiem na role.
Ale starsza pani, już bardzo wyciszona, podaje mi jeszcze raz zdjęcie swojej córki, jakieś rzeczy i prosi, żeby jej szukać...
- Jak to, a nie znalazła się w jakiejś sekcie? - pytam.
- Nie wiem - mówi matka. - Ale ja już straciłam pewność. Przekazałam pana wizję policji i oni nie znaleźli ciała.
Robię wizję jeszcze raz. Wychodzi mi wyraźna, taka sama jak poprzednio. Nie mogę kłamać. Zastrzegam się, że ja tak widzę, że chciałbym się mylić.
Po kilkunastu dniach dostaję list od pani S.Dziękuje mi, że miałem odwagę powiedzieć jej tę straszną prawdę. Policja sprawdziła jeszcze raz okolice Wilkanowa i znalazła zwłoki Ewy - dokładnie tam, gdzie wskazałem.
Za kilka tygodni czytam w jednej z gazet: ?Brutalny mord. Dwóch młodych ludzi zabrało autostopem studentkę Ewę S. Czerwony samochód pomknął w stronę K., ale skręcił w stronę Wilkanowa. Tam, na skraju lasu rozegrała się tragedia.? Wszystko było tak jak w mojej wizji. Czekałem na telefon od tego dziennikarza, który tak mi naurągał. Niestety, zabrakło mu odwagi.
Niby miałem satysfakcję, ale gorzką. Gdybym się mylił, pewnie byłoby mi lżej. Bardzo przeżyłem tę sprawę...
Po kilku latach ona wróciła. Zatelefonowała do mnie pani z Zielonej Góry.
- Proszę pana - powiada. - Mój syn jest oskarżony o udział w morderstwie, ale on jest na pewno niewinny, czy pan mi pomoże?
- Ale o co chodzi? - dopytuję.
- Rzekomo, on razem z kolegą zabili młodą kobietę, studentkę.
Coś mnie tknęło.
- Czy to była Ewa S.? - zapytałem.
- Tak - odrzekła zdziwiona kobieta.
- A pani syn jest.... - tu podałem dokładnie jego rysopis. - I wtedy jechał czerwonym samochodem...
- Tak, tak - powtarzała zaszokowana. - Skąd pan to wszystko wie?
- Przecież telefonuje pani do jasnowidza - przypomniałem jej. - Powiem pani więcej. Pani syn uczestniczył w morderstwie. To ja przed laty na niego i jego kolegę wskazałem. Pani wybaczy, ale nie pomogę pani synowi, nie jestem obrońcą.
I też mi było przykro. Jakiejś matce zabrałem resztki nadziei, że jej syn, jej dziecko nie jest mordercą. Prawda bardzo często bywa gorzka.
Krzysztof Jackowski

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak Disney wzbogacił przez lata swoje portfolio?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto