Restauracja LIF, Warszawa. Przyjdź ze swoją butelką i najedz się jak u mamy [ZDJĘCIA, WIDEO]

Bez glutenu, ale i z boczkiem
LIF powstał w miejscu dawnej Biosfery, wegetariańskiej restauracji o wysokich aspiracjach i jeszcze wyższych cenach. Przekraczając próg lokalu przy Al. Niepodległości baliśmy się więc, że mógł on odziedziczyć klątwę niepowodzenia po poprzednim właścicielu. Na szczęście, szybko przekonaliśmy się, że z dawnej Biosfery nie pozostało tu prawie nic. Jasne, przestronne wnętrze jest pełne zieleni, nie tylko z uwagi na sąsiedztwo ogródka Jordanowskiego. Już sam wystrój zachęca do tego, by zatrzymać się tu na chwilę. Jednak nikt nie przychodzi do restauracji dla jej wystroju. Rzut oka w jadłospis pozwala stwierdzić, że LIF stawia na różnorodność. - Menu odpowiada na różnego rodzaju zapotrzebowania dietetyczne. Coraz więcej jest ludzi, którzy mają diety "wykluczeniowe", nie mogą na przykład, jeść jajek, cukru - tłumaczy Monika Król, właścicielka restauracji.

Zobacz też: Z dymem, na nóżce kieliszka, na lustrze. W Karmniku zjecie tatar na różne sposoby

Życie to jedzenie
Filozofia lokalu streszcza się w jego nazwie. - LIF to Life is Food, czyli “życie jest jedzeniem”. Jedzenie ma być też przyjemnością, odpoczynkiem, relaksem - mówi właścicielka. Mylą się ci, którzy sądzą, że dania w LIF to porcja ziemniaczków i kiełków z sałatą. Menu zmienia się sezonowo, obfitując w świeże owoce, zielone warzywa, ciekawe dodatki. Znajdą tu coś dla siebie zarówno wegetarianie oraz weganie, jak i mięsożercy. Obok modnych ostatnio kaszy jaglanej, warzywnych smoothie i tostów z awokado znajdziemy tu mięsne burgery, a okresowo trafiają się nawet pyzy z mięsem. LIF uniknął typowej dla młodych lokali przesadnej fascynacji nieznanymi smakami. Wszystko za sprawą szefa kuchni, Mirosława Łukasika, człowieka ze sporym życiowym i kulinarnym doświadczeniem. W potrawach nic ze sobą się nie gryzie, nie ma tu przerostu formy nad treścią, zbędnych dodatków, a co najważniejsze, jarmuż i rukola nie wystają z talerza niczym skarpetki ze zbyt ciasnej walizki.

Wielki comeback czarnuszki i czosnku?
Kuchnię lokalu można by określić jako szeroko rozumiany Slow Food, choć jak zarzeka się szef kuchni, LIF to raczej powrót do utraconych smaków sprzed lat - czarnuszki, prawdziwego czosnku, świeżego chleba. Obok żurku na zakwasie (14 zł) czy pierogów z mięsem, w lokalu przy niepodległości zamówimy też krewetki w białym winie z czosnkiem (34 zł), czy kremową zupę z soczewicy z dodatkiem curry (15 zł). Choć brzmi to naprawdę dziwnie, dania te wcale się ze sobą nie gryzą. Dumą szefa kuchni jest sandacz, podawany na marchewkowym musie, ze spaghetti z cukinii, chipsami ziemniaczanymi i czarnuszką (39 zł). Jeśli go spróbujecie, zrozumiecie dlaczego.

Bring Your Own Bottle - własne wino do kolacji
Jednej rzeczy może w LIF brakować. To oczywiście alkohol, którego z różnych względów prawnych lokal sprzedawać nie może. Restauracja zachęca jednak, by w ramach systemu Bring Your Own Bottle przynosić własne wino, które możemy następnie wypić na miejscu. BYOB jest praktyką rzadką, w Warszawie dotyczy zaledwie kilkunastu lokali. A szkoda, bo to najlepszy sposób na ożywienie każdego, nawet najlepszego posiłku.

Do LIF warto wpaść na zdrowe śniadanie, buraczano-jabłkowe smoothie, obfity i zdrowy obiad lub po prostu po to, by niezobowiązująco posiedzieć ze znajomymi przy butelce ulubionego wina. Jeśli życie faktycznie miałoby być jedzeniem, to życzyłbym sobie by było jedzeniem serwowanym w LIF.

Restauracja LIF, Niepodległości 80 (róg z Odyńca)