Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Szpital w Raciborzu prywatyzuje diagnostykę. Co z pacjentami? RAPORT

Jacek BOMBOR
Szpital w Raciborzu prywatyzuje diagnostykę. Co z pacjentami?
Szpital w Raciborzu prywatyzuje diagnostykę. Co z pacjentami? Jacek Bombor
Od nowego roku Zakład Diagnostyki i Terapii raciborskiego szpitala przejdzie w prywatne ręce. - Nikt nie liczy się z nami i pacjentami - skarżą się pracownicy diagnostyki. Oddanie w prywatne ręce diagnostyki odbije się na bezpieczeństwie pacjentów - słyszymy.

Szpital w Raciborzu prywatyzuje diagnostykę. Co z pacjentami? RAPORT

Od nowego roku Zakład Diagnostyki i Terapii raciborskiego szpitala przejdzie w prywatne ręce. - Nikt nie liczy się z nami i pacjentami - skarżą się pracownicy diagnostyki. Oddanie w prywatne ręce diagnostyki odbije się na bezpieczeństwie pacjentów - słyszymy.

Od nowego roku Zakład Diagnostyki i Terapii raciborskiego szpitala przejdzie w prywatne ręce. Tak chciała dyrekcja szpitala i skłaniał się ku temu organ prowadzący – czyli starostwo powiatowe. Ostatecznie radni na sesji 26 kwietnia decyzję "klepnęli". Powód? - Szpitala nie stać na zakup nowych urządzeń, które są niezbędne na tym oddziale. Nie ma też rezonansu. Gdy wykonaniem badań diagnostycznych zajmie się firma zewnętrzna, podmiot wprowadzi swój, nowy sprzęt – wyjaśniała nam Karolina Kunicka, rzecznik Starostwa Powiatowego.

Jesteśmy postawieni przed faktem dokonanym. Uważamy, że ta decyzja jest błędna, a jej skutki są nieodwracalne i nieobliczalne. Nikt nie zrobił żadnych analiz, ile będzie szpital kosztowało płacenie co miesiąc prywatnej jednostce za badania, których szpital potrzebuje do normalnego toku postępowania diagnostycznego z pacjentami - mówią nam pracownicy.
Wśród naszych rozmówców są lekarze, przedstawiciele techników radiologii. Ale – choć to związkowcy – nie chcą się przedstawiać. – Boimy się utraty pracy. – mówią wprost. Tymczasem z ostatniej konferencji prasowej w starostwie wiało optymizmem: dogadujemy się z załogą, nie ma kłopotu, pacjenci zyskają. To ogólny obraz, prezentowany od początku przez starostę Ryszarda Winiarskiego i Ryszarda Rudnika, dyrektora lecznicy.

Jak jest naprawdę?
Ma być nowy sprzęt, a nawet rezonans
Wcześniej zarząd powiatu spotkał się z załogą, związkami zawodowymi i ordynatorami oddziałów. Jak podkreślali zarówno przewodniczący rady jak i dyrektor szpitala, decyzja o „outsourcingu” nie była łatwa, jednak konieczna, by „szpital w Raciborzu mógł świadczyć usługi na jak najwyższym poziomie w oparciu o sprzęt diagnostyczny najlepszej jakości. To umożliwi dalszy rozwój lecznicy oraz optymalne przygotowanie do opracowywanej przez resortowe ministerstwo mapy świadczeń zdrowotnych, która uruchomi procesy aplikowania o środki unijne” - czytamy w komunikacie starostwa.
CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Po decyzji radnych dyrekcja szpitala rozpocznie przygotowania do specyfikacji istotnych warunków zamówienia oraz ogłoszenia przetargu. Będzie obejmował trzy zakresy to jest pulę badań, dzierżawę pomieszczeń oraz wykorzystanie sprzętu szpitalnego , między innymi tomografu komputerowego. Rozwiązaniem optymalnym byłoby uzyskanie w drodze przetargu dodatkowo dostępu do rezonansu magnetycznego – powiedział dyrektor Ryszard Rudnik. Taka praktyka ma miejsce i liczymy, że i u nas takie świadczenie będzie realizowane. - Planuje się, że nowy podmiot zostanie wybrany na okres 10 lat. Wówczas pracownicy zakładu zostaną pracownikami nowej jednostki zgodnie z przepisami kodeksu pracy, art. 23’.

Uczestnicy konferencji zapewnili, że w tej kadencji rady powiatu nie ma mowy o prywatyzacji szpitala ani jego innych oddziałów. Sęk w tym, że nikt się nie zająknął w sprawie protestu pracowników oddziału. Tymczasem zarówno lekarze, jak i pielęgniarki, radiolodzy, z którymi rozmawialiśmy, kategorycznie sprzeciwiają się prywatyzacji oddziału! I nie wykluczają protestów…

Z_nami nikt się nie liczy. Ani z pacjentami
Zgodnie z podjętą przez radę społeczną uchwałami przez 10 lat szpital będzie całkowicie uzależniony od podmiotu zewnętrznego, który w wydzierżawionych pomieszczeniach będzie prowadził taki sam zakres usług, jak w chwili obecnej ZDiT, tyle, że komercyjny. Dziwny jest fakt, że podmiotom prywatnym opłaca się prowadzenie działalności z zakresu usług diagnostycznych, a nie opłaca się to w naszym szpitalu – czytamy w jednym z wielu pism ośmiu związków zawodowych działających w szpitalu.
I przypominają, że już w 2012 roku zamknięto szpitalną mammografię z podobnych powodów – przestarzałego sprzętu. Tymczasem trzy lata temu prywatny podmiot otworzył w mieście mammografię i na tym z powodzeniem zarabia.
Związkowcy zarzucają dyrekcji, że mimo apeli od 5 lat, nie kupowano nowego sprzętu na diagnostykę. Najstarszy rentgen pochodzi z… 1997 roku, a używany system cyfrowy działa od 2005 roku. Przypominają, że w ostatnich latach szpitale w okolicy kupowały sprzęt za unijne pieniądze, a Racibórz przespał ten czas.
CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Tysiące badań w każdej chwili. Co z pacjentami?
Pracownicy zakładu mówią, że nie o ich los chodzi, a zależy im na pacjentach, by nadal mieli pełny dostęp do badań diagnostycznych. Obecnie oddział dysponuje przestarzałym sprzętem.
Do dyspozycji pacjentów są trzy aparaty rentgenowskie, trzy pracownie ultrasonograficzne i tomograf komputerowy z 2009 roku.
- Wykonujemy około 6 tysięcy badań tomograficznych rocznie , 40-50 tysięcy zwykłych badań radiologicznych i około 6-7 tysięcy badań USG. Dla szpitala, dla poradni szpitalnych. Na tomograf jest kontrakt, reszta badań płaconych z pieniędzy szpitala – wyliczają nasi rozmówcy.

U prywatnego krótsza kolejka? Bzdura
Jak długo pacjenci czekają obecnie na badania? Szpitalni trafiają od razu. Ci z zewnątrz z wpisem pilne: do dwóch tygodni. Na zapisy: miesiąc, półtorej. A może w prywatnej jednostce będzie szybciej?
- Jeśli ktoś mówi, że u prywatnego będzie szybciej, jest w błędzie. Bo to zależy od wysokości kontraktu. Kontrakt ma być wykonany w 1/12 na każdy miesiąc, aby zapewnić stały dopływ pieniędzy z NFZ. Więc jest określona ilość badań i koniec, nie da się jej przeskoczyć – wyjaśnia związkowiec.
Pracownicy obawiają się, że powoli szpital będzie „rozmontowany”. Przypominają, “sztuczna nerka” została wydzierżawiona, potem mówiło się o wyłączeniu laboratorium, ale do tego nie doszło. – Mamy obawy, że kolejne oddziały trafią w prywatne ręce. Że to w tym kierunku zmierza.
CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Potraktowano nas jak pralnię, kuchnię...
Na oddziale pracuje pięciu doświadczonych lekarzy-specjalistów, trzy pielęgniarki, pomoc laboratoryjna, trzy rejestratorki i trzynastu techników. W starostwie usłyszeliśmy: pracownicy mają zagwarantowaną pracę przez rok. A gdyby nawet, to tak wysokiej klasy specjaliści, że znajdą pracę…
- Tak nas doceniono, jako wysoko wykwalifikowaną kadrę, więc się nas pozbywają. Głównym argumentem jest to, że trzeba zainwestować w sprzęt. Ale w każdym jednym oddziale są konieczne zakupy, dlaczego poświęca się nas? Słyszeliśmy takie zdania, że poświęca się nas dlatego, że można nas traktować jak kuchnię ze starymi sprzętami, bo my nie bierzemy czynnego udziału w leczeniu pacjenta. Na pewno tak jest? Leczenie jest uzależnione od diagnostyki, nie da się tego rozerwać – mówi jeden z pracowników. Czy zakład na siebie zarabia?
- W tej chwili diagnostyka się bilansuje, są niewielkie zyski. Wiadomo, że każda radiologia ogólna przynosi straty, bo na to nie ma kontraktu. Ale pozyskiwanie środków to ultrasonografia, a przede wszystkim tomografia.

Lekarz może pojawić się w każdej chwili
Po wydzierżawieniu ,,rentgena” pracownicy wskazują na inne zagrożenia. - Obecnie szpital może nami dysponować w każdej chwili. Możemy chodzić na badania, jesteśmy do dyspozycji tam, gdzie jest taka potrzeba. Służyć konsultacjami, a jak będzie, gdy pojawi się prywatna jednostka? Najbardziej obawiamy się o pacjentów poza godzinami pracy. W tej chwili lekarze mają dyżury pod telefonem. Teraz jeżeli lekarz z oddziału zadzwoni, z izby przyjęć, ambulatorium, że potrzebuje konsultacji, przyjeżdżamy – zapewniają lekarze.
CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE


Czy tak będzie z prywatną jednostką? Istnieje obawa, że wprowadzona zostanie – o wiele tańsza - teleradiologia.
- Czyli badania wykonane przez technika jest wysłane lekarzowi do obróbki do pracowni położonej często kilkaset kilometrów dalej. Sęk w tym, że taki lekarz opisując badanie nie ma wglądu w stan pacjenta, nie widzi go, nie wie, jaka jest sytuacja. Owszem, może podpytać telefonicznie. Ale nie jest to ktoś, kto widzi pacjenta, zna go – argumentuje nasz rozmówca. Pracownicy mieli dostać zapewnienie od dyrekcji, że teleradiologii w Raciborzu nie będzie, ale kto przed tym powstrzyma prywatny podmiot? – Właściciel będzie chciał zejść z kosztów, to prywatny biznes – powątpiewa lekarz.
Podaje konkretny przykład: do szpitala trafia pacjent po ciężkim wypadku, nieprzytomny. Izba przyjęć, trafia na prześwietlenia… – W trakcie badań współpracujemy, nadzorujemy. Mówimy od razu klinicystom, którzy są obok nas, ortopedzie, chirurgowi, co widzimy na tym badaniu, czy pacjent wymaga natychmiastowego przewozu na salę operacyjną, czy można z tym poczekać. To wszystko dzieje się na bieżąco. A w teleradiologii ten czas jest wydłużony. Godzina, dwie. Czas leci, a pacjent czeka. W tym widzimy zagrożenie.

Jest jeszcze jedna wątpliwość. Administracyjnie ograniczona liczba zlecanych badań przez lekarzy oddziałowych szpitalnych czy poradni w przyszłości. - By prywatnemu dzierżawcy nie płacić w przyszłości takich środków. To się przekłada na bezpieczeństwo pacjenta – dodają nasi rozmówcy.
Sprawę będziemy monitorować w kolejnych wydaniach raciborskiego Dziennika Zachodniego.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na raciborz.naszemiasto.pl Nasze Miasto