Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tomasz Ossoliński: Nie znam ludzi, którzy chcieliby źle wyglądać [Rozmowa NaM]

Karolina Kowalska
Tomasz Ossoliński: Nie znam ludzi, którzy chcieliby źle wyglądać [Rozmowa NaM]
Tomasz Ossoliński: Nie znam ludzi, którzy chcieliby źle wyglądać [Rozmowa NaM] Piotr Smoliński
Mężczyźni wychodzą z jego pracowni ubrani w garnitur, który zamienia ich sylwetkę w kształt superbohatera. Kobiety w sukienkach, czyniące z nich gwiazdy balu. Oprócz tego Tomasz Ossoliński projektuje buty i kostiumy. Teraz pracuje nad nową kolekcją i nie ma czasu na nudę.
Właśnie trwają przygotowania do premiery „Truciciela” w Och Teatrze, do którego projektuje Pan kostiumy. Dlaczego zdecydował się Pan wziąć udział w tym projekcie?

Obok pracy projektanta, od wielu lat uprawiam tez zawód kostiumografa. „Truciciel” to, zdaje się, już moja 30 premiera na koncie. A w wypadku tego spektaklu nie wahałem się z przyjęciem propozycji ani chwili, bo mam wielką przyjemność i frajdę z pracy w Och Teatrze i w Teatrze Polonia. Projektowanie kostiumów teatralnych jest dla mnie fajną odskocznią, od tego, co robię na co dzień, czyli od ubierania moich klientów w garnitury. Szalenie to uwielbiam. Średnio jedna, dwie premiery w roku, są miłym oddechem od codziennej pracy oraz cudowną możliwością poznania nowych ludzi, pracą z inspirującym zespołem. Bardzo sobie to cenię.

Czym proces powstawania kostiumów do spektaklu różni się od Pana codziennego projektowania?

Na chwilę trzeba wejść w inny świat. Przy całym procesie twórczym zwracam szczególną uwagę na pierwsze czytanie tekstu z aktorami, na pierwsze czytanie scenariusza, pilnuję, by być wtedy obecnym. Bo kiedy aktorzy czytają tekst ja już sobie tych bohaterów w głowie wyobrażam, wymyślam w co są ubrani, jak wyglądają i zazwyczaj tego pierwszego wyobrażenia, tych konkretnych charakterów i postaci, się trzymam. I potem ubieram je tak, jak sobie to wyobraziłem.

Poza pracą dla scen teatralnych i operowych, zaprojektował Pan także m.in. stroje dla naszych olimpijczyków na igrzyska w Pekinie. Który z tych projektów zapadł Panu najbardziej w pamięć?

Jednym z kamieni milowych mojej pracy jako twórcy kostiumów był na pewno spektakl o Antonim Cierplikowskim, gdzie pracowałem na przestrzeni inspiracji pochodzących ze wszystkich dziesięcioleci XX wieku do lat 80 i to było dla mnie ogromnie twórcze. Często w tym kontekście wspominam także pracę z Gosią Baczyńską nad kostiumami do „Traviaty” w reżyserii Mariusza Trelińskiego w Operze Narodowej. To była niesamowita przygoda, biorąc pod uwagę samo miejsce, ludzi, atmosferę. Nie zapominam także o pierwszej współpracy z panią Krystyną Jandą, czyli o spektaklu „Weekend z R.”, w którym ona sama także grała. To był swoisty test moich umiejętności na tych deskach i skoro jestem wciąż zapraszany do kolejnych inscenizacji to chyba się udało (śmiech). W Fundacji Krystyny Jandy na Rzecz Kultury zrobiłem już chyba kostiumy do wszystkich możliwych epok XX wieku - lata 20 to „Upadłe anioły”, lata 30, 40 to bardziej „Trzeba zabić starszą panią”, 50, końcówka to był „Weekend z R”, 60 „May day 1”, 70 robimy teraz czyli „Truciciela”, 80 – „May day2”. Czyli mogę teraz, jako projektant, przenosić się w czasie bez przeszkód (śmiech).

Co Pan sobie ceni w pracy w teatrze?

W każdej pracy, której się podejmuje, nie tylko w teatrze, szalenie ważna jest dla mnie atmosfera jaka panuje w danym miejscu, w zespole, pomiędzy ludźmi. Zdarzało mi się robić premiery w teatrach, do których już nigdy więcej nie wrócę, bo twórczy aspekt mojej pracy wymaga komfortu, dobrego ducha. To musi mi sprawiać przyjemność. Z przebywania z ludźmi, z pracy nad konkretnym tytułem. W pracy nie ma dla mnie miejsca na przewlekły stres.


Prywatnie też Pan lubi chodzić do teatru?

Uwielbiam i bardzo żałuje, że mam co raz mniej czasu na tą przyjemność. Cenię sobie klimat, który wytwarza się na deskach, wokół danej epoki i sytuacji.

Projektowanie kostiumów i strojów sportowych, legendarna już pracownia szytych na miarę garniturów, a od niedawna także buty dla marki Gino Rossi. Która z tych aktywności projektowych jest Panu najbliższa?

Kiedyś ktoś podpisywał ze mną bardzo duży kontrakt na projektowanie konkretnej rzeczy. I gdy przeszliśmy do tematu moich wymogów, powiedziałem panu prezesowi, że dla mnie najważniejsze w pracy w tej firmie jest to, żeby tu było fajnie, żeby było miło. Że jeżeli ja nie będę czuł się dobrze, jeżeli będzie coś co poza aspektem projektowania, co nie jest przyjazne pracy, to ja tego nie zrobię. W przypadku Gino Rossi trafiłem na fantastycznych ludzi. Na ludzi głównie ze Słupska, gdzie jest fabryka, świetny zespół projektowy, ludzi bardzo zaangażowanych, szczerych i normalnych. Z takimi ludźmi uwielbiam pracować, bo projektowanie nie jest dla mnie tylko kwestią narysowania czegoś na kartce, czy opowiedzenia pokrótce o swojej wizji. To jest sprawa normalnej pracy z ludźmi. Ktoś to musi wykonać, uszyć, przygotować, zrealizować te nasze wizje. I to jest tutaj najważniejsze. Żeby to ze sobą się zgrało.

Właśnie zakończyła się druga edycja programu „Project Runway”, w którym jest pan mentorem uczestników. Na ekranie byliśmy świadkami niejednego wybuchu gwałtownych emocji, które Pan studził siłą swojego spokoju. Czy na co dzień, w swojej pracowni, także jest Pan taką oazą spokoju?

Oj, no nie wiem. Czasami też klnę, czasami się na coś złoszczę. Natomiast rzeczywiście grupa projektantów w tej edycji była zdecydowanie silniejsza i mocniejsza niż w pierwszej. Silniejsze okazały się także ich charaktery i osobowości. Poza tym oni też przyszli do programu wiedząc już jak to działa, co ten program może im dać. No i tak po prostu każdy walczył o swoje.

I te charaktery się ścierały..

Trochę tak.

Przeczytaj też inne wywiady z polskimi projektantami:
* Jacob Birge: "Chcę zbudować imperium modowe" [Rozmowa NaM]
* "Dla mnie sukces jest wtedy, kiedy cyferki w tabelkach się zgadzają" [Rozmowa NaM]


Zobacz też: [a]https://warszawa.naszemiasto.pl/jacob-birge-chce-zbudowac-imperium-modowe-rozmowa-nam/ar/c13-3400510">Jacob Birge - "Chcę zbudować imperium modowe"[/a]

Dlatego jest Pan znany z tego, że klienci często wracają do Pana pracowni.

Sam wiem jak to działa. Jeżeli uda mi się gdzieś kupić dobre jeansy, to w ciemno po nie wracam, bo liczę na to, że dalej będę mógł takie kupić. Jeżeli ktoś jest zadowolony i dobrze wygląda i lepiej się czuje i lepiej się prezentuje, to też wraca po ubranie, które jest za taki stan rzeczy odpowiedzialne. Poza tym nie ma ludzi, którzy chcieliby źle wyglądać. Przynajmniej ja takich nie znam.

Artysta, rzemieślnik, krawiec, projektant. Do kogo Panu najbliżej?
To zależy od fazy księżyca (śmiech). A tak mówiąc serio, to do każdego z tych określeń, bo ja się nie lubię nudzić, monotonia jest moim wrogiem. Dlatego bywam wszystkimi nimi po trochu, by ciągle doświadczać czegoś nowego związanego z kreowaniem.

***
Tomasz Ossoliński - projektant, kostiumograf, juror. W wieku 18 lat objął stanowisko głównego projektanta w największych zakładach odzieżowych w Polsce – BYTOM S.A. Od dwudziestu lat szyje garnitury na miarę oraz projektuje suknie wieczorowe. Wielokrotnie nagradzany m.in. w Elle Style Award. Od lat tworzy też kostiumy dla opery i teatru. Współpracował przy „Traviacie” w reżyserii Mariusza Trelińskiego. Słynie z organizacji niezwykłych pokazów mody, które zawsze wykraczają poza ramy zwykłego eventu towarzyskiego. Do dziś wspomina się kolekcję „Godziny”, „Libertyn” czy „Babel”.


Zobaczcie też: Teatr Imka Tomasza Karolaka ma już pięć lat



emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto