- Rozprawa była wyjazdowa, bo jedna ze stron, żona Stanisława M., była niepełnosprawna. Sędzia przyjechała z protokolantką - mówi nadkom. Marcin Szyndler z komendy stołecznej. W rozprawie uczestniczył też syn Stanisława M. Wiesław, szwagier oraz adwokat.
Jednak zamiast skorzystać z pomocy prawnej, 77-latek wolał sam wymierzyć sprawiedliwość: ok. godz. 11, po odczytaniu protokołu wyciągnął pistolet i otworzył ogień. Strzelał na oślep, raniąc syna, szwagra i sędzię. Broń wytrącił mu adwokat. Gdy Stanisław M. pobiegł po kolejny pistolet, adwokat i protokolantka uciekli z posesji. Ranna w rękę sędzia i postrzelony w brzuch szwagier Stanisława M. schronili się na ganku sąsiedniego domu. Leżeli tam aż do przyjazdu służb około pół godziny później.
W budynku została niepełnosprawna Stanisława M. i jej syn, jak się później okazało śmiertelnie ranny w klatkę piersiową. Stanisław M. nie próbował pomóc ani unieruchomionej żonie, ani synowi. Wyjął przygotowane butelki z benzyną i podpalił dom. Chwilę później próbował podciąć sobie żyły.
Krwawiącego, podduszonego dymem znaleźli go wezwani do pożaru strażacy. - To ironia losu, że przeżył akurat on, a nie żona, która żywcem spłonęła w salonie, czy syn - mówił jeden z nich. Kiedy jego koledzy wyciągali z płonącego domu 52-letniego Wiesława, mężczyzna właśnie przestał oddychać. Długa reanimacja nie przyniosła rezultatu.
Śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego zabrał do szpitala ranną sędzię i Stanisława M. Do szpitala trafił też szwagier zabójcy. Wiadomo, że ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Stan Stanisława M. jest jednak ciężki.
Na miejscu tragedii do późnych godzin pracowali strażacy i policyjni dochodzeniowcy. - To rodzinna tragedia, w której nic nie jest pewne. Rozwiązanie tej sprawy zajmie pewnie dużo czasu. Teraz nie wiemy nawet, co było przedmiotem rozprawy. Ustalamy też, skąd mężczyzna miał broń i jaki był dokładny scenariusz wydarzeń - mówi nadkom. Szyndler.
Policjanci z wydziału do walki z terrorem kryminalnym i zabójstw dawno nie mieli do czynienia z taką tragedią rodzinną. - Kiedy dostaliśmy wezwanie, byliśmy przygotowani na najgorsze. Z pierwszych informacji wynikało, że do strzelaniny doszło podczas wizji lokalnej, a strzelał groźny bandyta. Szykowaliśmy się na drugą Magdalenkę. Pierwszy raz od dawna założyliśmy wszyscy kamizelki kuloodporne - mówi jeden z nich.
Strzelanina w domu małżeństwa M. była szokiem dla sąsiadów. Jeszcze większym - śmierć Wiesława M., który ledwie tydzień temu, po rozwodzie, uzyskał prawo do opieki nad 11-letnią córką. Do zeszłego tygodnia Agnieszka była w domu dziecka. Nie wiadomo, co czeka ją teraz: jej najbliżsi nie żyją, a dziadek usłyszy zarzuty zabójstwa syna i najprawdopodobniej spowodowania śmierci żony. Śledczy nie są bowiem pewni, czy Stanisław M. strzelał do kobiety, której zwłoki były prawie całkowicie spalone. Czekają na wyniki sekcji.
Michał Pietrzak - Niedźwiedź włamał się po smalec w Dol. Strążyskiej
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?