Rewolucja w dziedzinie fitnessu
Trening 27 minut to zupełnie nowe podejście do ćwiczeń. Wszystko dzięki elektrostymulacji, czyli w skrócie EMS. Siła grawitacji i ciężary zostają zastąpione prądem. - W rzeczywistości jest to impuls nerwowo-mięśniowy. Efekt jest taki, że możemy nasze mięśnie częściowo oszukać, tak aby zachowywały się w sposób naturalny. Robimy krótki, dynamiczny trening, w którym mamy też część kardio, a na koniec masaż. Wszystko wykonujemy w krótkim czasie w bezpieczny sposób, bo odciążamy stawy. Efekty możemy osiągnąć takie, jakie tylko chcemy: zrzucenie zbędnych kilogramów, poprawienie siły, wydolności czy szybkości - opowiada nam Szymon Bartoszek, pomysłodawca i założyciel 27 minut, czyli wspomnianego treningu EMS.
Elektrostymulacja już wcześniej była wykorzystywana m.in. w salonach SPA. Są to jednak zupełnie inne urządzenia - niewielkie, których elektrody można podłączyć do jednej lub dwóch partii mięśni. - My używamy zupełnie innego urządzenia, które nazywa się X-Body i zostało nagrodzone przez FIBO, czyli największą konferencję fitness - tłumaczy Bartoszek.
Zanim zaczniemy trening, musimy się do niego odpowiednio przygotować. Po przyjściu do studia zakładamy specjalną kamizelkę, która ma wbudowane elektrody stymulujące dziewięć partii mięśni jednocześnie. Po nałożeniu kamizelki podłączamy się do urządzenia, które miarowo wysyła impulsy. Musimy przygotować się na dość osobliwe uczucie. W zależności od impulsu, możemy poczuć drobne mrowienie lub silniejsze spięcie.
- W czasie treningu nie leżymy, nie siedzimy, nie czytamy gazety. Przez cały czas musimy być skupieni na ćwiczeniach - podkreśla założyciel 27 minut. Wynika to z tego, że jeśli na chwilę się zdekoncentrujemy, może złapać nas skurcz. Nie jest to bolesne uczucie, ale zdecydowanie nie należy do przyjemnych. Dlatego mięśnie powinniśmy mieć cały czas w gotowości.
- Urządzenie wysyła impuls w zależności od tego, jaki efekt chcemy uzyskać. Może to więc być impuls 80-85 Hz, który powoduje bezpośrednie stymulowanie włókien szybkokurczliwych. To może być też 7 Hz, czyli impuls, który działa na włókna wolnokurczliwe. Dzięki temu, od pierwszej minuty treningu możemy pracować nad tymi mięśniami, nad którymi chcemy - dodaje.
Czytaj też: Canicross. Spędzaj czas aktywnie razem ze swoim czworonogiem
Choć część z nas może się obawiać podłączenia pod prąd, w rzeczywistości z tej formy treningu płynie wiele pozytywnych efektów. Przede wszystkim to opcja dla tych, którzy mają ściśle określony harmonogram dnia i czas jest dla nich szczególnie cenny. - Trening jest krótki, trwa właśnie wspomniane 27 minut. Drugą rzeczą, która działa na jego korzyść, jest stymulacja aż 9 partii mięśni jednocześnie. Na siłowni przeważnie są to treningi dzielone. Oczywiście, jeśli chcemy, możemy skupić się na nogach, brzuchu czy pośladkach. Nie zapominamy jednak o plecach, ramionach. Ćwiczymy całe ciało. W konwencjonalnym treningu spięcia mięśniowe są na poziomie 30-40%, natomiast przy treningu EMS jest to poziom nawet 90% - zapewnia Szymon Bartoszek.
Impulsy docierają też do mięśni głęboko położonych, dzięki czemu możemy zadbać o prawidłową postawę. Elektrostymulacja to także zbawienie dla cierpiących na mięśnie kręgosłupa.
Jednak jak przy każdej aktywności sportowej, tak i przy treningu EMS istnieje szereg przeciwwskazań. Dotyczą one przede wszystkim kobiet w ciąży, ale też osób cierpiących na padaczkę, choroby nowotworowe czy mające rozrusznik serca. - Wszystkie inne osoby mogą u nas ćwiczyć. Nie ma znaczenia, czy mają problemy z żyłami, sercowe, nadwagę czy przebyte operacje np. kolan. Przychodzą też do nas klienci z przepuklinami. Elektrostymulację można traktować nie tylko jako rehabilitację, ale też trening, który zwiększy nasze parametry sportowe, a także wygładzi i ujędrni skórę - opisuje Bartoszek.
W Warszawie pod prąd możemy podłączyć się w studiu przy ul. Klimaczaka 5A na Wilanowie. - Już niebawem rozpoczniemy dojazdy do klientów. Chcemy też otworzyć kolejne punkty w centrum miasta.
Za jeden trening zapłacimy od 0 do 200 zł. Zero dlatego, że pierwsze zajęcia są pokazowe i darmowe. - Chcemy w ten sposób zachęcić klientów i osoby, które jeszcze się wahają. Pokazać, że ten trening niesie za sobą wiele korzyści - wyjaśnia Szymon Bartoszek.
Czytaj też: Bieganie z wózkiem. Z dzieckiem też możesz przebiec półmaraton!
Jeżeli pierwsza lekcja nam się spodoba i będziemy chcieli kontynuować swoją przygodę z elektrostymulacją, możemy wykupić karnety miesięczne. Cena zależy od tego, ile treningów wykupimy i waha się od 125 do 150 zł. Z kolei treningi jednorazowe to wydatek rzędu 200 zł. - Mimo, że ceny mogą wydawać się wysokie, należy pamiętać, że jest to trening jeden na jeden. Wszystkie zajęcia odbywają się indywidualnie z trenerem lub z fizjoterapeutą. Zawsze więc jesteśmy pod opieką osoby, która dba o nasze bezpieczeństwo i jak najlepsze rezultaty ćwiczeń. Poza tym na siłownię najbardziej optymalnie jest chodzić trzy razy w tygodniu, u nas wystarczą dwa. Liczy się też czas. EMS to zaledwie 27 minut, na siłowni zwykle potrzebujemy około półtorej godziny. Można to więc skwitować stwierdzeniem, że EMS jest tańsze, szybsze i bezpieczniejsze.
Jeśli jesteś zainteresowany patronatem naszemiasto.pl – napisz pod adres [email protected]
Jeśli chciałbyś zrobić projekt niestandardowy z naszemiasto.pl – napisz pod adres [email protected]
Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?