18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Trudna walka o honor syna

Eliza Głowicka
Natalia Kaśkos z mężem Tadeuszem pokazują medale, które pośmiertnie otrzymał ich syn
Natalia Kaśkos z mężem Tadeuszem pokazują medale, które pośmiertnie otrzymał ich syn Tomasz Hołod
Porucznik rezerwy Krzysztof Kaśkos z Wrocławia zginął w Iraku w czerwcu 2004 r. Dopiero po pięciu latach od jego śmierci prezydent Polski Lech Kaczyński przyznał mu pośmiertnie Krzyż Kawalerski Orderu Krzyża Wojskowego i Gwiazdę Iraku za udział w misji.

Wreszcie odczuwam ulgę i satysfakcję. Nie walczyłam o pieniądze, tylko o honor i pamięć syna - Natalia Kaśkos kładzie na stole dwa czerwone pudełeczka ze złotym orzełkiem. W środku są długo wyczekiwane medale.

Odebrała je wraz z mężem 15 sierpnia z rąk prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego w Belwederze podczas uroczystości z okazji Święta Wojska Polskiego. Gdy dziękowała prezydentowi, szefowej kancelarii i kolegom jej zmarłego syna, miała łzy w oczach. Krótkiego przemówienia nauczyła się z kartki na pamięć. Nie musiała, ale z tej radości przywiozła z Wrocławia prezydentowi Kaczyńskiemu album ze zdjęciami Panoramy Racławickiej.

***
3 czerwca 2004. Zasadzka była świetnie przygotowana przez irackich terrorystów Abu Al-Zarkawiego. "Kaśka" i "Żuku", czyli Artur Żukowski, mieli pecha, bo jechali nieopancerzonym samochodem. Jeden z opancerzonych wozów zepsuł się Amerykanom, więc wsiedli do innego. Ich auto zostało obrzucone granatami i stanęło w ogniu. Na ocalenie nie mieli szans. Ich koledzy, którzy jechali opancerzonym wozem, przeżyli atak.

Zaledwie trzy dni wcześniej por. Kaśkos odszedł z wojska. A konkretnie z elitarnej jednostki GROM, w której służył sześć lat. Był tam dowódcą jednostki szturmowej. Koledzy namawiali go, by nie odchodził, ale nie chciał zostać.

- Był rozczarowany tym, co się dzieje w wojsku: słabe zarobki, braki w sprzęcie, złe traktowanie ludzi - opowiada Tadeusz Kaśkos, ojciec zmarłego komandosa. - Jeśli po misji wraca się z Iraku do kraju i widzi, jak traktują człowieka, to nie ma się co dziwić - dodaje matka.
Doskonale wyszkolony Krzysztof dostał propozycje pracy od amerykańskiej firmy "Black Waters" działającej na terenie Iraku. Już wcześniej Amerykanie proponowali mu pracę w elitarnej jednostce wojskowej "Delta", ale nie skorzystał. "Watersi" uważani są za największą prywatną armię świata: ochraniają firmy, ważne budynki i VIP-ów. Tragicznego dnia grupą mieli ochraniać wysokiego urzędnika amerykańskiego CIA. Były komandos mógł zarobić u nich pięć razy tyle, co w Polsce.
- Bolało mnie bardzo, że po jego śmierci w mediach ludzie mówili o nim, że to najemnik, który pojechał do Iraku dla pieniędzy. A on życie oddał dla drugiego człowieka - denerwuje się matka "Kaśki". - Dopiero dziennikarka Dorota Warakomska powiedziała na głos, że takie wypowiedzi są niestosowne, bo tam do Iraku nikt nie jedzie dla przyjemności, a w każdej chwili można zginąć. I wtedy przestali gadać.

Śmierć syna była dla nich wielkim ciosem. Później nie było lepiej. Nie wiadomo, kiedy dowiedzieliby się o śmierci Krzyśka, gdyby nie jego koledzy. To oni powiadomili rodziców o śmierci ich syna. Potem zaczęły się korowody ze sprowadzeniem ciała syna do Polski. Oficjalnie ze strony polskiego wojska nie dostali żadnego zawiadomienia i pomocy.

- Żadnego wsparcia. Wszystko załatwialiśmy prywatnie. Przez ambasadę polską, konsula, Amerykanów. Bardzo pomagali w tym dwaj koledzy syna, którzy byli tam na miejscu, Dariusz Kuczyński i Marek Nowakowski - wspominają rodzice. Konieczne okazały się badania DNA ciał, bo auto, w którym jechał Krzysiek z kolegami, spłonęło i ciała trudno było zidentyfikować. Koniec końców, po miesiącu, trumny ze zwłokami Krzyśka i Artura przyleciały do Polski. Po miesiącu od śmierci.

Za transport zapłacili Amerykanie. Również Amerykanie przesłali pieniądze na nagrobek. Krzysiek został pochowany na parafialnym cmentarzu na osiedlu Pracze Odrzańskie we Wrocławiu, gdzie się wychował.
Na pogrzebie nie było - jak zwykle w takich przypadkach - fanfar ani wojskowych oficjeli. Skromną asystę wojskową załatwili dawni koledzy ze szkoły oficerskiej we Wrocławiu. Przyjechali za to licznie koledzy z GROM-u i twórca jednostki gen. Sławomir Petelicki. Koledzy z dawnej jednostki cały czas o nim pamiętają. Co roku przyjeżdżają odwiedzić jego grób.

Wcześniej Natalia i Tadeusz Kaśkos nie pojechali na lotnisko na ceremonię wojskową powitania ciał.
- Nie mieliśmy sił po tym wszystkim, mąż był chory. Tylko córka pojechała - przyznaje matka. Krzysiek był ojcem chrzestnym córki swojej siostry. Na jednym z niewielu prywatnych zdjęć, z promocji oficerskiej w Wyższej Szkole Oficerskiej we Wrocławiu, trzyma małą na rękach. Za to ma sporo służbowych zdjęć z wojska. Głównie z kolegami z GROM-u podczas ćwiczeń. Jego zdjęcie widnieje na okładce magazynu militarnego "Komandos", gdzie poświecono "Kaśce" i "Żukowi" cały artykuł. Książkę pt. "GROM.pl" jej autor Jarosław Rybak w całości dedykował zmarłym Krzyśkowi i Arturowi.

- Ale wszyscy pozostali zapomnieli o nim. Mam na myśli wojsko, choć tyle lat był żołnierzem i w końcu służył krajowi, był patriotą - żalą się rodzice.
Krótko po pogrzebie rozpoczęli starania o przyznanie odznaczenia byłemu komandosowi. - Bo ten medal mu się należał. Tak mówią przepisy - mówią zgodnie.
Natalia Kaśkos najpierw próbuje tym zainteresować wrocławskich posłów Bogdana Zdrojewskiego, Grzegorza Schetynę, Jacka Protasiewicza. Ale na próżno. Z ich biur poselskich nigdy nie dostała żadnej odpowiedzi. Puka do wielu innych drzwi. Pisze wszędzie, gdzie tylko przyjdzie jej na myśl. Do Sejmu, kancelarii premiera Donalda Tuska, do Rzecznika Praw Obywatelskich.

Z Sejmu dostaje odpowiedź, że nie są właściwym organem, który o przyznaniu medali decyduje. Podobnie tłumaczy Rzecznik Praw Obywatelskich i radzi, by ubiegała się o to u prezydenta kraju. Zwykle z takim wnioskiem występuje wojsko. Ale ponieważ porucznik rezerwy Kaśkos w dniu, gdy zginął, nie służył już w polskim wojsku, nikt z ich przedstawicieli o odznaczenie dla byłego komandosa się nie upomniał.
Upomniała się matka. Wysłała list do Kancelarii Prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, ale bez odzewu. Potem zaczęła pisać do prezydenta Lecha Kaczyńskiego. "Odznaczenie mojego syna Krzysztofa jest dla mnie, matki, i całej rodziny największym honorem. Wiadomo, że nic mi nie zwróci syna, ale byłoby mi lżej znieść tę stratę, gdyby syn otrzymał odznaczenie za swą służbę w wojsku" - pisze do niego w liście 11 listopada 2006 r.

Nie traci nadziei, gdy nie dostaje odpowiedzi. Wysyła kolejny list i kolejny. W końcu w marcu tego roku jej sprawą udaje się zainteresować Barbarę Mamińską, szefową Kancelarii Prezydenta. To ona interweniuje u prezydenta, by przyznał medal por. Krzysztofowi Kaśkosowi. Przy okazji te same odznaczenia dostaje pośmiertnie Artur Żukowski, który zginął z "Kaśką". Jego rodzice zaprzyjaźniają się z państwem Kaśkos, dzwonią do siebie.

Podczas uroczystości w Belwederze podeszła do nich szefowa Kancelarii. - Przyznała, że to dzięki mojemu uporowi nasi synowie w końcu dostali medale, na które zasłużyli - dodaje Natalia Kaśkos.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto