Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Warszawskie piwo. Jasne, że jasne. I mocne...

Andrzej Dworak
Zjednoczone Browary Warszawskie Haberbusch i Schiele przy ul. Krochmalnej 59 - widok z reklamy prasowej ok. 1920 roku
Zjednoczone Browary Warszawskie Haberbusch i Schiele przy ul. Krochmalnej 59 - widok z reklamy prasowej ok. 1920 roku Archiwum prywatne
W drugiej połowie XIX wieku warszawiacy byli przyzwyczajeni do picia piwa słabego - tzw. marcowego i szlacheckiego. Do czasu, kiedy na ich stoły trafiło produkowane przez Haberbusch, Schiele i Klawe mocne piwo bawarskie. Z potomkiem słynnych piwowarów Robertem Azembskim rozmawia Andrzej Dworak.

Mieszkał Pan w dzieciństwie w Paryżu?
Tak, jako całkiem mały chłopiec. Najlepiej pamiętam z tego okresu francuskie przedszkole, po którym biegały żółwie. Panie przedszkolanki wpuszczały do ogrodu różne, nieraz egzotyczne zwierzątka, chcąc zapewnić w ten sposób dzieciom kontakt z przyrodą. Mówiłem wtedy płynnie po francusku… Pamiętam też park i ulicę, przy której mieszkaliśmy - przy której telewizja polska wynajmowała mieszkanie dla swojego korespondenta.

W latach 1966-1971 był nim Mirosław Azembski, Pana ojciec. Była też z panem mama?
Mieszkaliśmy w Paryżu w trójkę - ojciec, mama Julitta i ja.

Tata był bardzo znanym dziennikarzem. Chciał, żeby Pan też wybrał ten zawód?
Jakiś wpływ na to, że po latach zostałem dziennikarzem, pewnie miał, ale nigdy mnie do tego wprost nie zachęcał. Mówił raczej, że to trudny, stresujący i niezbyt popłatny w porównaniu z niektórymi zajęciami zawód. Podsuwał mi natomiast lektury, nie tylko rozmaite wywiady i reportaże, także z prasy francuskiej, ale miałem dostęp do praktycznie niecenzurowanych biuletynów specjalnych PAP, które pozwalały mi lepiej rozumieć ówczesną rzeczywistość.

Jak tata traktował PRL?
Ojciec, chociaż był znaną postacią za PRL, miał zdrowy dystans do ideologii. Charakteryzowało go przy tym ironiczne poczucie humoru, które jednym się podobało, a innym nie. Starał się jak najlepiej wykonywać zawód dziennikarza specjalizującego się w sprawach międzynarodowych, także reportażysty. Wydaje mi się, że jego sympatie były po stronie umiarkowanych sił PZPR. Nie przyjął jednak propozycji zostania ministrem w rządzie Mieczysława Rakowskiego. Później sympatyzował z opozycją, utrzymując kontakty z KOR. Od polityki zawsze jednak wolał pisanie reportaży i książek. Wydał ich w sumie kilkadziesiąt - m.in. z Francji, Włoch i Ameryki Łacińskiej.

Na to też musiał mieć przyzwolenie władz...
Miał je. Zapewne okupione takimi sytuacjami, jak zapamiętana przeze mnie w czasie wspólnej wakacyjnej podróży do Domu Dziennikarza w Kazimierzu nad Wisłą. Podjechaliśmy samochodem do jakiegoś ośrodka ze szlabanem i wartownikiem i pamiętam trzech podpitych facetów, którzy byli bardzo niesympatyczni w stosunku do taty - jakby chcieli go do czegoś skłonić, namówić. Nie bardzo rozumiałem jako młody chłopak, o co chodzi, a tata dążył do jak najszybszego zakończenia tej rozmowy. To w moim pojęciu jedyna taka sytuacja kontaktu ze służbami, jaką miał ojciec. W każdym razie, grono jego przyjaciół stanowili zgoła inni ludzie - Karol Małcużyński, Lucjan Wolanowski, Stanisław Schoen-Wolski, Andrzej Zawisza, "Misio" Żeromski, Zygmunt Broniarek i wielu innych. Większość tych wspaniałych pisarzy i utalentowanych publicystów też już nie żyje.

Skąd pochodzą Azembscy?
Prawdopodobnie z Tatarów. Na to wskazuje nazwisko, które może być przekształceniem tatarskiego Azus lub Azos. Generalnie, ze strony taty była to rodzina wojskowa, związana z Legionowem. Pradziadek, dziadek - wszyscy wojskowi. Ojciec nie kontynuował tej tradycji.

Z kolei przodkowie Pana ze strony mamy, Julitty z domu Schiele, to przemysłowcy...
Tak, przybysze z Niemiec, z księstwa Reuss w Saksonii, ale na początku trudno było ich nazwać przemysłowcami, ponieważ Borhardt Schiele, mój praprapradziadek, który jako pierwszy przyjechał pod koniec XVIII wieku do Warszawy, był szewcem. Nie mówił po polsku, ale ma grób na cmentarzu ewangelicko-augsburgskim przy ul. Młynarskiej. Bardziej na miano przemysłowca zasługuje już jego urodzony w Warszawie w 1817 roku syn Konstanty, który rozpoczął działalność od wytwórni powozów.

Jednak to nie powozy stały się podstawą dobrobytu rodziny...
Ten zawdzięczali moi przodkowie piwu. Konstanty pracował przez jakiś czas w małym browarze spółki Schöffer i Glimpf, a w 1846 roku wraz z innym byłym pracownikiem spółki, Błażejem Haberbuschem, kupili ten browar z pomocą teścia Błażeja Henryka Klawe. W ten sposób powstała firma "Haberbusch, Schiele i Klawe", firma rodzinna. Zakłady mieściły się na terenie dzisiejszej Woli, z grubsza rzecz biorąc tam, gdzie były Browary Warszawskie, czyli przy Grzybowskiej. Początkowo był to browar trzech wspólników. Później doszli nowi akcjonariusze. Właściciele i ich rodziny szybko też się polonizowali, dostosowując do realiów. Z biegiem lat browar wyrósł na jeden z największych w Europie.

Jak doszło do takiego rozwoju? Początki wcale nie były łatwe...
Warszawiacy byli wówczas przyzwyczajeni do słabego piwa, do produkowanego przez "Haberbuscha, Schielego i Klawe" piwa bawarskiego - mocnego jasnego - musieli więc dopiero przywyknąć. Na ulicach śmiano się z nazwy browaru, trawestując ją na "Oberwusa, Szelmę i Kulawego", w czym zapewne miała swój udział konkurencja, bo generalnie piwowarstwo było złotym interesem. Kiedy w 1865 roku z firmy odchodził Klawe, spłacono go zawrotną sumą 280 tys. rubli. Natomiast mieszkańcy Warszawy nabierali smaku na piwo bawarskie dzięki kolejnym zakładanym przez browar ogródkom.

Drugie pokolenie właścicieli i szefów "Haberbuscha i Schiele" to Pana pradziadek Kazimierz, jego brat Feliks i trzej synowie Błażeja Haberbuscha. Czym charakteryzował się ten etap rozwoju firmy?
To był rozwój godny doby rewolucji przemysłowej, który cechowała modernizacja i rozbudowa. Wprowadzono najnowsze maszyny parowe i inne nowinki techniczne. Na dużą skalę rozpoczęto też produkcję sztucznego lodu, co umożliwiało właściwe przechowywanie zapasów. Piwo "Haberbusch", bo taka była nazwa trunku, wędrowało specjalnymi wagonami przystosowanymi do jego przewozu, nie tylko na krańce Królestwa Polskiego i Cesarstwa Rosyjskiego, ale też do Niemiec i do wielu innych krajów Europy oraz na Daleki Wschód. Przed rokiem 1900 Towarzystwo Akcyjne Browaru Parowego i Fabryki Sztucznego Lodu "Haberbusch i Schiele" kupiło dwie ciężarówki, co było naprawdę sporą i kosztowną nowością. Przy browarze była ochronka dla dzieci i szkoła elementarna, kuchnia dla pracownikó

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto