Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wojciech Grochowalski: Tożsamość Łodzi to pięć prostych i ważnych spraw

Redakcja
landsberg
Dyrektor Rubinstein Piano Festivalu opowiada o "Pakcie dla kultury", pomyśle sprowadzenia prochów Kosińskiego do Łodzi i pomniku Rubinsteina

Piotrkowska ulicą muzyki i sztuki - propozycja na długi czerwcowy weekend

**


landsberg: Pańskie **
pismo "Kultura i Biznas" poświęca wiele uwagi historii polskiego oręża, kawalerii i postaciom wybitnych patriotów w naszej historii? Wierzy Pan, że dotrze w ten sposób do młodych odbiorców, czy głównie do stałej grupy wiernych czytelników? **
WG: Moje czasopismo adresowane jest do ludzi mających jakąś wiedzę ogólną, do szerokiego odbiorcy, także do młodzieży i studentów. Zainteresowanie czasopismem jest ogromne, bo czytelnik wie, że wydawca – czyli ja – jest prawdziwy, nie udaje, nie oszukuje, nie gra, dba o odpowiedni dobór i poziom artykułów, hołduje od początku tym samym wartościom. Nie piszemy o skandalach, o bieżących wydarzeniach sportowych i politycznych, propagujemy patriotyzm, nie ma u nas krzyżówek i horoskopów, ale jest satyra na wysokim poziomie. "Kultura i Biznes" wymaga od czytelnika wiedzy i skupienia, ale dzięki takiej lekturze poznaje on historię własnego miasta i kraju, konfrontuje swoje poglądy z innymi, utrwala swój szacunek dla tradycji; mądrzy ludzie tego potrzebują.

Z powodu bezpłatnej dystrybucji, sam decyduję w dużej mierze o tym, kto czyta moją gazetę, bo wysyłam ją do konkretnych osób i instytucji w Łodzi, Polsce i na świecie, które uważam za opiniotwórcze. "Kultura i Biznes" jest również dostępna w miejscach w których bywają ludzie kultury i biznesu. Nasi Czytelnicy dzwonią i piszą do redakcji z USA, Kanady, Niemiec czy Brazylii. Poza ogromną satysfakcją z faktu posiadania grupy wiernych i zadowolonych odbiorców, wzruszają – ale i cieszą – mnie donacje, a najbardziej wpłaty od emerytów, czasem po 30 złotych na "Kulturę i Biznes".

Jest Pan autorem kilku książek, kilka innych pozycji opracował Pan i zredagował. Obecnie stara się Pan o wydanie swojej książki o Janie Machulskim?

WG: Książka jest już gotowa, ale niestety nie ma pieniędzy na jej druk. Jest to album fotograficzny z komentarzami Jana Machulskiego i moimi zatytułowany "Jan Machulski – cztery dwudziestki". Zaczęliśmy przygotowywać go wspólnie, gdy w trakcie pracy, w 2008 roku Jan Machulski zmarł. Uzupełniłem brakujące zagadnienia, napisałem komentarze i podpisy do zdjęć, zdobyłem plakaty i fotosy. Cenne uwagi, brakujące zdjęcia i informacje przekazała mi pani Halina Machulska, ona też zrobiła pierwszą, merytoryczną korektę. Złożyłem wniosek o wsparcie finansowe z Wydziału Kultury Urzędu Miasta Łodzi i czekam na odpowiedź. Jan Machulski był Honorowym Obywatelem Łodzi i dlatego uważam, że nasze miasto powinno znaleźć środki na wydanie tej książki.

Jest Pan Prezesem Międzynarodowej Fundacji Muzycznej im. Artura Rubinsteina i Dyrektorem Rubinstein Piano Festivalu. Czy II edycja Festiwalu, która miała miejsce w Łodzi w lutym 2011 spełniła Pana oczekiwania jeśli chodzi o zainteresowanie publiczności, listę artystów i gości, oddźwięk medialny? Czy pozostał lekki niedosyt i niesmak po walce o fundusze na organizację tego przedsięwzięcia?

WG: Festiwal był świetnie przygotowany, wszyscy artyści dojechali i dali wspaniałe koncerty, wydarzeniem na skalę światową był przyjazd do Łodzi maestro Daniela Barenboima i jego koncert finałowy w łódzkiej Filharmonii. Publiczność dopisała a to jest sukces, nie tylko w Łodzi, mieć komplet na widowni przez tydzień, gdy odbywają się nawet dwa koncerty dziennie. Recenzje w mediach lokalnych i w prasie muzycznej były znakomite, córki Artura Rubinsteina i liczni goście zagraniczni wyjechali bardzo zadowoleni. Łódź z pewnością zyskała wizerunkowo dzięki temu znaczącemu, międzynarodowemu wydarzeniu muzycznemu. Ale z finansowaniem było już gorzej, bo prezydent Hanna Zdanowska nie chciała zrealizować uchwały Rady Miejskiej, która wcześniej przyznała Fundacji i Festiwalowi kwotę do 700 tys. złotych. Ostatecznie otrzymaliśmy dotację, ale o 40 proc. mniejszą. Z tego powodu musiałem odwołać wszystkie zagraniczne reklamy i promocje, nie mogłem wywiązać się z wcześniej podjętych zobowiązań artystycznych – wydania nowej książki o Rubinsteinie, wykupie zamówionych olejnych portretów Rubinsteina czy zorganizowania dwóch wystaw. Pozostał niesmak po walce o pieniądze, w pewnym sensie ją wygrałem, bo festiwal odbył się w zaplanowanym kształcie muzycznym, ale wojna o finansowanie festiwalu w Łodzi, przez Łódź i dla Łodzi dopiero przede mną. Albo zacznę szukać innego miasta, które pomoże mi w organizacji Rubinstein Piano Festival. Zachowanie tożsamości Łodzi to zachowanie pięciu ważnych spraw, którymi są: fabryki z pałacami, willami, osiedlami robotniczymi i ogrodami; ulica Piotrkowska; Artur Rubinstein; szkoła filmowa i Muzeum Sztuki. Jeżeli o tym zapomnimy i nie będziemy o to dbać, Łódź będzie dalej dryfowała na obrzeża kulturalnej mapy Polski i Europy. Ja zająłem się profesjonalnie Rubinsteinem.

Jak zdołał pan przekonać rodzinę Rubinsteina do przyjazdu do Łodzi w której przy Piotrkowskiej 78 znajduje się pomnik ich ojca, który, ich zdaniem, jest nieproporcjonalną karykaturą?

WG: To nie jest pomnik tylko potwór. W dodatku wykonany i ustawiony bez zgody rodziny. Przekonałem córki Rubinsteina, że zniknie z Piotrkowskiej bo taką obietnicę złożył mi publicznie były wiceprezydent Łodzi Włodzimierz Tomaszewski w trakcie I edycji Festiwalu w 2008 roku. Ale nie wywiązał się z danego słowa. Na razie przekonuję córki Artura Rubinsteina, że pracuję nad tym aby to coś – co oburza tysiące ludzi, nie tylko artystów – zniknęło z głównej ulicy miasta, które tak kochał ich ojciec. Można to też poprawić.

Jest Pan przeciwny sprowadzeniu do Łodzi prochów Jerzego Kosińskiego, sławnego, choć kontrowersyjnego łodzianina, autora książki "Malowany ptak". Jerzy Kosiński ma gabinet w Panteonie Wielkich Łodzian w Muzeum Miasta a jego ostatnią wolą było podobno spoczęcie w Łodzi obok grobów rodziców na cmentarzu komunalnym na Dołach. Łódzcy radni byli niemal jednogłośni w sprawie uczczenia w ten sposób rocznicy jego śmierci.

WG: Po pierwsze, jestem przeciwny oficjalnemu, urzędowemu i uroczystemu sprowadzeniu prochów Jerzego Kosińskiego. Po drugie łódzcy radni mogli zostać wprowadzeni w błąd, nie zostać o wszystkim poinformowani... albo się oszukują. Rodzina Jerzego Kosińskiego może zrobić z jego prochami – w granicach określonych prawem w Polsce – co zechce. Ale sprowadzać jego prochy oficjalnie i z honorami?! Po co i za jakie zasługi? Przecież Jerzy Kosiński nie był prezydentem, premierem, generałem, czy kimś wybitnym i zasłużonym dla Polski. Z literatury i z opowieści ludzi zorientowanych w tej sprawie wiem, że był to oszust literacki, który popełniał plagiaty, a książki pisali za niego inni. Otrzymał w Łodzi już wiele honorów, a to że jeszcze nie został zlikwidowany jego gabinet w Muzeum Miasta Łodzi to i tak dla niego ogromny zaszczyt. Bo znalazł się tam pośród wielkich Łodzian, prawdziwych polskich patriotów, także o żydowskich i niemieckich korzeniach: Władysława Reymonta, Artura Rubinsteina, Juliana Tuwima, Karla Dedeciusa i Jana Karskiego. Łodzianie powinni sami ocenić, czy chcą takiego "malowanego ptaszka" jako swojego bohatera. W gabinecie Kosińskiego brakuje zdjęć i dokumentów z czasów II wojny, brakuje zdjęć Polaków, którzy go ratowali, brakuje prawdziwej biografii, czasopism i książek które opisywałyby prawdę o Kosińskim i spraw związanych z pogłoskami o jego agenturze CIA, jest to zatem gabinet nie dający pełnego wglądu w życie Kosińskiego.

Polacy ocalili Kosińskiego, Żyda, przed Niemcami w czasie II wojny światowej a on "opluł" nas później i okpił we wspomnianej już książce "Malowany ptak". Amerykanie poznali się na nim i odrzucili go po latach hołubienia jako literackiego objawienia, dlatego dziwię się że Łódź chce go tak uhonorować. Ta sprawa to wielkie nieporozumienie, które może ośmieszyć nasze miasto.

"Pakt dla kultury" ogłoszony przez Premiera zakładający zwiększenie wydatków na kulturę do 1proc. budżetu państwa do 2015 roku to Pana zdaniem "kiełbasa przedwyborcza", czy realna szansa na dofinansowanie polskiej kultury?

WG: Nie znam treści dokumentów dotyczących tego "Paktu", ale słyszałem o nim i nie wierzę w podawane terminy i wywiązanie się z tych obietnic. Premier to polityk a współcześni politycy polscy w większości zdaje się nie rozumieją w ogóle kultury – zwłaszcza wysokiej. Wydaje się, że od kultury ważniejszy jest dla nich na przykład sport. Sport ma w mediach – nie tylko masowych – codziennie stałe miejsce, a kultura niestety nie.

od 7 lat
Wideo

Jak wyprać kurtkę puchową?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto