Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wybory samorządowe 2018. Marek Jakubiak: Zbuduję Centralny Park Rozrywki pod Warszawą. Warszawiacy co roku będą dostawali dywidendy

Kacper Rogacin
Majątek Marka Jakubiaka jest szacowany na ponad 60 mln zł
Majątek Marka Jakubiaka jest szacowany na ponad 60 mln zł fot. Marek Szawdyn
Zbuduję Centralny Park Rozrywki pod Warszawą. Widział to już Michael Jackson. Warszawiacy będą dostawali co roku dywidendy z funkcjonowania tego parku - zapowiada Marek Jakubiak, kandydat Kukiz’15 na prezydenta Warszawy.

Po co Panu ta kampania?
Mnie prezydentura do niczego nie jest potrzebna. Ale wiem, że posiadam potencjał, który może spowodować, że Warszawa na mojej prezydenturze zyska. To urzędnicze Bizancjum, którym dzisiaj jest Warszawa, może być, poprzez dobrą organizację, ograniczone do potrzebnego minimum.

Zarządzanie miastem może być podobne do zarządzania przedsiębiorstwem?
Ono jest podobne. I tu, i tu trzeba mieć plan, strategię, wizje, chociażby w kwestii pracowników, czyli urzędników. Urzędnicy są dla obywatela, nie odwrotnie, a w Warszawie wszystko jest postawione na głowie. Nawet ludzie, którzy mają pilnować bezpieczeństwa, czyli 1700 strażników miejskich, tylko chodzą za nami i patrzą, jakie robimy błędy. Rozdają mandaty, a nie chronią naszego bezpieczeństwa. Kilka dni temu w Parku Bródnowskim o godzinie 16 zgwałcono kobietę. Spotkałem się z mieszkańcami i zadałem im pytanie, czy w ogóle ktoś tam Straż Miejską widuje. Nie. Nikt nie widuje. No, wiadomo. Zajęci są blokadami i wypisywaniem mandatów.

Zdaje Pan sobie sprawę, że urzędnicy i strażnicy miejscy to bardzo duży elektorat, który słysząc takie zapowiedzi, może wybrać innego kandydata?
Oczywiście, mam tego świadomość, a jednak to mówię. Dlatego że tak zrobię. Po pierwsze, Warszawa będzie jeszcze bogatsza, będziemy mieli jeszcze więcej pieniędzy. Dziś urzędnicy na wielu szczeblach zarabiają bardzo mało, około 1500-1600 zł. Oni zarabiają tak mało, dlatego że ich jest tak wielu. Przeprowadzę redukcję pracowników o 1/3, ale budżet zostawiamy ten sam. W związku z tym pozostali pracownicy będą więcej zarabiać. To jest takie proste.

Biurokracja jest dzisiaj największym problemem Warszawy?
Największym. Warszawiacy już sami nie wiedzą, o co chodzi urzędnikom. Nawet sami urzędnicy też czasami tego nie łapią. To jest gigantyczny chaos, który hamuje całe miasto. A poza tym problemem jest życie na kredyt. Budżet Warszawy nie może mieć deficytu. Musimy wydawać tyle, ile zarabiamy. Nie będziemy żyli na kredyt. Bo tak to każdy głupi potrafi.

Jak Pan myśli, co o Panu sądzą wyborcy?
Ludzie mnie postrzegają jako osobę, która nie ma przynależności partyjnej. Przychodzą do mnie w zupełnie przeróżnych sprawach, z zupełnie różnych stron. I Warszawa potrzebuje właśnie takiego prezydenta, który nie ma konotacji politycznej, a ma narodowy pogląd, bo Warszawa jest narodowa. Jednym z punktów mojego programu jest przywrócenie tożsamości Warszawy. Ale to nie oznacza, że od teraz to będzie jedno wielkie ciemne miejsce pod znakiem martyrologii i mordowania Polaków. Ja mam pomysły na to, żeby Warszawę wykorzystać w inny sposób. Widział to już Michael Jackson, on był artystą i to widział. Cała reszta tego nie widziała.

O czym mowa?
Zbudujemy Centralny Europejski Park Kultury i Rozrywki pod Warszawą. Oczywiście, że to będzie kosztowało 1,5 mld dolarów. Oczywiście. Ale pieniądze będą. A i Centralny Port Lotniczy, który PiS chce budować, wreszcie będzie miał sens swojego istnienia. Dlatego że ten przemiał ludzi przyjeżdżających tutaj z całego świata spowoduje, że ten port się do czegoś przyda.

Gdzie ten park rozrywki miałby powstać?
W północnej części Warszawy, nad Warszawą, zaktywizujemy około 100 hektarów ziemi pod ten park. Wykorzystamy do tego Wisłę, rozlewiska wiślane itd. To będzie gigantyczny program dla Warszawy. I wtedy kierunek zasysania przez Warszawę wszystkiego, co pod miastem, trochę się odwróci, bo z Warszawy ludzie wyjdą do tak gigantycznego przedsiębiorstwa. Ale tutaj jest pytanie, kto ma na tym zarobić. Dla mnie odpowiedź jest jedna - powinni zarobić warszawiacy. Żadnych pośredników. Żadnych zachodnich inwestorów. Wykonawcą niech sobie zachodnia firma będzie. Natomiast inwestorem musi być miasto i mieszkańcy Warszawy.

Michaelowi Jacksonowi się nie udało, więc dlaczego ma się udać Markowi Jakubiakowi?
Nie Jakubiakowi, tylko warszawiakom. Trzeba zbudować fundusz, na który zrzucą się mieszkańcy Warszawy i co roku będą pobierali dywidendy z funkcjonowania parku. Trzeba wykorzystać stołeczność Warszawy, co przyniesie bezpośrednie dochody mieszkańcom. Na obsługę wszystkich kredytów rocznie Warszawa wydaje ćwierć miliarda złotych. A to powinno być już w kieszeniach mieszkańców. Centralny Park Rozrywki będzie budowany na technologiach amerykańskich, bo oni mają największe doświadczenia w tych swoich Disneylandach. I oczywiście, że oni to postawią, a my za to zapłacimy. Ale to będzie nasza własność, my będziemy czerpali z tego zyski. Tylko tyle że sfinansuje to warszawska grupa kapitałowa, w której udziałowcami będą warszawiacy i miasto stołeczne. Pytam, dlaczego spółki miejskie mają swoje przepływy w bankach zachodnich, a nie w takim Banku Warszawskim. Przecież to jest tylko pieniądz. Niech te przebiegi chodzą. Urośnie potężny bank, przecież to są miliardowe obroty. Takie mechanizmy można wdrożyć na każdym polu. I na Zachodzie to wiedzą, a tutaj nie.

Panie pośle, brzmi to bardzo ładnie, ale czy to w ogóle jest realne?
Ależ oczywiście. Proszę sobie poczytać na temat Singapuru. Singapur - najbogatsze państwo miasto na świecie - tak zbudował swoją potęgę. Po prostu nie pożyczali pieniędzy od Chińczyków czy Amerykanów, tylko od samych siebie. Z zewnątrz pieniądze nie wchodziły i nie wychodziły, tylko namnażały się wewnątrz. I to chcę zrobić w Warszawie. Ja wiem, że zaraz liberałowie zaczną biegać w kółko i krzyczeć: „A po co nam to? Mamy przecież dotacje unijne!”. No więc proszę posłuchać człowieka, który w biznesie siedzi dziesiątki lat. Nie ma czegoś takiego jak pieniądz za darmo. Ten pieniądz tak czy inaczej trzeba będzie zwrócić. Ja jestem wrogiem uzależniania Warszawy od zachodnich podmiotów.

Gdybym był zachodnim inwestorem, to słysząc takie słowa z ust prezydenta Warszawy, nie wiem, czy bym tu zainwestował.
Zagraniczni inwestorzy będą w Warszawie nadal. Proszę mi wierzyć, ja się na tym znam. Oni przyjdą i wykonają, tylko nie będą właścicielem. Spokojnie o Zachód, oni są bardzo pragmatyczni. Tam, gdzie chociaż trochę skapnie dla nich, to tam będą. U nas za wszelką cenę wszyscy starają się przeforsować takie przekonanie, że zagraniczni inwestorzy, którzy do nas przychodzą, mają dobre intencje. Oni faktycznie mają dobre intencje, ale dla siebie. Jedyną ich intencją jest zarobek. Jeśli ktoś sądzi, że Francuzi chcą budować Polskę, że mają propolskie intencje, to powinien posłuchać wypowiedzi prezydenta Macrona. Każdy ma jeden interes - przyjść do Polski, zarobić i wyjść. Tego typu krótkie myślenie jak Platformy Obywatelskiej w Warszawie doprowadza do sytuacji, że Warszawa jest najbardziej zadłużonym miastem w Polsce.

Znajdzie Pan plusy dwunastu lat rządów prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz w stolicy?
Znajdę. Mało tego metra, ale jest. Metro mamy, miasto jest w większości dobrze skomunikowane. To też jest jej zasługa i jej nie wolno tego zabierać. Natomiast - i to dotyczy również Rafała Trzaskowskiego - w tym przypadku gigantycznym nieporozumieniem było to, że Hanna Gronkiewicz-Waltz jest intelektualistką, która wzięła się za zarządzanie miastem. Częściej siedziała na Uniwersytecie Warszawskim niż w ratuszu. Prezydentem bywała czasami. A co to oznacza? Jest stare polskie powiedzenie - kota nie ma, myszy harcują. I harcował układ reprywatyzacyjny, mafia, która powstała pod jej bokiem. Nie ma prezydenta, nie ma zarządzania. To samo dotyczy Trzaskowskiego. Może i on jest fajnym chłopakiem. Może jest inteligentny, pewnie jest. Jest błyskotliwy, ma aparycję, wszystko jest w porządku. Ale to jest intelektualista i jego miejsce jest na uniwersytecie, być może w MSZ. Może być też doradcą u mnie w ratuszu, może się zajmować np. funduszami zagranicznymi inwestowanymi w Warszawie. Ja widzę miejsce dla każdego w Warszawie, pod warunkiem że każdy zna miejsce w szyku. Nie wrzucamy polityki do miasta. Miasto jest zarządzane i ja rozliczam tylko i wyłącznie pod względem wydajności pracy.

Sondaże nie są dla Pana zbyt pomyślne, a jednak utrzymuje Pan, że będzie prezydentem Warszawy.
Przecież gdybym nie szedł po zwycięstwo, to nie byłoby w ogóle sensu startować w tych wyborach. Ja idę po prezydenturę. Jestem warszawiakiem, walczę i wygram te wybory.

Kocha Pan Warszawę?
Warszawa to jest moje życie. Ja nie opowiadam o jakichś fantasmagoriach. Warszawa jest częścią mojego życia. To jest miasto, w którym ja się wychowywałem, i ono jest dla mnie równie ważne jak moja rodzina. Warszawiacy są moją rodziną, po prostu.

To w Warszawie rozkręcał Pan pierwszy biznes. Proszę o tym opowiedzieć.
W młodości kilkakrotnie starałem się zwolnić z wojska. W tamtym czasie było trochę inaczej, wojsko to nie były żarty, nie można było tak po prostu się zwolnić. Ale wreszcie po 1989 roku nadarzyła mi się taka okazja. Dostałem się wtedy na studia, na Uniwersytet Warszawski, na pierwszy rok pedagogiki. Byłem w pańskim wieku. Dowiedzieli się o tym moi przełożeni i kazali mi napisać prośbę o oficjalną zgodę na studiowanie. Napisałem, a oni... nie pozwolili mi studiować. To ja rzuciłem papierami, napisałem prośbę o zwolnienie do cywila, afera była z tego powodu, bo to nie była jeszcze fala zwolnień. Ale zwolnili mnie. Po tym, jak mnie puścili, czterdziestu jeden oficerów i chorążych poszło do cywila. Zaraz za mną. Otworzyłem jakby ścieżkę. No więc zwolnili mnie, a ja założyłem moją pierwszą firmę. To była firma instalatorska, montowaliśmy telewizję kablową. Ja budowałem kablówkę na Bemowie. Potem połączyłem się z Porionem, największą telewizją kablową w Polsce w owym czasie. Poznałem bardzo ciekawych ludzi i takiego mojego guru, mojego serdecznego przyjaciela Marka Czajkowskiego. To on nauczył mnie stosunku do wszystkiego, tego, że oprócz pieniędzy, ważne są zasady, etyka, że pieniądz to nie wszystko. Marek nauczył mnie, że pęd za pieniądzem też musi mieć sens. To nie może być samo pędzenie dla pędzenia. Wiele się od niego nauczyłem i korzystam z tej wiedzy do dzisiaj.

Jak duży zasięg miała wtedy Pana firma?
Kablowałem całą Warszawę. Stare Miasto, Bródno, Śródmieście, Chomiczówkę, Ursynów... Ja miasto znam od piwnic, od kanałów. Od tamtych czasów Warszawa się trochę zmieniła, to prawda. Weszła nowa technologia, natomiast bardzo miło wspominam te czasy, bowiem byłem wszędzie i poznałem zakamarki Warszawy.

Dużo Pan wtedy zarabiał?
Zarabialiśmy wtedy od groma pieniędzy. Ja, jako wykonawca, zarabiałem miesięcznie po kilkaset tysięcy złotych. To były kolosalne pieniądze.

Kiedy pojawił się pomysł na wejście w rynek browarniczy?
To nie był mój pomysł, o dziwo, tylko pomysł Marka Czajkowskiego. Kiedyś przyszedł do biura, zebrał nas, kilku dyrektorów i wykonawców, i mówi: „Panowie, sprzedałem Porion”. A mnie normalnie podwozie się załamało (śmiech). Myślę sobie: „Nie no, kurde, miałem wszystko, a nie mam nic”. Bo te pieniądze, które zarabiałem, od razu inwestowałem. A on mówi: „Nie martwcie się, kupiłem trzy fabryki mebli i jeden browar”. Browar?! Ja wtedy piwa nie piłem. A Marek: „Tak. Pójdziesz, Loczek, do rady nadzorczej browaru”.

Loczek?
Tak na mnie mówił, bo miałem bardzo kręcone włosy.

Wąsy też już Pan wtedy nosił?
Od zawsze.

Nawet w wojsku?
Nawet. Były z nimi przeboje, ale nie zgoliłem nawet w wojsku. (śmiech)

Jaki browar zakupił pan Czajkowski?
To był browar Krotoszyn. Ja stałem się członkiem zarządu tego browaru. W krótkim czasie sprzedaż podniosła się o trzysta procent. Ale mieliśmy takiego premiera, który miał na nazwisko Buzek. I ten nasz premier orał polską gospodarkę. Branżę piwowarską prawie zniszczył, prawie mu się to udało. Szczególnie małe i średnie browary. Nasz browar padł, za długi, których nigdy nie zaciągnął, bo to były odsetki od długów sprzed zakupu tego browaru. Rocznie naliczano nam 60 procent odsetek. Dom wariatów. My żeśmy spłacali te odsetki z zysku, ale nie mieliśmy szansy dogonić długu. Z 500 tysięcy dług urósł do 4,5 miliona w ciągu dwóch czy trzech lat. No i browar ogłosił upadłość, ja się trochę wtedy podłamałem, to trwało jakieś dwa miesiące. Ale w piwie się zakochałem. I wtedy usłyszałem, że browar Ciechan jest do kupienia.

Wsiadł Pan w auto i pojechał do Ciechanowa?
Dokładnie. Pojechałem do Braun Union, do prezesa na rozmowę. Pytam: „Dlaczego zamykacie te browary?”. On na to: „A, taka decyzja z Austrii”. Ja mówię: „To ja kupię ten browar. Przecież ja wam nie będę absolutnie zagrażał”. Podpisaliśmy list intencyjny i sprzedali mi ten browar. Uratowałem browar, uruchomiłem go i zacząłem sprzedawać i propagować piwa regionalne. Jako pierwszy w Polsce. Cała reszta piwa wtedy to była masakra. Ciechan przetarł drogę innym. To strasznie dużo kosztowało i nerwów, i emocji, wszystkiego. Ale ja jestem od zdobywania gór.

Zwycięstwo w Warszawie byłoby zdobyciem Mount Everestu.
Ale ja to zrobię. Jeszcze w Warszawie nikt nie jest w stanie sobie wyobrazić, że można inaczej zarządzać miastem, a warszawiak może być podmiotem. Raz zdobytej władzy się nie oddaje - tak mówił Lenin. I oni dokładnie tak działają. Prezydent w życiu nie pozbawi siebie kompetencji, nie zrzeknie się ich na rzecz burmistrzów miast. A ja tak. Dlatego że ja wierzę, że burmistrz lepiej widzi, lepiej czuje, lepiej wie niż ja. Ja będę tylko prezydentem. Tylko, nie aż. I ten prezydent jest na usługach mieszkańców. Ja jestem od zapewnienia im bytu, rozwoju itd. Jestem inicjatorem tego rozwoju razem z nimi. Biorę na siebie odpowiedzialność, natomiast oni cały ciężar. To tak ma działać. A nie załamani burmistrzowie, którzy praktycznie nie mają kompetencji. I rady dzielnic będą wreszcie coś oznaczały. Przecież to dzielnice powinny decydować np. o tym, jak chcą zabudować teren.

To na koniec parę szybkich pytań. Przyłączy się Pan do chóru obietnic odnośnie metra?
Nie przyłączę, dlatego że metro to nie obietnice, tylko fakty. Jak zostanę prezydentem Warszawy, to powiem państwu, jakie są możliwości budowania trzeciej linii i czy w ogóle są. Ja uważam, że takie obietnice to jest tani populizm, robienie wody z mózgu warszawiakom.

Pozwoli Pan na Paradę Równości i marsz ONR w Warszawie?
Niech sobie chodzą. Jest demokracja. To prawo reguluje, a nie prezydent Warszawy. Ja zadbam tylko o to, żeby był tam porządek i żeby nie było chamstwa i wulgaryzmów.

Tęcza na placu Zbawiciela?
Absolutnie nie zgadzam się na tęczę na placu Zbawiciela. To nie jest odpowiednie miejsce. Ostatni król Polski projektował ten plac. Tam jest kościół, w którym modlił się ostatni nasz król. Nie ma zgody na trywializowanie tego placu.

POLECAMY:

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto