Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wywiad z Melą Koteluk: Dzięki migracjom stajemy się tacy, jacy powinniśmy być (rozmowa NM)

Aleksandra Podgórska
Wywiad z Melą Koteluk: Dzięki migracjom stajemy się tacy, jacy powinniśmy być (rozmowa NM)
Wywiad z Melą Koteluk: Dzięki migracjom stajemy się tacy, jacy powinniśmy być (rozmowa NM) Dariusz Gdesz
Wywiad z Melą Koteluk. Choć przeprowadzała się aż 23 razy przyznaje, że nie przywiązuje dużej wagi do podsumowań. Zaczynała od śpiewania w chórkach u Gaby Kulki i Scorpions. Debiutancki "Spadochron" wydała w 2012, szybko zdobywając popularność. W listopadzie wydała drugą płytę, która nosi tytuł "Migracje".

Wywiad z Melą Koteluk: Dzięki migracjom stajemy się tacy, jacy powinniśmy być (rozmowa NM)

Wydałaś właśnie swoją drugą płytę. Jaka ona jest? Czym różni się od "Spadochronu"?
Różni się przede wszystkim kontekstem, a także świadomością pewnych zjawisk. "Spadochron" na zawsze pozostanie debiutanckim albumem, którego podtytuł określiłabym hasłem "mocno po omacku". Jest pierwszym doświadczeniem. Drugi album również stawia na szerokie partie melodyczne, formy piosenkowe. Do takich mam sentyment z tej wczesnej młodości i to, wbrew pozorom, duże wyzwanie nagrać dobrą piosenkę. Wszystkie teksty na płycie są po polsku, konsekwentnie. Dzieje się znacznie więcej w warstwie brzmieniowej płyty, a duża w tym zasługa Marka Dziedzica, producenta muzycznego. Z jego pomocą udało się zarejestrować partie różnorodnych instrumentów - wiolonczeli, saksofonów, klarnetów, fletu i nieziemskiego instrumentu o nazwie hang drum.

Czym inspirowałaś się podczas tworzenia "Migracji"?
To album o przeprowadzkach w wielu różnych kierunkach. Kierunkach niekoniecznie fizycznych, które niosą zmiany i dzięki którym można się transformować. Inspirujące są te rytuały przejścia - pokonujemy nasze słabości, czasem robiąc bardzo małe kroki. I zawsze potem jesteśmy trochę inni, bogatsi w doświadczenie. Stajemy się tacy, jacy mamy być.

Na ten album Twoi fani czekali z niecierpliwością, choć okres pomiędzy wydaniem jednej płyty, a drugiej, był raczej standardowy. Czy, wydając debiutancki "Spadochron", spodziewałaś się, że tak szybko zyskasz tak dużą popularność?
Zupełnie nie. Zespołowo wróżyliśmy raczej ciszę po premierze i zamierzaliśmy "z biegu" nagrać drugą płytę. Ale wtedy nagle zaczęło rosnąć zainteresowanie wokół "Spadochronu", dzięki czemu mogliśmy wyjechać w pierwszą trasę i grać z tym materiałem koncerty. Tego zupełnie nie przewidzieliśmy, bo koncertowanie leżało w sferze marzeń. Nie jestem pewna, czy zadziało się to wszystko tak szybko - "Spadochron" potrzebował około pół roku rozbiegu. Z mojej perspektywy było to tempo idealne, bardzo stopniowe. Za debiutancki album odebraliśmy platynowe płyty podczas koncertu promocyjnego "Migracji" w warszawskim klubie Stodoła 16 listopada, choć tę informację dostaliśmy już w okolicach wakacji. Czekaliśmy na odpowiedni dzień - z jednej strony zamknęliśmy "Spadochron", a z drugiej otworzyliśmy temat dalszych "Migracji".

Czytaj też: Nieważne, jaki gatunek muzyki grasz. Liczy się intensywność [WYWIAD Z FINKIEM]

Wspomniałaś w jednym z wywiadów, że przeprowadzałaś się w całym swoim życiu aż 23 razy. Miało to wpływ na zawartość albumu i przede wszystkim na jego tytuł? Swoją drogą - 23 razy? Ja przestałabym chyba liczyć już po pięciu.
Cóż, zdarzają mi się podsumowania, ale nie żyję nimi jakoś specjalnie i nie przywiązuję do nich wielkiej wagi (uśmiech). Czysty fakt, ale rzeczywiście mocno związany z ruchem, przemieszczaniem się, przeprowadzką, różnym gruntem pod nogami, nowymi ludźmi, poznawaniem nowych miejsc... "Migracje" są raczej o tym wewnętrznym przemieszczaniu się, szukaniu symbolicznego gruntu, czyli punktu odniesienia. O łapaniu świadomości i o złożonym procesie właśnie z tym związanym.

Czy takie częste przeprowadzki sprawiły, że łatwiej przetrwać Ci trudy trasy koncertowej? Cały czas w drodze, codziennie w innym miejscu, w innym hotelu...
Pewnie tak. Tak jak niemal trzy lata śpiewania w pewnym warszawskim klubie, trzy sety po czterdzieści pięć minut, które sprawiły, że jestem w tej materii dość wytrzymała. Choć nie ukrywam, trasa koncertowa to temat wymagający.

Wolisz koncerty kameralne, w ciemnych klubach, z niewielką publicznością czy może raczej duże, robione z rozmachem, takie bardziej...festiwalowe?
Gramy na ekstremalnie różnych scenach. Mogłabym ustalić jakieś minimum, konkretny rys miejsc, w których gramy. Tylko po co, skoro mini klub ze sceną pięć na pięć metrów waży tyle samo, co występ na ogromnej, festiwalowej scenie. Różnią się niezliczoną ilością rzeczy, ale znaczenie mają to samo. Znakomitym przykładem jest nasz zeszły weekend: graliśmy w Kołobrzeguw Regionalnym Centrum Kultury z miejscami siedzącymi. Później pojechaliśm do Gniezna, gdzie daliśmy koncert w malutkim klubie z publicznością stojącą na wyciągnięcie ręki. Następny był Poznań, a tam legendarny, duży klub, dla publiczności stojącej. Trzy różne koncerty o takiej samej gramaturze i o takim samym znaczeniu.

Wywiad z Melą Koteluk: Nie przywiązuję dużej wagi do podsumowań

Twoje teksty są bardzo poetyckie, metaforyczne. Oczywiście tworzy się w ten sposób charakterystyczny dla Ciebie klimat, ale nie obawiasz się, że czasem Twoi słuchacze mogą ich nie zrozumieć? Weźmy chociażby "fastrygi". Przyznaję, że dla mnie znaczenie tego słowa nie było do końca jasne.
Nie było to dla mnie zbyt archaiczne słowo (uśmiech). To może otworzyć nowy kontekst dla obecności mamuta z Muzeum Geologicznego - bohatera finałowej sceny klipu powstałego do tego utworu (uśmiech).

Od jakiegoś czasu w Polsce panuje moda na śpiewanie po angielsku. Osobiście przyznam, że cenię sobie, kiedy polscy artyści śpiewają po polsku. Ciekawa jestem, co Ty myślisz o tym zjawisku?
Z mojego idealistycznego punktu widzenia najlepiej jest wtedy, kiedy każdy wypowiada się w sposób, jaki mu odpowiada, w języku w którym najlepiej i najskuteczniej się wyraża. Ja należę do osób, które piszą po polsku, bo lubię i jest on dla mnie swego rodzaju wyzwaniem.

Po wydaniu debiutanckiego "Spadochronu" zdobyłaś wiele nagród, między innymi Fryderyki w kategorii Debiut Roku oraz Artysta Roku. Teraz, podczas listopadowego koncertu w warszawskim klubie Stodoła odebrałaś za swój debiut platynową płytę. Przywiązujesz wagę do takich wyróżnień?
Nigdy jeszcze nie dostałam platynowej płyty, więc to wydarzenie ma swoje znaczenie, ale niestety w okolicach premiery nowego albumu naprawdę nie ma wolnej chwili, by to bardziej przeżywać, dłużej się z tego powodu cieszyć czy szerzej rozwodzić się na ten temat. Na pewno to bardzo miłe wyróżnienie i ważna informacja dla mnie - oznacza to, że ludzie kupują płyty!

Czytaj też: 10-lecie Afromental: Muzycy o nowej płycie, trasie koncertowej i wspólnym graniu

Powiedziałaś kiedyś, że wybierasz się w podróż do Azji. Laos, Tajlandia, Wietnam to jedno z moich wielkich, podróżniczych marzeń. Możesz opowiedzieć o tej podróży coś więcej? O ludziach, kuchni, kulturze?
Najlepiej zacząć od kupna plecaka i dobrych butów, polecieć tam i skoczyć na główkę w zupełnie inną kulturę. Każda podróż zmienia perspektywę, a od niej zależy jak widzimy świat, swoje życie i tworzy osobistą filozofię. Poczuć różnorodność i spójność jednocześnie. Taka jest rola podróży w moim życiu. A przez kuchnię wiele można dowiedzieć się o ludziach i całej kulturze, ta azjatycka jest zachwycająca.

Już na koniec. Jakie są plany Meli Koteluk na przyszły rok?
Dalsze migracje!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto