Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zadara: „Wypędzenie Żydów było niezgodne z prawem.” Spektakl Teatru Powszechnego skończy się w sądzie!

Redakcja
Zadara: „Wypędzenie Żydów było niezgodne z prawem.” Spektakl Teatru Powszechnego skończy się w sądzie!
Zadara: „Wypędzenie Żydów było niezgodne z prawem.” Spektakl Teatru Powszechnego skończy się w sądzie! Nawojka Guczyńska / mat. pras.
„Sprawiedliwość” to nowa premiera Teatru Powszechnego. Twórcy chcą jednak wyjść poza teatr. W spektaklu poznamy winnych wypędzenia Żydów z 1968 roku, a na koniec sprawa trafi do prawdziwego sądu.

Trafił Pan z tematem sztuki „Sprawiedliwość”? Historia relacji polsko-żydowskich jest ostatnio bardzo ważnym ogniwem debaty publicznej.
O tym projekcie myślę od pięciu lat. Obecnie zbiegło się to z przesileniem. Dziwne jest to, że w 1968 roku antysemicka propaganda mówiła językiem odpowiedzialności za zagładę. Było dużo szczucia wprost: „Żydzi są źli i powinni wyjechać” i sporo szczucia nie wprost - w artykułach prasowych tysiące razy powtarzano słowo Oświęcim, komory gazowe, getto… Robiło to piorunujący efekt na ludziach ocalałych z zagłady. Ten dyskurs wokół odpowiedzialności za zagładę był językiem, którym mówiła antysemicka propaganda. To jest dla mnie coś ciekawego, ale także dziwnego.

„Wszystko, co tu zobaczycie to prawda”, taka plansza pojawi się w spektaklu. Tłumaczą państwo, że „Sprawiedliwość” to pewnego rodzaju proces historyczno-prawny, który ma się skończyć w sądzie. Gdzie przebiega granica między rzeczywistością a sztuką?
Tego nie rozstrzygam. To kwestia dla krytyków. W spektaklu jest myślenie, opowiadanie o procesie wypędzenia Polaków pochodzenia żydowskiego z Polski w latach 1968-70 i zastanawianie się w jaki sposób to było (lub nie było) zgodne z prawem. A nie było w żadnym stopniu! I czy dzisiaj można jeszcze kogoś pociągnąć za to do odpowiedzialności karnej. W tym sensie jest to spektakl niczym film dokumentalny.

Ten spektakl będzie miał swoje reperkusje? Skierują państwo wniosek do prokuratury?
Ostatecznym celem tego projektu jest skierowanie do prokuratury zawiadomienia o podejrzeniu popełniania przestępstwa.

To w pewnym sensie tykająca bomba. Szykuje się Pan na rewolucję?
Przeciwnie. Chciałbym, żeby więcej osób wierzyło w państwo. Uważam, że to co się wtedy stało jest złe i bezprawne. Nie pójdę do sprawcy (czy współsprawcy) i nie powiem: „Chcę się z tobą pojedynkować”. Państwo i wymiar sprawiedliwości jest od tego, żeby rozstrzygnąć czy człowiek zrobił coś złego i bezprawnego. Chciałbym, żeby wszyscy tak działali. Wtedy mielibyśmy silniejsze państwo. Jeżeli ktoś myśli, że robię coś złego i bezprawnego, niech mnie poda do sądu. Walczmy na argumenty. Najlepszą instytucją jaką zachodni świat do tego wymyślił jest sąd.

Kiedyś pracodawca, który mobbingował moją żonę wyśmiewał się z niej, że chciała przyjść z prawnikiem na spotkanie. „Wszędzie chodzimy z prawnikami?” - mówił, jakby było w tym coś złego. Czemu nie? Jeśli chcę, żeby moje prawa były respektowane, muszę je znać. Polacy takiemu podejściu nie ufają, a dobrze by było, gdybyśmy to zmienili. To szalenie ważna rzecz - i o tym mówimy w spektaklu.

Z tego co Pan mówi wynika, że ten poziom meta (który jest też w tytule - „Sprawiedliwość”) bardzo mocno się objawił. Czy to pewnego rodzaju ewolucja spektaklu? Bo poprzedni tytuł brzmiał „Wypędzenie Żydów z Polski w roku 1968”.
Bardzo cenię firmy Spielberga. Nie za efekty artystyczne - bo jest sporo bardziej odkrywczych reżyserów - ale za to, że równocześnie nieźle nas bawi oraz tłumaczy, na czym polega demokracja. Robi to np. w „Lincolnie”. Każdy dowie się czegoś o Abrahamie Lincolnie, ale także o tym jak skończyło się niewolnictwo w USA czy jak działa system prawny.

Gdy po raz pierwszy przedstawiałem pomysł na spektakl dyrekcji, zauważyłem, że nie ma w nim tego pozytywnego spielbergowskiego elementu. Powiedzenia, że chodzi o dużą wartość. Tą wartością jest oczywiście sprawiedliwość. Walczę o to z samym sobą, żeby - jak Spielberg - wytłumaczyć ludziom czym jest sprawiedliwość i dlaczego jest lepsza od braku sprawiedliwości.

Obiecuje Pan nam katharsis, ale także wyjaśnienie mechanizmów z 1968 roku…
… i tego, w jaki sposób wpływają one na to, co mamy dzisiaj w państwie. I to - mam nadzieję - niezależnie od większości poglądów. Można uważać, że był zamach w Smoleńsku albo nie, i niezależnie od tego wierzyć w sprawiedliwość.

Skoro mówimy o filmach, przypominam sobie „Ambassadę” Machulskiego. Tam w ostatniej scenie widzimy Warszawę bez zniszczeń wojennych. Polaków i Żydów dalej żyjących w symbiozie. Używa Pan również tego motywu: straconych „kuzynów” - Żydów, którzy żyli z nami, a teraz ich nie ma, nie odzywamy się do nich?
Staram się o tych sprawach mówić innym językiem, naukowo-prawnym. Moim zdaniem nie ma innej sensownej definicji narodu niż ta z konstytucji: „naród to wszyscy obywatele Rzeczpospolitej Polskiej”. Można próbować definiować naród przez krew, ale prowadzi do konkluzji, że Chopin był tylko pół-Polakiem. Znaczy to, że w latach 1968-70 - i ja w to wierzę - wyjechało z Polski 13 tysięcy Polaków, członków naszego narodu. Nasz naród jest teraz biedniejszy. Jest biedniejszy o każdego człowieka, który wyjechał. Jest biedniejszy o mniejszość, która wnosiła inny smak w mieszankę jaką jest Polska. Jest też biedniejszy pod względem produktywności. Obliczyli to dla nas eksperci.

A kwestia emocjonalnego braku części narodu?
To nie jest tematem tego spektaklu. Nie będziemy mówić: „Już nie ma żydowskich miasteczek”.

Wektor jest ustawiony na nas, tych których w Polsce pozostali?
Nie opowiadamy tej historii od strony wypędzonych. Jak mówimy o zawiadomieniu o możliwości popełniania przestępstwa - to nie mówimy tego ze strony ofiary. Mówimy to z perspektywy Polaków, którzy mają żal do konkretnych ludzi z lat 1968-70 za to, że wypędzili 13 tys. współobywateli.

Michał Zadara Jako pierwszy reżyser wystawił wszystkie części „Dziadów” Adama Mickiewicza bez skrótów (Teatr Polski, Wrocław, 2016). Poza Polską pracował w teatrach w Nowym Jorku, Berlinie, Wiedniu i Tel Awiwie. Prowadzi zajęcia z dramaturgii retorycznej w Akademii Teatralnej w Warszawie, w roku akademickim 2019/2020 będzie honorowym profesorem w Swarthmore College. Zadara studiował teatr i politykę w Swarthmore College w Filadelfii, oceanografię w Woods Hole i reżyserię w Krakowie. Podczas studiów był asystentem lub współpracownikiem Małgorzaty Szczęśniak, Krzysztofa Warlikowskiego, Kazimierza Kutza, Jana Peszka, Armina Petrasa i Roberta Wilsona. Stworzył ponad 50 inscenizacji dramatycznych, operowych oraz multimedialnych.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto