Rosyjscy kibice zaczęli się zbierać w okolicach stacji Warszawa Powiśle jeszcze na długo przed godz. 17.30, kiedy pochód fanów zbornej ruszył w kierunku Stadionu Narodowego. Ale już praktyczne od pl. Defilad liczba radiowozów i patroli policyjnych rosła w lawinowym tempie. Widok armatki wodnej oraz kilkudziesięciu dużych radiowozów dawał jasno do zrozumienia, że funkcjonariusze są gotowi na każdy scenariusz. Po stronie rosyjskich kibiców trwał mały karnawał - śpiewy, pozowanie do zdjęć czy epatowanie coraz to wymyślniejszym przebraniem (czapki pilotki czy twarze pomalowane w kolory rosyjskiej flagi). W grupie początkowo kilkuset, a potem tysięcy nie było słychać politycznych haseł, głównie te podgrzewające ich reprezentację do sportowej walki z Polakami na boisku.
Natomiast po drugiej stronie całkowicie odmienne nastroje. Grupa kilkunastu fanów biało-czerwonych wdało się w niepotrzebną dyskusję z funkcjonariuszami, wznosząc przy tym antyrosyjskie hasła. Na początku skończyło się na pouczeniu, ale grupa ta zaczęła się powiększać o kolejne osoby wychodzące z pobliskiego baru czy zmierzająca w stronę Stadionu Narodowego. Wówczas doszło do pierwszej zdecydowane akcji policji - funkcjonariusze w pełnym rynsztunku bojowym oddzieliła polskich kiboli od rosnącego z minuty na minutę marszu rosyjskich kibiców. W momencie rozpoczęcia przejścia fanów "Sbornej", ktoś odpalił race a haseł anty rosyjskich również zaczęło przybywać.
Początkowo marsz przebiegał bardzo spokojnie ale policja zrobiła wszystko by oddzielić od siebie Polaków od Rosjan. Gdy w pewnym momencie pochód po raz kolejny się zatrzymał, doszło do sprzeczki pomiędzy rosyjskimi kibicami. Doszło do pierwszych zatrzymać a w wyniku ataku ranny został dziennikarz "Gazety Polskiej Codziennie". Po tym incydencie, późniejsze wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Nagle z znikąd pojawili się polscy kibole, na których niespodziewanie rzuciła się grupa zakapturzonych Rosjan, idących na przodzie pochodu wyraźnie szukających zaczepki. Po krótkiej, acz ostrej wymianie ciosów doszło do pierwszych zatrzymań a policja czekała na posiłki. Te pojawiły się najszybciej jak mogły - grupa funkcjonariuszy w kominiarkach wyposażonych w broń gładkolufową i gaz łzawiący ruszyła do akcji.
Aż do Stadionu Narodowego, co chwilę dochodziło do konfrontacji pomiędzy kibicami, a raczej chuliganami z obu krajów. Najbardziej dramatycznie było, gdy jeden z polskich kiboli, upadł nieprzytomny na ziemię - szybka pomoc udzielona policjantów, dziennikarzy i medyków okazała się niezbędna. Przez kolejne kilkanaście minut widziałem porozbijane butelki, łuski po nabojach z policyjnej broni czy poobijanych chuliganów (głównie pod wpływem alkoholu). Sceny już pod Stadionem Narodowym przypominały klasyczną "ustawkę" - mocna wymiana ciosów i szybka ucieczka przed policją. Choć funkcjonariusze starali się eliminować największych prowokatorów, to wciąż dochodziło do nowych starć. Funkcjonariusze byli również bezwzględni wobec dziennikarzy - kilku z nich zostało potraktowanych gazem.
A w tłumnie żurnalistów i fotoreporterów nie brakowało tych z zagranicy. Pytali się polskich kolegów co się właściwie dzieje i na czym polega konflikt pomiędzy "biało-czerwonymi" a "sborną". To co usłyszeli i sami zaobserwowali wysłali w świat - niestety, obraz naszego kraju jako organizatora jednej z największych imprez sportowych świata bardzo ucierpiał. A właściwy marsz rosyjskich kibiców cały czas zmierzał na Stadion Narodowy, co po chwilę zatrzymywany przez policję. Ostatecznie wszystkich jego uczestników funkcjonariusze wyprowadzili bocznym wejściem, nie tylko z powodu zamieszek kilkaset metrów dalej. Na trasie przemarszu pojawiła się drobna grupa, trzymająca transparenty "Polish president murdered in Russia" i rozdająca ulotki na temat katastrofy smoleńskiej w języku angielskim.
Rondo Waszyngtona przez chwilę w ogóle nie przypominała centrum polskiej stolicy, a strefę działań ulicznych gangów. Na mniej więcej półtorej godziny przed meczem sytuacja zaczęła się uspokajać, ale wciąż można było usłyszeć hasła antyrosyjskie płynące z ust polskich kibiców. Ale zdecydowana większość fanów "biało-czerwonych" z niesmakiem obserwowała wydarzenia na moście Poniatowskiego. A za taki stan rzeczy obarczała policję (za niedostateczną ochronę marszu), dziennikarzy (za szukanie "taniej sensacji") czy w końcu władze Stolicy (za to, że w ogóle wydały zgodę na taki przemarsz). Niestety, po meczu emocje nie opadły a policjanci patrolowali praktycznie każdą ważną ulicę w stolicy. Czy tak wyobrażaliśmy sobie Euro 2012?
Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?