Podopieczni Macieja Skorży wygrali, choć zagrali w kratkę – chwilami świetnie, chwilami słabo, stanowczo na zbyt wiele pozwalając rywalowi. Zagrali tak, jak można się było spodziewać po zespole próbującym odbić się od dna. Bo trudno inaczej nazwać poprzedni sezon pomimo zdobycia Pucharu Polski i awansu do europejskich pucharów. Po zespole, który wciąż jest przebudowywany, choć nieco mniej intensywnie niż rok wcześniej. Który próbuje odzyskać zaufanie swoich kibiców. A jest o co walczyć, bo 17 tys.ludzi to mniej więcej połowa pojemności Pepsi Areny. A gdyby nie trybuna Ultras, która tradycyjnie wypełniła się po brzegi, byłoby jeszcze gorzej. Fakt, czasy, gdy mecze Legii z Górnikiem elektryzowały całą Polskę, to już przeszłość, ale to wszystkiego nie tłumaczy.
Czytaj także: Liga Europejska: Znamy sędziów meczów Legii ze Spartakiem
Legia zagrała tak, jak można się było spodziewać po zespole, na którego czele stoi zaszczuty przez działaczy trener. Nie jest łatwo pracować ze świadomością, że wiceprezes i dyrektor sportowy tylko czekają, aż szkoleniowcowi powinie się noga, by zrobić z niego kozła ofiarnego i obarczyć winą za własną nieudolność. Nic w tym niecodziennego – ot, typowa korporacyjna spychologia. Dalecy jesteśmy od gloryfikowania Skorży. On też miał udział w tym, co działo się w ubiegłym sezonie. Nie zmienia to jednak faktu, że siedzi na bardzo gorącym krześle.
I jak na razie Legia radzi sobie pod jego kierunkiem nadspodziewanie dobrze pomimo wspomnianych już problemów (kto wie, co by było, gdyby na początku drugiej połowy Tomasz Zahorski wykorzystał sytuację sam na sam z Wojciechem Skabą). Awansuje w Lidze Europa. W czwartek zagra pierwszy mecz w IV rundzie kwalifikacji ze Spartakiem Moskwa. A w lidze? Patrz wyżej.
Czytaj także: Liga Europejska: Czy Spartak zlekceważy Legię Warszawa?
Nie byłoby to możliwe bez wspomnianych na wstępie Serbów. Jeśli za coś można pochwalić w ostatnim czasie panów Jóźwiaka i Miklasa (przynajmniej pierwszego), to właśnie za transfer Ljuboji. Jego pojawieniu się w Warszawie towarzyszyły kontrowersje, bo niby utytułowany (grał w Bundeslidze i Lique 1), ale stary (4 września kończy 33 lata). A do tego jeszcze (podobno) kapryśny i konfliktowy.
Nie wiadomo oczywiście, jak będzie dalej, ale na razie pokazuje nam się z lepszej strony. Po meczu z Górnikiem można wręcz napisać, że takiego piłkarza właśnie Legii brakowało. Od lat. Napastnika, który nie tylko czeka pod polem karnym na piłkę, ale potrafi się po nią cofnąć. Widzi nie tylko bramkę, ale również lepiej ustawionych kolegów. A do tego imponuje techniką i skutecznością. W piątek Ljuboja miał trzy dogodne sytuacje do zdobycia gola. Wykorzystał dwie. Spory progres w porównaniu z Włodarczykiem czy Chinyamą, którzy wykorzystywali jedną na osiem.
Czytaj także: T-Mobile Ekstraklasa: Polonia nadal poszukuje napastnika
Przy Ljuboji coraz lepiej czuje się również Radović. W piątek zdobył piękną bramkę (głową po dośrodkowaniu Rybusa). W kilku sytuacjach pokazał również, że lubi grać z rodakiem. A do tego coraz lepiej się z nim rozumie. Teraz trzeba to tylko potwierdzić z rywalem silniejszym niż Górnik Zabrze.
Codziennie najświeższe informacje z Warszawy na Twoją skrzynkę. Zapisz się do newslettera!
MECZ Z PERSPEKTYWY PSA. Wizyta psów z Fundacji Labrador
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?