Akcja sztuki ma miejsce w ponurych, ciemnych wnętrzach i na mglistych pustkowiach. Wszędzie pobrzmiewa ton żałoby i przeczucie śmierci. Cały dramat bierze się stąd, że Hamlet zwleka. Dlaczego? Przecież potrafi działać, kiedy trzeba – z jaką swadą zabija Poloniusza! Laertes nie podziela jego wątpliwości w kwestii zemsty za śmierć ojca. Hamlet nienawidzi stryja, gardzi matką. A jednak zwleka. Bawi się, gra, udaje wariata. Po co?
Wydaje się, że jest to coś, co wreszcie wyrwało go z marazmu i nudy, zawieszenia w próżni bycia następcą tronu, co wytrąciło go z utartego toru, jakim były studia filozoficzne, tracenie czasu na krotochwilach z koleżkami i romans z "nieodpowiednią" dziewczyną. Wreszcie wydarzyło się coś, co Hamleta zainteresowało. Nie na tyle, żeby przestał być skupiony wyłącznie na sobie, ale na tyle, żeby zadał sobie pytanie o to, kim jest. Jednak zamiast się samookreślić, przez większość czasu pragnie być kimś innym, albo w innej sytuacji. Gdyby nie Laertes, nigdy nie dokonałby zemsty.
Hamlet Krzysztofa Szczepaniaka jest zimny, niemal psychopatyczny. Niszczy wszystkich i wszystko, w końcu sam świadomie idzie na śmierć. Nikogo nie kocha, niczego nie pragnie. To młody Ryszard III: bezwzględny morderca i lodowaty strateg. Szczepaniak jest w tej roli niezwykle przekonujący, doskonały. Zwykłe w przypadku wszystkich wystawień pytanie, czy Hamlet kocha Ofelię, w spektaklu Bradeckiego jest nie na miejscu. Nie tylko dlatego, że Hamlet jest wyobcowany, lecz przede wszystkim dlatego, że Ofelia Martyny Byczkowskiej jest gęsią. Irytującą, głupią i niestety niewiarygodną.
To bardzo źle zbudowana rola, nieprzystająca ani do możliwości, ani do innych ról Byczkowskiej. Szkoda, że reżyser zapomniał, że historia Ofelii jest lustrzanym odbiciem historii Hamleta, i nie potraktował jej poważnie. W takim ukazaniu postaci niewiarygodne jest ani szaleństwo dziewczyny, ani jej domniemane samobójstwo. Jaki bowiem miałaby mieć motyw? Śmierć ojca? Blaga. Nie przepadała za nim za jego życia i nie była z nim specjalnie związana. Utracenie Hamleta? Ale przecież utraciła go już wcześniej i zniosła to całkiem dobrze. I jeśli zgodziliśmy się już, że Hamlet nigdy jej nie kochał, to znika nam najważniejszy rys osobistego dramatu duńskiego księcia. Może dlatego tak ciężko nam się z nim identyfikować. Wielka szkoda.
Warto wspomnieć za to o bardzo dobrym Mateuszu Weberze w roli Horacego i znakomitym Mariuszu Wojciechowskim – jego Poloniusz nie jest ciekawskim i głupim błaznem, lecz człowiekiem, który doskonale wie, co robi. Jak zwykle doskonały jest Adam Ferency (zwłaszcza w roli Pierwszego Grabarza) i Henryk Niebudek (owacja na stojąco za etiudę Ozryka!). Ciekawy jest również Fortynbras Modesta Rucińskiego, jednak uczciwie będzie przyznać, że na scenie liczy się Szczepaniak, a potem długo, długo nikt.
Za każdym razem, gdy idę do teatru na „Hamleta", zastanawiam się, po co dziś go brać na warsztat. Co nowego można jeszcze o nim, za jego pomocą, powiedzieć? W spektaklu Bradeckiego nie ma niczego nowatorskiego – to „Hamlet", jakiego doskonale znamy. Bardzo poprawnie i bardzo przyzwoicie zrobiony. Ale bez Krzysztofa Szczepaniaka byłby tylko kolejnym z „Hamletów", których nie zapamiętaliśmy.
"Hamlet"
reż. Tadeusz Bradecki
Teatr Dramatyczny w Warszawie
premiera 18 stycznia 2019
Jaki alkohol wybierają Polacy?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Dzieje się w Polsce i na świecie – czytaj na i.pl
- Oddano hołd ofiarom Zbrodni Katyńskiej. Złożono wieniec na grobie Kazimierza Sabbata
- Szef MSZ: Albo Rosja zostanie pokonana, albo będzie stała u naszych granic
- Lecisz do Londynu? Uważaj. Na słynnym lotnisku rozpoczynają się strajki
- Niedziela była wspaniała. A jaki będzie poniedziałek? Sprawdź prognozę pogody