- Sprzedaliśmy mieszkanie, mój mąż nagle stracił pracę i zastanawialiśmy się co byśmy chcieli robić, a obydwoje jesteśmy podróżnikami i bardzo dużo jeździliśmy. Postanowiliśmy zrobić coś, co bardzo kochamy – opowiada w rozmowie z nami Łucja Mikołajczuk, która razem z mężem prowadzi w centrum Warszawy hostel.
Hostel Oki Doki został otwarty w 2004 roku na placu Dąbrowskiego. Był to pierwszy w Warszawie, a zarazem trzeci w Polsce, hostel. Dwa poprzednie zostały założone w Krakowie przez Amerykanów. Cztery lata temu małżeństwo zdecydowało się na otwarcie jeszcze jednego obiektu Oki Doki, tym razem tuż przy Starym Mieście w Warszawie – przy ulicy Długiej 6.
- Mieliśmy u siebie w domu zawsze tłum ludzi, gości z różnych stron świata. Jednak kiedy urodziła nam się córka, zaczęło to być trochę kłopotliwe, bo jak to dziecko – płakała w nocy. Podłogi czasem też było za mało na spanie. Niektórzy goście czuli się zakłopotani i zaczęli mówić, że nie muszą u nas spać, że fajnie będzie zobaczyć się w ciągu dnia, ale mogą nocować gdzie indziej – opowiada Łucja Mikołajczuk. – Spotykając w czasie podróży różne osoby, zapraszaliśmy je tutaj i nagle zdaliśmy sobie sprawę, że w tamtych czasach nie bardzo było gdzie i co zaproponować znajomym backpackersom, czyli osobom podróżującym tanio i dużo. Ludziom niemającym zbyt wielu potrzeb, ale chcącym zatrzymać się w estetycznej przestrzeni. Chodziło o miejsce, które będzie oszczędne, ale miłe i ładne – dodaje.
Tak narodził się pomysł otworzenia w Warszawie hostelu. Do współpracy zostali zaproszeni różni artyści. Początkowo każdy pokój miał inny projekt, tak został stworzony hostel na placu Dąbrowskiego. Jednak później praktyka i życie zweryfikowały pomysły i teraz obiekt przy ulicy Długiej wygląda już zupełnie inaczej.
"W Warszawie najlepiej zobaczyć Kraków"
- Jak zaczynaliśmy, Warszawa była zupełnie niepopularnym miejscem. Na Tripadvisorze zdarzały się opinie typu "mieszkam 7 lat w tym mieście i w Warszawie najlepiej zobaczyć Kraków" – wspomina nasza rozmówczyni.
Dlatego właściciele hostelu Oki Doki zaczęli organizować dla gości różne wyjścia oraz wycieczki po mieście i robią to do dziś. Obiekt obecnie współpracuje z firmami pokazującymi miasto, takimi jak Adventure Warsaw, która jeździ żukami i busami po stołecznych ulicach.
- Pokazywaliśmy im taką tanią, inną Warszawę, której w tamtych czasach przewodnicy nie potrafili pokazać. Oni skupiali się na barykadach, krwi na kamieniach i tragicznej historii tego miasta, która oczywiście jest ważna i prawdziwa, tyle że dla ludzi ze świata bywa czasami odpychająca. Zaczęliśmy więc wyszukiwać inne miejsca – wyjaśnia właścicielka Oki Doki. – Nagle okazało się, że Warszawa jest miastem czystym, pełnym zieleni i ciekawych ludzi, miejscem pełnym atrakcji. Są tu różne zakamarki, gdzie naprawdę jest co robić.
Z biegiem lat polska stolica zaczęła być promowana przez różnego rodzaju firmy organizujące wycieczki, a w mieście pojawiało się coraz więcej turystów i tym samym więcej hosteli.
- Zdarzało się, że nasi goście czasami nawet nie wychodzili na zewnątrz. Mieliśmy też takich podróżników, którzy wracali co roku. Myślę, że to było miejsce, gdzie wszyscy i przyjeżdżający i pracownicy po prostu bardzo dobrze się czuli _– przyznaje Łucja Mikołajczuk. – _To było kultowe miejsce. Dla wielu naszych gości Warszawa to było Oki Doki.
Pandemia i lockdown krzyżuje plany
Jednak pandemia wiele zmieniła. Jeszcze w marcu 2020, kiedy został ogłoszony pierwszy lockdown hostel na placu Dąbrowskiego został zamknięty. Jak dowiedzieliśmy się w trakcie rozmowy, miesięczny koszt utrzymania obiektu wynosił 70 tys. zł, a właściciel budynku nie był chętny do negocjacji ceny.
Oki Doki na ulicy Długiej przetrwało, jednak hostel był nieczynny przez rok z dwumiesięczną przerwą w czasie wakacji.
Przed pandemią najliczniejszą grupą zatrzymującą się w hostelu Państwa Mikołajczuków byli Australijczycy, Amerykanie i Anglicy. Obecnie przyjeżdżają głównie Litwini, Holendrzy i Hiszpanie. W tym roku warszawski hostel odwiedziło też sporo Francuzów.
- W ostatnim czasie dużo rezerwacji jest odwoływanych w dniu przyjazdu. Holendrzy od dawna mają całkowity lockdown, więc chętnie przyjeżdżają do Polski, w której nie obowiązują restrykcje coronawirusowe. Na Sylwestra mieliśmy głównie młodych ludzi, którzy chcieli poszaleć, teraz jednak okres świąteczny się zakończył i nie mamy żadnych gości. Backpakersi to jednak nie młodzi ludzie, to bardziej styl życia. Obchodziliśmy kiedyś 70-te urodziny naszych gości w hostelowym barze. Pani tańczyła na stole – zdradza nasza rozmówczyni.
Oki Doki zawsze było odwiedzane częściej przez obcokrajowców, niż Polaków. Obecnie jednak w miejscu tym zatrzymują się też rodziny z dziećmi.
Hostel Oki Doki jako czwarty najlepszy obiekt na świecie
Tuz przed ogłoszonym lockdownem w 2020 roku hostel Oki Doki otrzymał nagrodę na portalu hostelworld.com, czyli na najstarszej, międzynarodowej platformie, której używają ludzie zatrzymujący się w hostelach. W głosowaniu podróżników Oki Doki znalazł się na czwartym miejscu najlepszych hosteli na całym świecie.
- Hotele są odwrotnością hoteli. Dla mnie to "s" w słownie "hostel" oznacza po prostu "social", "share". To miejsce, w którym spotykasz ludzi – mówi Łucja Mikołajczuk.
Hostele są pełne niesamowitych życiorysów. "Nie pamiętał kim jest, ale mówił, że niczego w życiu nie żałuje"
Jak wspomina nasza rozmówczyni, przez tyle lat funkcjonowania Oki Doki zdarzyło się tam wiele niesamowitych historii.
- Kilka lat temu do Oki Doki ktoś przyprowadził starszego pana z ulicy, który stał na środku skrzyżowania i potrzebował pomocy. Ta osoba wiedziała, że tu jest hostel i poprosiła, abyśmy się nim zajęli. Starszy pan mówił przepiękną, przedwojenną polszczyzną i posiadał brytyjski paszport. Był ubrany w garnitur, bardzo elegancki, miły, taki dziadek z żurnala. Okazało się, że ma ponad 80 lat i… totalną amnezją! Nie wiedział skąd się wziął w Warszawie i czy ma tutaj jakąś rodzinę – opowiada właścicielka Oki Doki.
Pracownicy hostelu zadzwonili do ambasady brytyjskiej, która następnie zorganizowała seniorowi powrót do Londynu. Pan przebywał w hostelu przez kilka godzin, do czasu przybycia kierowcy, który miał zabrać mężczyznę na lotnisko.
- Okazało się że pan przyjechał do Polski z młodszą od siebie żoną, pokłócili się na środku ulicy i ona go zostawiła. Przez te kilka godzin był u nas duszą towarzystwa. Nie miał przy sobie ani grosza, jednak miał gest- wszystkim stawiał piwo, śmiał się, żartował i powtarzał cały cza: "nic nie pamiętam, nie wiem kim jestem, podejrzewam, że nie byłem dobrym człowiekiem, ale jedno wiem na pewno, że niczego, co zrobiłem w życiu, nie żałuję" – wspomina Łucja Mikołajczuk.
W Oki Doki zatrzymał się też 76-letni obywatel Japonii, który od 70-tego roku życia zaczął biegać maratony z takim założeniem, że każdego roku przebiegnie ich tyle, ile ma lat.
- Hostele są pełne takich życiorysów, które pozwalają ludziom doświadczać więcej, bo hotel jest jednak miejscem, gdzie się człowiek zamyka, chce być sam. I niemile widziane jest zagadywanie innych gości, hostel jest dokładnie tego odwrotnością – wskazuje rozmówczyni.
Oki Doki dysponuje blisko 120 miejscami do spania, które zlokalizowane są na trzech piętrach. W obiekcie jest winda. Hostel ma w ofercie zarówno pokoje wieloosobowe przykładowo 4- lub 6-osobowe, jak również prywatne jednoosobowe.
Państwo Mikołajczukowie od 2008 roku prowadzą także Hotel Castle Inn na placu Zamkowym.
Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?